Legends of Eisenwald – recenzja (PC)

photo original

Kiedy tylko dowiedziałam się w redakcji, że do ogrania jest strategia, od razu zgłosiłam się, aby to zrobić. Dostałam dostęp jeszcze przed premierą, co wiązało się z szybkim zapoznaniem się z tytułem i zdaniem w miarę kompleksowej recenzji. Dodatek elementów RPG dodatkowo podsycał moją ciekawość. A co wyszło z miksu role-playing game oraz strategii? Przyjrzyjmy się grze od Aterdux Entertainment.

Muszę przyznać, iż pomimo faktu, że znajdują się tutaj elementy RPG spodziewałam się większego nacisku na strategiczną stronę rozgrywki, ponieważ przywykłam do staroszkolnych gier, np. seria Heroes of Might and Magic. Wydaje mi się, iż nacisk na eksplorację świata oraz czerpanie korzyści z posiadanych budowli jest znikomy w porównaniu do tego, jaki otrzymujemy bezpośrednio z walki. Część budowli jest mało przydatna, wiec nowe obiekty jedynie poszerzają mapkę. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, iż jest to mieszanka dwóch typów, które wzajemnie się nie wykluczają, twórcy spisali się na medal. Zadania główne i poboczne nie odstają zbytnio od tych, które widzimy w typowych grach RPG, a które polegają na wynieś, przynieś, pozamiataj, czyli wykonywaniu wszystkiego za wszystkich. Położony jest jednak duży nacisk na interakcję z postaciami i dowolność wyboru czy mamy komuś urządzić piekło czy okazać łaskę, co skutkuje tym, że jak damy palec, to wezmą całą rękę – okażą lojalność w zamian za coś jeszcze. I jeszcze. I jeszcze. Komunikaty o odbijaniu moich terenów pokazywały się w dole ekranu i były napisane tak małą czcionką, że początkowo w ogóle nie zwracałam na nie uwagi, co jest stanowczo na nie, bo w strategii muszę mieć wyraźną kontrolę na podbitym terenem. Odnoszę wrażenie, że budynki są mało zróżnicowane przez ich budowę oraz monotematyczność – niby dobrze dopasowane do czasów w fabule, ale wszystko takie same i pospolite… Mapy nie są aż tak rozległe, jakbym tego chciała i niejednokrotnie miałam wrażenie, że moje decyzje nie mają wpływu na to, co dzieje się w świecie rozgrywki.

Legend of Eisenwald próba

Na początku mamy do wyboru trzy klasy postaci – dobieramy według własnego uznania, co pozostawia dużą swobodę, bo za każdym bohaterem czają się profity, które możemy wykorzystać w późniejszych podbojach. Zdecydowałam się grać jedyną kobietą, Elizabeth, więc moja linia fabuły skupiała się wokół odkrycia co stało się w moim rodzinnym zamku. Przynajmniej początkowo. Oddział wojaków, w który się zaopatrywałam zwykle nie spełniał oczekiwań, bo najczęściej piekielnie trudno było mi wbić wyższy level z tego względu, że zamiast dopasować się do rad i ułatwień gry, ja wręcz kombinowałam w jaki sposób sobie ją utrudnić i wymyślić zawiłą strategię – niekoniecznie było warto. Więc o ile gra może być pomocna laikom zaczynającym zabawę ze strategiami, o tyle może stanowić utrapienie i zamknięte schematy dla zapoznanych już z tym gatunkiem. Same questy poboczne były niejednokrotnie dość zawiłe, a zdarzył mi się jeden, którego w ogóle nie mogłam zakończyć przez bug gry, bo obchodziłam mapę ze wszystkich stron i próbowałam różnych rozwiązań, ale jakoś nie przeszło. Utrudnieniem dla mnie był fakt, że tak właściwie nie bardzo wiedziałam na czym się skupić – pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę, że ważne jest wykonywanie questów, coś mnie ciągnęło w stronę strategii i ekonomii, kosztem zaniedbywania zadań i odwrotnie, gdy już skupiłam się na głównym celu lub tych pobocznych. Jeśli chodzi o żołdaków na moich usługach, często przeszkodą było po prostu to, że byli ludźmi. Lubię magię, manę i czarnoksiężników, tudzież nekromantów, których wykorzystuję do walki na odległość, a tutaj miałam jedynie łuczników. Silnych, ale czasami nie dość silnych.

2015-06-26_00004

Gra na zmianę mnie nudziła i doprowadzała do ekstazy. Udawało mi się rozwiązać zadanie, z którym stałam w miejscu, bo wskazówki wydawały mi się zawiłe, jedynie po to, aby po kolejnych 5 – 6 utknąć znów na pewien czas i dać sobie spokój na dwie lub trzy godziny z graniem pomstując na nią pod nosem. Kolejna rzecz, która mnie dziwi w jakiejkolwiek strategii to automatyczne walki. Ja się pytam, po co? Wiem, że można być zmęczonym po wdawaniu się w bójkę z każdym oprychem co 10 kroków, ale dzięki temu można przy okazji uczyć się nowych elementów lub sprawdzać w jaki sposób działają na daną postać nasze postaci – możliwe, że nowy pomysł okaże się bardziej wydajny, niż poprzedni. Z ciekawości sprawdziłam, w jaki sposób to działa. Najpierw stoczyłam walkę, w której była większa ilość przeciwników i wygrałam ją. Nie powiem, aby przebiegło to szybko i jak po maśle, ale udało się. Następnie cofnęłam się do poprzedniego save’a, zaczepiłam tych samych przeciwników i użyłam opcji automatycznej walki. Skutkiem była moja sromotna klęska. Prawdę mówiąc nie popieram takich elementów, a niestety wygląda na to, że wchodzą one już na stałe do gatunku strategii.

2015-06-26_00005

Bardzo podoba mi się natomiast grafika. Urozmaicona, wiele elementów, co prawda podobnych do siebie, ale przemyślanych w rozkładzie planszy. Podgląd mapy jest wykonany nieco dziwnie, czasami zastanawiałam się czy kierunki na niej naprawdę tak wyglądają czy kogoś poniosła fantazja i odpuścił korzystanie z kompasu. Mapka w dodatku staje się nieczytelna po włączeniu wszystkich opcji, czyli widoku nazw budynków oraz emblematów i herbów rodowych postaci widocznych w obrębie świata gry. Animacja wyszła świetnie, podczas czekanie na wydarzenia, które mają mieć miejsce w określonej porze dnia lub nocy można przyśpieszyć czas aż czterokrotnie, więc gracz nie musi czekać i patrzyć jak rośnie trawa na planszy. Muzyka podczas walk jest patetyczna i ogólnie dobrze dopasowana, kiedy ściszyłam głośność gry dochodziły do mnie nawet wyraźne bity podczas walki. Czy pozwala się skupić – nie wiem, ale na pewno dobrze zagrzewa do pokonania przeciwników. Niektóre informacje i opowiadania są przesadnie długie, czasami nie chciało mi się już tego czytać, ale zmusiłam się, aby niczego nie przegapić. Jednak czcionka sprawiała, że musiałam mocno wytężać wzrok, bo nie jest największa.

2015-06-27_00005

Mogę z czystym sumienie grę polecić każdemu, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z tym gatunkiem lub jest znudzony typową strategią. Jednak nie radziłabym się za nią zabierać miłośnikom główkowania, ustalania podbojów lub ekonomii. Chyba, że w nieco zubożonej wersji. Nie jest to klasyczny typ, do którego przywykłam, ale był miłą odmianą, chociaż niektóre questy były męczące i czułam się jak służąca ganiając od jednej postaci do drugie, jedynie po to, aby dowiedzieć się, że poddaństwo czy lojalność zostaną okazane. Jednak pomimo pewnych niedociągnięć i wad, nie wykluczone, że powrócę jeszcze kiedyś do Legends of Eisenwald, aby zatopić się ponownie w nowszej, nie trącącej myszką strategii.