Ranking serii Wolfenstein – wybieramy najlepsza grę o kopaniu tyłków nazistom

Ranking Wolfenstein

Wolfenstein zmieniał się z czasem – każda kolejna odsłona nosi znamiona innych trendów panujących w branży w momencie jej premiery, co dla growych historyków czyni serię tym czymś zupełnie fascynującym. W ciągu jej ponad trzydziestoletniej historii mieliśmy bowiem okazję zagrać w naprawdę różne względem siebie produkcje – od wczesnych skradanek, przez bezmózgie strzelaniny i klony Call of Duty, aż po bardziej filmowe, nastawione na opowieść przeżycia. A wszystko to w sosie z okultyzmu, nazistowskich eksperymentów i alternatywnej historii.

Toteż wraz z Kasjanem i Robertem podjęliśmy się tego karkołomnego zadania, jakim jest uporządkowanie wszystkich gier z serii Wolfenstein od (naszym zdaniem) najgorszej do najlepszej.

Castle Wolfenstein 576p 2

13. Castle Wolfenstein

Muse Software | 1981r.

Robert: Choć sporo osób myśli, że seria Wolfenstein zaczęła się od kultowej gry id Software, nie jest to prawdą. Marka zadebiutowała w prehistorycznych czasach gamingu, bo już w 1981 roku. Dzisiaj tytuł nadaje się bardziej do muzeum, niż do ogrywania przez współczesnego gracza, ale nie można mu odmówić ogromnego wkładu w rozwój branży. Pierwszy Wolfenstein był skradanką! A właściwie to kładł podwaliny pod ten gatunek, który potem został wypromowany przez Hideo Kojimę przy okazji oryginalnego Metal Geara (bez Solid w tytule). Jako aliancki szpieg (wtedy jeszcze nie był nazywany Blazkowiczem) musieliśmy przedostać się do tytułowego zamku i wykraść plany Hitlera. Pierwszy epizod Wolfensteina 3D to po części remake właśnie tej gry. A ta inspirowała się wydanym rok wcześniej tytułem Berzerk i filmem „Działa Navarony”. Patrząc na materiał z rozgrywki uświadamiamy sobie, że Castle Wolfenstein może i miał pięć kolorów na krzyż, hilterowcy byli żółtymi ludzikami ze swastyką na plecach, a całość można było skończyć w dziesięć minut, ale to kawał historii gier wideo.

Wolfenstein Rpg

12. Wolfenstein RPG

id Software i Fountainhead Entertainment | 2008r.

Robert: Wydawałoby się, że Wolfenstein i RPG to niezbyt idące ze sobą w parze słowa. A tu proszę, na telefony komórkowe w 2008 roku ukazała się gra o właśnie takim tytule. Chociaż RPG należy tu traktować raczej z przymrużeniem oka, bo niby był tu loot i minimalne ulepszenia, to gra bardziej przypominała Wolfensteina 3D Tyle że w systemie turowym… Wolfenstein RPG to taki strzelany dungeon crawler, w którym ponownie wcielimy się w Blazkowicza infiltrującego niemiecki zamek. Nic odkrywczego, jeśli chodzi o samą serię, ale na telefonach komórkowych była to niezła ciekawostka. Przyjemny tytuł, który korzystał z podstaw nakreślonych przez komórkowe DOOM RPG. Co ciekawe, gra czyniła aluzje właśnie do tej serii, gdyż ostatnim bossem w Wolfenstein RPG był nie kto inny, a kultowy cyberdemon. I to zanim stał się cyberdemonem! Można powiedzieć, że to Blazkowicz skopał mu tyłek przed Doomguyem, a ten potem chciał się zemścić na jego… Nie każcie mi wchodzić w zależności starego multiwersum gier id Software. Na trzeźwo połączenia DOOM-a, Wolfensteina i Commandera Keena nie idzie zrozumieć.

Beyond Castle Wolfenstein

11. Beyond Castle Wolfenstein

Muse Software | 1984

Kasjan: Trzy lata po historycznym Castle Wolfenstein, ukazał się sequel o nazwie Beyond Castle Wolfenstein. Ponownie była to skradanka i po raz kolejny za jej stworzenie odpowiadało studio Muse Software. Nie ma więc co ukrywać, to dosyć podobny twór do Castle Wolfenstein z kilkoma ulepszeniami w rozgrywce. Strażnicy używają systemu przepustek, więc gracz bywa przez nich wzywany, aby takową pokazać. Jeśli jej nie posiada może jeszcze strażników przekupić, ale nie zawsze musi się to udać, więc strażnicy mogą uruchomić alarm. Z innych nowości, to ciała martwych strażników można przeciągać przez pomieszczenie, aby je ukryć. Recenzje gry nie były jednak pozytywne, to bardzo przeciętna produkcja i jej miejsce na liście nie jest w żaden sposób przypadkowe – śmiało możecie sobie Beyond Castle Wolfenstein podarować.

Wolfenstein Cyberpilot

10. Wolfenstein: Cyberpilot

MachineGames | 2019r.

Kasjan: Kolejną grę z uniwersum Wolfensteina prawdopodobnie i tak byście sobie odpuścili, i to z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że to gra na urządzenia VR, a drugi, że to gra bardzo przeciętna (Metascore: 54) i jeśli już szukać jakichś tytułów na VR, to znajdziecie znacznie lepsze. Cyberpilot ukazał się w tym samym dniu, co Wolfenstein: Youngblood i tym bardziej rozczarował grową społeczność. Akcja Cyberpilot ma miejsce 20 lat po wydarzeniach z The New Colossus i opowiada o tytułowym Cyberpilocie, hakerze pracującym dla francuskiego ruchu oporu. Ciekawostka – Cyberpilot oraz Youngblood były pierwszymi grami, w których zastosowano specjalną klauzulę wprowadzoną przez USK, niemiecką organizację oceniającą oprogramowania, w sierpniu 2018 roku. Umożliwiła ona wykorzystanie nazistowskich obrazów w grach wideo w odpowiednich scenariuszach, analizowanych indywidualnie dla każdego przypadku. Pomimo oficjalnej oceny przez USK, najwięksi niemieccy dystrybutorzy, tacy jak MediaMarkt, Saturn i GameStop, odmówili sprzedaży wersji nieocenzurowanej, oferując tylko oddzielnie sprzedawaną wersję niemiecką, w której brakuje wszystkich nazistowskich obrazów i odniesień, a niemiecki jest jedyną opcją językową.

Spear Of Destiny

9. Spear of Destiny

id Software | 1992r.

Konrad: Włócznia Przeznaczenia. Legendarna broń, którą, według podań, rzymski legionista Kasjusz przebił bok Jezusa na krzyżu. Okazuje się jednak, że przedmiot ten nie tylko istnieje naprawdę, ale posiada magiczne moce i znajduje się w rękach Hitlera. A przynajmniej tak sytuacja maluje się w Spear of Destiny, czyli samodzielnym dodatku do Wolfensteina 3D, którego akcja osadzona została na jakiś czas przed pierwszym growym wojażem B.J.-a Blazkowicza. Rozgrywka i oprawa graficzna pozostały niemalże niezmienione względem oryginału, choć już na pierwszy rzut oka rzuca się fakt, iż twórcy postanowili tym razem nieco zaszaleć z kolorystyką, w wyniku czego korytarze nazistowskich zamków i lochów mienią się teraz wszystkimi kolorami tęczy. W obecnych czasach jest to już jednak wyłącznie ciekawostka dla najwytrzymalszych i najbardziej zagorzałych fanów Wolfensteina.

Wolfenstein Youngblood

8. Wolfenstein: Youngblood

MachineGames i Arkane Studios | 2019r.

Konrad: Na papierze Wolfenstein: Youngblood wcale nie wyglądał źle, bo w teorii mieliśmy dostać dokładnie to, za co pokochaliśmy dylogię MachineGames, a więc miodny system walki i dojrzałą fabułę z ciekawymi bohaterami – tyle tylko, że teraz wszystkiego tego mieliśmy doświadczyć w kooperacji z drugim graczem (i to bez konieczności posiadania przez dwóch kopii gry nawet przy rozgrywce online). Kubłem zimnej wody wylanym na fanów okazał się w momencie premiery fakt, że, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej Far Cry: New Dawn, Youngblood zawierał mechaniki charakterystyczne dla gier RPG, jak choćby poziomy postaci oraz przeciwników. W rezultacie strzelanie przestało być równie satysfakcjonujące co wcześniej, a niejednokrotnie miało się też wrażenie walki z „gąbkami na pociski”. Nic dziwnego, że Wolfenstein: Youngblood dość szybko został zapomniany.

Wolfenstein Enemy Territory

7. Wolfenstein: Enemy Territory

Splash Damage | 2003r.

Robert: Najłatwiej będzie powiedzieć, że Enemy Territory to tryb multi do Return To Castle Wolfenstein. Początkowo miał to być klasyczny singlowy dodatek, ale ostatecznie przerodził się on w samodzielną odsłonę, skupioną wyłącznie na rozgrywkach wieloosobowych. Gra z miejsca zyskała uznanie graczy, będąc zaraz obok Quake III: Arena, Unreal Tournament i CS-a królem sieciowego strzelania wczesnych lat dwutysięcznych. Chwalono przede wszystkim rozgrywkę, która momentami miała sporawy, aczkolwiek wynagradzający próg wejścia. By w niej wymiatać, gra nie tylko wymagała skilla, ale też pomyślunku przy planowaniu strategii. Enemy Territory tak przypadło do gustu odbiorcom, że kilka lat później odseparowało się nawet od Wolfensteina, by dostarczyć odsłonę inspirowaną serią Quake. Co ciekawe, w 2010 gra przeszła do otwartej licencji i wciąż żyje, mając wierną społeczność, która ciągle chce ją modować i w nią grać.

Wolfenstein

6. Wolfenstein

Raven Software | 2009r.

Robert: Odsłona stworzona przez Raven Software to dziś zapomniany Wolfenstein, który trzyma się w cieniu swoich późniejszych następców. Część osób tego nie wie, ale to miękki reboot i pierwsza gra z cyklu kontynuowanego później przez MachineGames. Gra modernizuje staroszkolną formułę, czerpiąc pewne inspiracje z Call of Duty, a samemu Blazkowiczowi oddając magiczne moce pochodzące z okultystycznego amuletu. Przez te zmiany część hardkorowych fanów odbiła się od odsłony z 2009 roku, ale to wciąż była dobra gra. Może nie najlepsza, bo wydane rok później Singularity od tego samego studia biło ją na głowę, lecz wciąż potrafiła zapewnić masę frajdy. Niestety, przez zawirowania prawne jedyną opcją, by w Wolfensteina zagrać, jest uciekanie się do egzemplarzy używanych. Grę wydało Activision, które wprawdzie posiada prawa do gry, ale już prawa do samej marki leżą w rękach Bethesdy, przez co żaden wydawca nie może jej ponownie wydać.

Wolfenstein 3d

5. Wolfenstein 3D

id Software | 1992r.

Kasjan: Zanim geniusze z id Software, czyli John Carmack i John Romero stworzyli Dooma i Quake’a, były jeszcze dwie inne gry, które napisały historię gamingu. Catacomb 3-D i Wolfenstein 3D. Oczywiście tematem naszego rankingu jest ta druga produkcja, ale bez tej pierwszej nie byłoby pewnie Blazkowicza. W połowie 1991 roku Carmack eksperymentował z silnikiem gier 3D, czego efektem był wspomniany Catacomb. Romero zasugerował jednak, by przerobić skradankę Castle Wolfenstein na szybką grę akcji. Wraz z projektantem Tom Hallem zaprojektowali właśnie Wolfensteina 3D na silniku Carmack, w taki sposób aby zapewnić graczom szybką i brutalną rozgrywkę, całkowicie odcinając się od wydawanego wcześniej przez id Software – Commandera Keen’a. Nie da się ukryć, udało się, a potem poszli za ciosem i historię z markami Doom i Quake znacie sami. Właśnie, kiedyś wypadałoby się pochylić również nad rankingami tych serii…

Wolfenstein 1 D

Ciekawostka: Wolfenstein 1-D

Wonder-Tonic | 2011r.

Konrad: W 2011 roku Mike Lacher podjął się wyzwania przeniesienia Wolfensteina 3D z trzech w zaledwie dwa wymiary. W konsekwencji otrzymaliśmy flashowego Wolfensteina 1-D, w którym cała akcja toczy się w długiej linii o szerokości jednego piksela. Nie brak tu strzelanin oraz poszukiwania skarbów, choć jest to zdecydowanie mniej widowiskowe od oryginału. Niestety, obecnie zagranie w Wolfenstein 1-D może okazać się problematyczne ze względu na zaprzestanie wsparcia Adobe Flash Player.

Wolfenstein The New Colossus

4. Wolfenstein II: The New Colossus

MachineGames | 2017r.

Kasjan: Z The New Colossus mam taki problem, że choć bardzo mi się on podobał, są od niego lepsze Wolfensteiny, co sporo mówi o tym, jak fantastyczne są gry z tej serii. Wypadkowa naszych głosów dała mu zaszczytne czwarte miejsce i to też się broni. Sequel całkiem dobry, choć odchodzi od atmosfery z poprzedniczek i daje nam bardziej rubaszny humor. Jednak dalej bawi i wciąga tak jak The New Order i The Old Blood, a strzelanie jest cholernie satysfakcjonujące. To zdecydowanie „must have” dla każdego fana serii. Odbiór całości może popsuć Season Pass, który jest żartem dla fanów, bo zawiera on może ze 3 godziny grania. Tak czy siak, The New Colossus to ostatnia z odsłon Wolfensteina, w którą warto, a nawet trzeba, zagrać.

Recenzja Wolfenstein 2: The New Colossus

Wolfenstein II: The Freedom Chronicles – Epizod 1 – recenzja

Wolfenstein 2: The Freedom Chronicles – Epizod 2 – recenzja

Wolfenstein 2: The Freedom Chronicles – Epizod 3 – recenzja

Wolfenstein The New Order

3. Wolfenstein: The New Order

MachineGames | 2014r.

Konrad: Wolfenstein: The New Order to powrót do korzeni pełną gębą. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie korzeni serii, ale również całego gatunku pierwszoosobowych strzelanek. Kiedy w 2014 roku rynek przesycony był kolejnymi odsłonami Call of Duty, Battlefieldów oraz dziesiątek gier starających się emulować oferowane przez te dwie marki doświadczenie – Wolfenstein ruszył pod prąd. Pierwsze skrzypce grała tu arcymiodna mechanika strzelania, pozwalająca na naparzanie z dwóch karabinów jednocześnie, a w razie braku amunicji nic nie stało na przeszkodzie, by podmienić je na jedną z kilkunastu innych trzymanych przez Blazkowicza w plecaku. Powróciły punkty życia, choć w dość hybrydowej formie, bo do pewnego pułapu zdrowie nadal regeneruje się automatycznie. W wyniku wszystkich tych oraz wielu innych decyzji The New Order daje graczowi niesamowite poczucie potęgi, jednocześnie stawiając przed nim solidne wyzwanie i opowiadając zaskakująco dojrzałą historię.

Wolfenstein: The New Order trafił też do naszego zestawienia najlepszych gier minionego dziesięciolecia.

Return To Castle Wolfenstein

2. Return to Castle Wolfenstein

Gray Matter Interactive | 2001r.

Konrad: Na początku millenium wyraźnie odczuwalna była rodzącą się rywalizacja między przeżywającym swój złoty okres Medal of Honor a debiutującym dopiero Call of Duty. Tytuły te siliły się na jak najwierniejsze oddanie historycznych realiów, inspirując się przy tym filmami pokroju „Wroga u Bram” oraz „Szeregowca Ryana”. Return to Castle Wolfenstein poszło inną, przetartą przez jego poprzedników, drogą zwaną fantastyką. Na swojej drodze spotykaliśmy już nie tylko klasycznych Helmutów i Ulrichów z Mauserami, ale także nieumarłych oraz abominacje będące skutkiem nazistowskich eksperymentów. RtCW wyróżniało się więc zdecydowanie cięższym i mroczniejszym klimatem niż patetyczne gry konkurencji. Kapitalnie makabryczna fabuła łączyła się ze świetną mechaniką rozgrywki, a całości dopełniał również udany tryb wieloosobowy. Sukces Return to Castle Wolfenstein sprawił, że w kolejnych latach tytuł ten trafił również na PlayStation 2 oraz Xboksa, otrzymując przy tym dodatkową misję, dostępną wyłącznie na tych platformach.

Wolfenstein The Old Blood

1. Wolfenstein: The Old Blood

MachineGames | 2015r.

Robert: Pierwsze miejsce dla tej gry to trochę kontrowersyjna opinia, gdyż odbiór Starej Krwi zależy głównie od tego, czego oczekujemy po grach z Blazkowiczem. The Old Blood to prequel The New Order, który bierze wszystkie najlepsze elementy tej gry i miesza je z nawiązaniami do klasycznych Wolfensteinów. Nie stawia on na fabułę, a wręcz ogranicza ją do niezbędnego minimum, by zaoferować odbiorcy nieskrępowaną akcję w starym stylu. To częściowy remake Wolfensteina 3D i Return to Castle. Korzysta z tych samych motywów, takich jak kolejka górska lub ucieczka z lochów i powraca do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli drugowojennego okultyzmu. Jeśli tęsknicie za Blazkowiczem, który z gołą klatą przebija się przez hordy wrogów, by uciec z tytułowego zamku, The Old Blood będzie najlepszym Wolfensteinem. Zero rozważań o naturze wojny, idziesz przed siebie i robisz rozwałkę.

A wy? Którą część serii Wolfenstein wspominacie najcieplej?

Sprawdźcie też nasze pozostałe rankingi: