Czekałem na My Memory of Us. I może to dosyć niecodzienne, by zaczynać recenzję od takich właśnie słów, ale nie było to wyczekiwanie bezpodstawne. By uzmysłowić sobie, dlaczego produkcja polskiego studia Juggler Games zapowiadała się według mnie na ciekawą grę, wystarczy zadać sobie pewne pytanie. Ile mieliśmy gier o wojnie? Mnóstwo, a większość z nich to strzelanki, które gloryfikowały żywot żołnierza. Jednakże z drugiej strony, ile na dobrą sprawę mieliśmy gier, które pochyliłyby się nad losem prostego cywila, a nawet podjęły tak bardzo jednoznaczny dla okresu II wojny światowej motyw holokaustu?
Przed premierą mówiło się, że My Memory of Us będzie właśnie czymś takim. Grą, która odważy się podjąć tę jakże trudną tematykę. Tyle że na swój specyficzny sposób. W produkcji od Juggler Games ani razu nie padają bowiem takie określenia jak Niemiec lub Żyd. Rzeczywistość znana nam z kart historii została zastąpiona tu fikcyjnym światem, w którym najeźdźcami gnębiącymi cywilów są kiczowate roboty. I zanim ktoś ortodoksyjny zdążyłby podnieść larum, iż to bagatelizacja, a wręcz profanacja cierpień milionów istnień tamtych czasów, to tak nie jest. Wszystko sprowadza się do interpretacji.
Fabuła gry rozpoczyna się w momencie, gdy mała dziewczynka odnajduje na strychu księgarni pamiętnik ze zdjęciami. Gdy przekazuje go staremu księgarzowi, ten po ujrzeniu pewnego zdjęcia, zaczyna snuć jej historię swego życia z czasów wojny. By nie opowiadać jej aż tak bardzo o brutalności tamtych chwil, a przy tym goręcej zaciekawić zafascynowany wszelkiego rodzaju fantastyką dziecięcy umysł, postanawia poczynić on pewne zmiany – złych ludzi zmienić w roboty. Tym samym można więc uznać, iż świat w My Memory of Us to fikcja bazująca na naszej rzeczywistości, ale równie dobrze pokusić się o stwierdzenie, że to prawda podana w sposób symboliczny.
Zły Król to Hitler, a naziści – jego poplecznicy i żołnierze – mają tu formę robotów. Czerwone ubrania noszone przez tłamszoną przez nich ludność to nic innego, jak opaski z gwiazdą Dawida, które musieli nosić Żydzi. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo twórcom udało się przełożyć tak wiele charakterystycznych dla wojny rzeczy na „język” młodzieżowo-fantastyczny. Niech za przykład posłuży tu rozstrzelanie za ucieczkę z transportu. W My Memory of Us to dezintegracja przez roboty. I niby zachodzi tu to samo. I tu, i tu umiera człowiek. Jednak pewne komiksowe przerysowanie w dziele od Juggler Games sprawia, iż nie jest to już aż tak deprymujące. Bo w końcu, kto by chciał grać w grę, która na każdym kroku wywoływałaby w nas poczucie winy?
Jednakże dość o tym. Jako że My Memory of Us ma tak silne umiejscowienie historyczne, znajdziemy w nim sporo odniesień do prawdziwych postaci i zdarzeń, zwłaszcza z okresu okupacji w Polsce. Wypatrzymy tu tak typowe elementy dla warszawskiego krajobrazu tamtych lat, jak np. mały sabotaż, czy łapanki i wywózki ludności do obozów koncentracyjnych. W pewnym momencie autorzy prezentują nawet bardziej niż oczywiste aluzje do Janusza Korczaka, czy Ireny Sendlerowej. Nie wiem, jaki będzie odbiór My Memory of Us poza granicami naszego kraju, ale Polacy jak najbardziej mają tu czego szukać i podczas zabawy powinni wręcz wynajdywać jak najwięcej alegorii do własnej historii.
Choć początek prezentowanej tu fabuły może być dosyć niemrawy, to jest to zaledwie cisza przed burzą. Później robi się coraz lepiej i bardziej dramatycznie. Bo ta w gruncie rzeczy prosta opowieść jest w swej konstrukcji bardzo błyskotliwa. W jej prostocie jest coś urokliwego, a to jak twórcy żonglują tak dobrze nam przecież znanymi elementami okresu polskiej okupacji, udało się doprawdy znakomicie. Dzięki czemu, oprócz tego, iż fabułę śledzi się z ciekawością, to również jest to bardzo inteligentna opowieść, która pod płaszczykiem kiczowatego sci-fi z robotami opowiada o czymś więcej.
Ale fabuła to przecież nie jedyna część składowa tytułu od studia Juggler Games. My Memory of Us to siłą rzeczy platformówka z dodatkiem drobnych elementów gier przygodowych, takich jak zagadki logiczne. Na pierwszy rzut oka najprościej porównać tę produkcję do wydanego w 2014 roku Valiant Hearts: The Great War od Ubisoftu. I rzeczywiście obie te gry mają wiele elementów wspólnych, jeśli chodzi o sposób grania.
W My Memory of Us twórcy przeplatają elementy spokojniejsze i budujące narrację z tymi odpowiedzialnymi za wyzwania logiczne, a także zręcznościowe. Jeśli chodzi o te ostatnie, to głównie występują tu pod formą wszelakich ucieczek. Zdecydowanie ciekawsze wydają się za to zagadki. W produkcji od ekipy z Juggler Games wcielamy się równocześnie w dwójkę bohaterów – chłopca i dziewczynkę. Starsza towarzyszka potrafi biegać i rzucać kamieniami, a jej kompan skradać się i oślepiać wrogów, puszczając zajączki z lusterka.
Zagadki może nie są jakoś specjalnie trudne, ale to wcale nie wada. Choć czasem może lekko powtórzyć się ich schemat, to na ogół są fajne i unikalne w kontekście całej gry. Każda z nich wykorzystuje też odmienne umiejętności naszych bohaterów. A gdy zmęczy nas ciągłe przełączanie się pomiędzy nimi, zawsze jedno może złapać drugie za rękę i kierować swego towarzysza. Tutaj również przestrzegam, zmieńcie z bazowego Z na jakiś inny klawisz, gdyż czasem możecie niefortunnie kliknąć Shift+Alt i później zachodzić w głowę, dlaczego dzieciaki nie chcą złapać się za rękę.
To jednak żaden błąd ze strony autorów, a po prostu niefortunne dobranie klawisza. My Memory of Us jest na ogół dopracowaną grą, ale czasami może przytrafić się jakiś drobny babol. Ot, raz w dziwny sposób kamera odleciała mi w bok i nie mogłem sterować postaciami, co zmusiło mnie do wczytania checkpointu. W innym momencie bohater zaciął się pomiędzy hitpointami, ale to właściwie tyle. Absolutnie losowe rzeczy, na które wielu pewnie nawet nie natrafi. Również nic wielkiego, bo punkty kontrolne w tej grze są rozmieszczone dosyć często.
I jeśli uda nam się posunąć fabułę do przodu, to nasze działania od czasu do czasu w przerywnikach filmowych skomentuje głos narratora, czyli księgarza opowiadającego historię ze swojej przeszłości. Wciela się w niego Patrick Stewart, znany dla niektórych jako Charles Xavier z filmów z serii X-Men, czy Jean-Luc Picard ze Star Treka. Choć to bez wątpienia dobry aktor, nie uważam, by jego głos aż tak dobrze nadawał się na lektora. Niby wypada nieźle, ale momentami ma taką dziwną manierę znudzenia, co nie każdemu musi się podobać. Mimo wszystko to w końcu znane nazwisko, które może w pewnym stopniu rozreklamować grę.
A wspominając o reklamie, to trochę szkoda, że gra nie ukazała się w pierwszej połowie tego roku, gdy w mediach głośno było o kontrowersjach związanych z antysemityzmem. Być może uzyskałaby wtedy większy rozgłos, ale to tylko taka dygresja – zostańmy przy historii. Po świecie gry porozrzucane są znajdźki w formie notatkowych wspomnień. Zdecydowanie polecam zebrać je wszystkie, gdyż wtedy dzięki nim w menu głównym możemy przeczytać krótkie informacje na temat mniej lub bardziej znanych polskich postaci i wydarzeń z okresu II wojny światowej. Ot, mała lekcja historii.
I jeśli o wydarzeniach z czasów wojny mówimy, to warto wspomnieć, jak zostały one odwzorowane w My Memory of Us. Stanowczo mniej tu typowych działań wojennych, a historia dwójki dzieci dzieje się jakby na ich uboczu. Gracz widzi skutki wojny: przemarsz wojsk przez zajęte miasto, zniszczone budynki, czy okupantów grabiących dobra cywilów, jednak nigdy nie ma okazji uczestniczyć w samych walkach. I może właśnie przez to produkcja ta jest tak poruszająca, gdyż siłą rzeczy uzmysławiamy sobie, jak rezultaty tych okropieństw musiały wyglądać w oczach dzieci.
Jednocześnie nie ma tu aż tak wielu scen, które sporej rzeszy osób wycisnęłyby łzy. Twórcy nie bombardują nas z napastliwością tylko smutnymi przeżyciami, lecz w umiejętny sposób balansują nastrojem i potrafią pokusić się nawet o chwile radosne w tych jakże mrocznych czasach. Nic więc dziwnego, że mnóstwo z tych scen zapada w pamięć. Czy to dzięki odwzorowaniu artystycznemu, czy tematyce, jaką podejmują.
Pozytywne odczucia potęguje umiejętnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Jest taki jeden fragment w pewnym momencie gry, w którym wracamy do okupowanego miasta. Nic więcej nie zdradzam, ale powiadam wam – ciarki murowane! Również grafice nie można niczego zarzucić. Jest ładna i ma ciekawy, czarno-biały styl przełamywany elementami czerwieni, co może budzić u niektórych skojarzenia z Listą Schindlera.
My Memory of Us to mniej realistyczna i nieco bardziej przerysowana produkcja typu Valiant Hearts, która w genialny sposób wyczerpuje swoje założenia. Gra o okupacji niemieckiej, gdzie na pierwszy rzut oka nie ma w ogóle Niemców? Udało się! W ten tytuł gra się po prostu przyjemnie i jeśli ktoś polubił produkcję od Ubisoftu, to i gra od Juggler Games powinna automatycznie przypaść mu do gustu. I mimo że właściwie jest to gra na pięć godzin, to myślę, iż warto zainwestować te 50 złotych za edycję pudełkową. Nawet dla samych aluzji do rzeczy wziętych wprost z kart historii naszego kraju.