To był mój pierwszy Pixel Heaven. Wstyd się przyznać, ale była to też moja pierwsza tego typu impreza gamingowa w ogóle. Do tej pory, choć miałem wielokrotnie okazję, jakoś nie jarała mnie perspektywa jechania wielu kilometrów, by pograć sobie w gierki. To równie dobrze mogłem robić we własnym domu. Do rozmownych nie należę, więc pogadanki z twórcami również do mnie nie przemawiały.
Tym razem jednak postanowiłem się przełamać i w ten sobotni, gorący dzień, jakim był 9 czerwca, z lekką nieporadnością i wcale nie pełen nadziei zagościłem na tym pixelowym święcie gier niezależnych. Jako że indyki lubię i na Gamerwebie o nich piszę, to i teraz podzielę się z wami kilkoma ciekawymi pozycjami obecnymi na opisywanym evencie. Jednak może po kolei…
Tegoroczny Pixel Heaven był już szóstą edycją tego wydarzenia i odbywał się w dniach 8-10 czerwca w Starej Zajezdni Autobusowej przy ulicy Włościańskiej w Warszawie. Pixel dzielił się na prelekcje zaproszonych gości i część wystawową. A jeśli patrzymy na same stoiska, w jeden dzień spokojnie dało się obskoczyć wszystko, więc byliśmy właśnie w sobotę. I by dalej nie przedłużać, przejdźmy do meritum, czyli gier.
NAJWIĘKSI WYGRANI
Czyli pięć pozycji, które najbardziej przykuły moją uwagę. By nikogo nie faworyzować, w kolejności alfabetycznej.
Blademaster Duelist – właściwie był to dopiero wczesny prototyp, aniżeli pełnoprawna gra, ale projekt już nawet w tym stadium przykuł moją uwagę. W Blademaster chodzi mianowicie o to, że walczymy poprzez machanie myszką. Każdy ruch ręką przekłada się na położenie miecza bohatera. Z początku trzeba się odzwyczaić od klasycznego klikania, ale po chwili system robi się naprawdę przyjemny. Aż chciałbym go kiedyś zobaczyć w jakimś RPGu akcji osadzonym w szlacheckiej Polsce i powalczyć sobie na szabelki. To już takie pobożne życzenie. Z pewnością będę śledzić rozwój tego projektu, chociaż tutaj chętnych zastrzegam, że jest on robiony przez jedną osobę, więc nie oczekujcie growego objawienia.
Bushy Tail – gra o lisie od Fuero Games, czyli gości, którzy do tej pory zajmowali się raczej rynkiem mobilnym. Teraz postanowili wyjść z czymś większym i Bushy Tail jako taki projekt zapowiada się bardzo fajnie. Gra przyjmuje formę jakby bajki opowiadanej przez dzieci z cały czas zmieniającym się otoczeniem. Na pewno tytuł o lisku przykuwa do siebie oprawą graficzną, a i myślę, że w pełnym produkcie może dostarczona nam być dosyć ciekawa historia. Jedyny mój minus po chwili grania jest taki, że list chodzi zbyt wolno. Ale hej, on nie ma jednej łapki, więc chyba możemy to usprawiedliwić.
Carrion – za ten tytuł odpowiada część osób tworząca wydanego dwa lata temu Butchera. Powiem tyle: Carrion jest świetny. Ogromnie podobała mi się dynamika rozgrywki i sam pomysł, o który została ona oparta. Wcielamy się tutaj w dziwnego, bezkształtnego potwora, który przypomina kupę mięsa klejącą się do ścian. Jest to jakby odwrócony horror, gdzie to my odpowiadamy za zabijanie, a wraz z kolejnymi zjedzonymi ofiarami, potwór rośnie w siłę. Obecny tu pixelart wygląda super i gra się w Carriona niezwykle przyjemnie. Czekam!
Klucz – była to gra, która podczas Pixela chyba po raz pierwszy została zaprezentowana szerszej publice. Przynajmniej tak zakładam, bo będąc fanem przygodówek point & click, wcześniej o niej w ogóle nie słyszałem. Dobrze że dzięki targom mogłem dowiedzieć się o tak interesującym projekcie, a nawet zagrać w jego prototyp. Akcja gry rozgrywa się w dieselpunkowej wizji alternatywnej historii i całość stylem nieco przypomina serię Deponia. Podobało mi się również świetne podejście autorów, którzy zapisywali na kartkach wszelkie uwagi czynione przez odbiorców. Widać było, że chcą by ich gra wyszła jak najlepiej i takie podejście cieszy.
The Unholy Society – o tej grze akurat słyszałem jeszcze przed targami, ale raczej było to tylko takie obicie się o uszy. Jest to przygodówka point & click opowiadająca o egzorcyście. I jeśli spodziewacie się horroru, to nic z tych rzeczy! To pozytywnie i mocno zakręcona historia inspirowana popkulturą i filmami z lat 80’tych. Oprócz tego posiada świetny styl graficzny, a co najlepsze – wychodzi już niedługo, bo w trzecim kwartale tego roku.
INDYKI MNIEJSZE I WIĘKSZE
Powyżej mogliście zapoznać się z piątką moich, że tak powiem, ulubieńców, ale na Pixel Heaven było o wiele więcej ciekawych gier i im też warto się przyjrzeć. Oczywiście nie mogło zabraknąć największych graczy, takich jak Jujubee ze swoim flagowym Kurskiem. Przygotowali oni mały konkurs dla graczy, w którym do wygrania były kurskowe planszówki. Wystarczyło przebić innych w minigierce polegającej na zestrzeliwaniu min. Na panelu ujawnili również premierę gry zaplanowaną na 11 października dla wersji pecetowej. Obok nich rozstawił się polski wydawca indyków Klabater z nieco prostszymi tytułami, niż te, które dotychczas miał w swojej ofercie. Mowa o ROARR!, gierce, w której jako dinozaur niszczmy miasta i ’90s Football Stars, czyli takiej kreskówkowej Fifie. Wraz z ludźmi z 2BIGO można było pograć w Lumberhill – przyjemny czteroosobowy co-op oparty na fizyce, w którym ścinaliśmy drzewa i zaganialiśmy owce.
W drugiej części targów, niemal naprzeciwko wejścia rozmieściło się Movie Games z mającym niedługo premierę Lust for Darkness i nieco bardziej odległym The Beast Inside, a także ludzie z Atomic Jelly ze swoim Dywizjonem 303. Po drugiej stronie Rolling Monks Games prezentowało Jimmy’iego – ciekawie zapowiadającą się postapokaliptyczną platformówkę z ewolucją w stylu Spore. Zaskoczeniem był mech przywieziony przez Tate Multimedia, na którym porozwieszano telewizory z grą Steel Rats. Na fanów strategii czekały także Driftland, X-Morph: Defense i Re-Legion. Nie zabrakło takich indyczych hitów, jak We. The Revolution i My Memory of Us, ale o nich akurat słyszał prawie każdy. Pracownicy Dali Games, jako jedni z finalistów Pixel Awards, prezentowali Lucid Dream – przygodówkę o dziewczynce na wózku inwalidzkim (obiecałem, że zagram, ale nie udało mi się ostatecznie dobić, sorry!).
To jednak nie koniec przygodówek. Fani mogli sprawdzić Don’t Escape – kolejną, tym razem o wiele bardziej rozbudowaną odsłonę serii gier przeglądarkowych. Zaraz obok było 8874, bardzo ładna gra z nietypową nazwą rozgrywająca się w Wałbrzychu i wykorzystująca technologię fotogrametrii. Jeśli podobnie jak ja, kojarzysz to miasto tylko ze starym jak świat memem „na Wałbrzych!”, to będzie to ciekawa opcja do poznania tych okolic przy okazji grania w grę. Było również Space Cows, czyli produkcja, w której ratujemy krowy na stacji kosmicznej. Ludzie z Yo’mama Games przywieźli ze sobą Tool Boya, a Black Torch Games – Skullstone, w którego niestety nie udało mi się zagrać. Na stanowisku z Tavern of Emyr Barbarous mogliśmy pograć w przyjemny mobilny time management lub zakosić podstawkę do piwa, a Simfabric oferował wirtualne składanie smartfonów w swoim symulatorze. O kimś zapomniałem? Pewnie tak, za co się kajam, ale naprawdę gier było mnóstwo.
NIE TYLKO ELEKTRONICZNIE
Pixel Heaven to jednak nie tylko gry cyfrowe. Spora część wystawy poświęcona była również planszówkom. Sklep Paladynat, czy firma Trefl to tylko przykłady. GRAPLA miała dla siebie całą wyznaczoną część hali, na której można było powypożyczać planszówki i bez przeszkód w nie pograć z innymi ludźki. SPELL GAMES za to wystawiło się ze swoją karcianką Łotry. Dla fanów komiksów, Sklep-komiksowy.pl jako antykwariat oferował do zakupu wiele klasyków.
RETRO I SKLEPY
I jeśli o sklepach mowa, to nie zapomnijmy o najróżniejszych gadżetach, które co krok mogli kupować fani. Zapomnieć nie możemy również o grach retro, które zajmowały sporą część ekspozycyjnej części targów. Cieszył widok rodziców, którzy wraz z dziećmi grali w stare klasyki. Retro na swoim stanowisku promował również GOG.com, a HuuugeGames u siebie zagwarantowało nawet miękkie pufy, by było nam wygodnie pogrywać. Fani automatów i flipperów również mieli coś dla siebie. Mógłbym o tym pisać i pisać, ale wiecie co? Instytut Francuski oferował nam możliwość zagrania na bananowym pianinie. To chyba mocny akcent na koniec?
Czy jeszcze kiedyś odwiedzę Pixel Heaven? Myślę, że tak. To przede wszystkim fajna okazja do poznania nowych, ciekawie zapowiadających się gier niezależnych, które miały okazję umknąć nam w natłoku steamowych premier i wszelakich zapowiedzi. To również świetna szansa dla twórców, by przebić się ze swoim produktem. Bądź co bądź, sporą rzeszę odwiedzających stanowią właśnie smakosze indyczych łakoci. A jeżeli nawet taki chłodno podchodzący do eventów gość jak ja, mówi wam, że dla gier przyjść warto, to coś to oznacza. I tym pozytywnym akcentem kończymy naszą relację. Do następnego!