Pierwszy Crysis to najpiękniejsza zmora wszystkich pecetowych graczy sprzed lat. W 2007 roku produkcja była czymś niesamowitym – zarówno pod względem rozgrywki czy grafiki, jak i wymagań sprzętowych. Mało kto mógł sobie pozwolić na odpalenie nowego IP Cryteca u siebie w domu. Nie do pomyślenia wtedy było, żebyśmy mieli kiedykolwiek możliwość zagrania w tego futurystycznego FPS-a na handheldzie… A jednak.
Crysis w kieszeni – mokry sen każdego fana serii został spełniony
Nie ukrywam, że pierwszy raz uruchamiałem grę z wielką ekscytacją. Raz, że jestem sporym fanem serii, a dwa, że wizja kieszonkowego Crysisa powodowała na moim ciele ciarki. Z czasem jednak ekscytacja coraz bardziej spadała, a kolejne odpalanie gry na konsoli nie powodowało już tak szerokiego uśmiechu na twarzy, chociaż nadal nie bawiłem się źle. Ale po kolei.
Remaster na Switcha bazuje nie na wersji pecetowej, a tej teoretycznie gorszej, czyli z konsol PlayStation 3 i Xbox 360. Co za tym idzie, na Switchu również nie uświadczymy misji Ascencion, rozgrywanej w powietrzu, dokładnie w odrzutowcu. Czy jest to jednak wada? Nie powiedziałbym, jedynie napsujemy sobie podczas rozgrywki mniej krwi.
Jak dziecko Cryteka radzi sobie na polu bitwy?
Po kilku godzinach rozgrywki, niestety czar szybko pryska. Gra na Switchu ma trzymać stale 30 klatek na sekundę. Często jednak, aby utrzymać ten wynik, rozdzielczość spada, co jest niesamowicie widoczne. Wielokrotnie dostawałem pół magazynku pocisków i gdyby nie mini mapa, to w życiu nie wiedziałbym, z której strony one do mnie docierają. Przeciwnicy zwyczajnie mieszają się z tłem w zwykłych lokacjach, a przy pojedynku w krzakach, spadająca rozdzielczość u przeciwników jest bardziej skuteczna niż tryb kamuflażu w kombinezonie głównego bohatera. Niezwykle irytujące.
Poza rozdzielczością, spadki zaliczają niestety również FPS-y. Obiecywane 30 klatek na sekundę jest przez większość czasu, jednak przy bardziej zaciekłej walce z większą ilością przeciwników, rozwalającymi się elementami otoczenia czy przy jeździe samochodem, animacje znacznie tracą na płynności. Zawiodła mnie również strona wizualna, bowiem Crysis Remastered na Nintendo Switch to najbrzydszy Crysis, w jakiego przyjdzie wam zagrać. Grafika wygląda jak produkcja rodem z PlayStation 2 i chociaż ma swoje momenty, to krajobrazy w większości są kanciaste, a tekstury rozmyte.
Aspekty techniczne
Crysis Remastered 30 fps-ów ma utrzymywać stale, zarówno w trybie przenośnym, jak i w trybie TV. Niestety, grając w tramwaju, rozdzielczość z domyślnej, wynoszącej do 900p, spadnie nawet do 540p. Da się grać, lecz nie jest to wcale komfortowe doświadczenie. Sytuacja nie wygląda jeszcze tak tragicznie dla posiadaczy zwykłej wersji Switcha, dzięki której możemy bezproblemowo grać na dużym ekranie telewizora i widzieć cokolwiek. Posiadacze wersji Lite, konsoli bez możliwości podłączenia do telewizora i z mniejszym ekranem, nie będą jednak zbyt usatysfakcjonowani. Jeśli o to chodzi, to nawet Resistance: Burning Skies na PlayStation Vicie sprawowało się o niebo lepiej.
Rozgrywka w trybie przenośnym ma jeszcze jedną wadę. Ciężko stwierdzić, czy jest to bardziej wina Joy-Conów, czy układu sterowania, lecz po godzinie rozgrywki ręce niesamowicie się męczą i zwyczajnie zaczynają boleć. Najwygodniej gra się w trybie TV na Pro Controlerze, jednak ponownie, nie jest to w żadnym wypadku opcja dla posiadaczy Lite’a, a i przy zwykłym Switchu, kontroler ten jest jedynie dodatkiem.
Czy Crysis Remastered „dostarcza”?
Odświeżona wersja pierwszego Crysisa zawiera jedynie kampanię dla jednego gracza. Nie uświadczymy ani trybu multiplayer, ani DLC. Szkoda, bowiem kampania to zabawa na około 12 godzin, a w grze pomimo „połowicznie” otwartego świata, poza questami nie ma nic do roboty. Można to jednak wybaczyć, bowiem cena na premierę jest mniejsza niż przyjęte 250 PLN.
Podsumowanie
Crysis Remastered kuleje pod wieloma względami. Nie jest to z pewnością pozycja obowiązkowa na najnowszą konsolę z rodziny Nintendo, chociaż dla fanów serii czy po prostu miłośników shooterów, będzie to przyjemna, kilkunastogodzinna przygoda. Wiem, że większość recenzji to marudzenie i wymienianie coraz to kolejnych wad – grało mi się jednak przyjemnie, strzela się miło, misje są interesujące, a rozwalające się elementy otoczenia czy możliwości skafandra naprawdę sprawiają radochę. Dużym plusem są także polskie napisy. Jeśli jesteście fanami Crysisa lub przeżyliście ten ból 13 lat temu, kiedy nie byliście w stanie odpalić gry na swoim PC, to bierzcie w ciemno – fala nostalgii która was uderzy będzie niesamowita. Jeśli macie ochotę na kieszonkowy shooter, również możecie się tą pozycją zainteresować. W innym wypadku, obawiam się jednak, że Crysis Remastered na Nintendo Switch nie spełni waszych oczekiwań.