Przeglądając tegoroczne plany wydawnicze kilku mniejszych wydawców, rzuciło mi się w oczy parę interesujących projektów. Jednym z nich jest Iron Danger, a tak się złożyło, że ostatnio miałem okazję zagrać w wersję przygotowaną dla mediów. Czym jest Iron Danger i czy warto mieć grę na uwadze w związku ze zbliżającą się pod koniec marca premierą?
Iron Danger jest taktyczną grą RPG w klimacie steampunku, inspirowaną fińską kulturą ludową. Główną bohaterką jest Kipuna, dziewczynka, która w pożarze swojej osady przypadkowo zyskuje moc manipulacji czasem, dzięki czemu unika śmierci. Niestety w niebezpieczeństwie znalazło się również miasto Kalevala, zamieszkiwane przez zbuntowanych przeciwko bogom ludzi. Okazuje się, że z północy nadciąga wraz ze swoją armią wiedźma-królowa, by się zemścić na władcach Kalevali. I w tym momencie zaczyna się wielka misja Kipuny. Na razie nie mogłem poznać całej historii, ale nie wydaje się ona aż tak interesująca, jak sama mechanika manipulowania czasem. Wraz z Kipuną podróżuje Topi – potężny wojownik. Ich dialogi, a także sposób opowiadania fabuły nie powalają jednak, więc raczej koncentrowałem się na tym, w czym Iron Danger powinno błyszczeć, czyli walce.
Gdy okazuje się, że mamy możliwość kontrolowania czasu do ostatnich 5 sekund, podejście do pojedynków drastycznie się zmienia. To o tyle dobry pomysł przy braku systemu turowego, że możemy, przynajmniej w jakimś stopniu, naprawić swoje błędy lub przetestować jakiś atak. Ba, kontrola czasem przyda się choćby do tego, żeby dowiedzieć się skąd wychodzą przeciwnicy i odpowiednio się przegrupować. W Iron Danger dodano przy tym element, który jeszcze bardziej zmienia oblicze walk. Nasze czynności trwają określoną liczbę uderzeń serca. Oznacza to, że wykonanie odpowiednich ataków wypada przewidzieć wcześniej. Prosty przykład – Kipuna włada ogniem i potrafi wyrzucać różne kule ognia. Autorzy dodali możliwość wpływania na otoczenie i interakcję z nim, dlatego jeśli wojownik rzuciłby pod nogi przeciwnikom beczkę z łatwopalnym olejem, a Kipuna na te miejsce w tym samym momencie wyrzuciłaby ognisty płomień…no to mamy fajerwerki. Wszystko sprowadza się do precyzji, a nie każdemu to się musi spodobać. Tak samo parowanie ataków również musi być wykonane w tym samym momencie, co atak przeciwnika – z poprawką, że jego działania również trwają, dlatego trzeba uważać na łuczników i ich latające strzały.
Jak w istocie sprawdza się walka? Widzę tu duży potencjał, choć nie wszystko jest od razu zrozumiałe i jednak musiałem jedną, czy dwie walki restartować, ale gdy już załapie się o co chodzi, to potrafi ona sprawić frajdę. Na ten moment przeszkadza z pewnością praca kamery, która utrudnia często planowanie ataków, a do interfejsu też potrzeba się przyzwyczaić. W tych aspektach Iron Danger nie jest czytelne i słabo sobie radzi. Nie mówiąc już o błędach przez których musiałem powtarzać cały poziom, bo bohater przeszedł przez zamknięte drzwi do jednej z chałup, ale już nie było mu spieszno do wyjścia. Debiut gry na Steamie już 25 marca, więc liczę, że premierowa wersja będzie wolna od takich baboli, bo jednak ciężko będzie polubić grę studia Action Squad. Na pewno starcia nawet tylko z 3-4 przeciwnikami potrafią zabrać trochę czasu, zwłaszcza jeśli chcemy wyjść bez szwanku z walki. Nie uważam jednak żeby gra na normalnym poziomie trudności była jakoś specjalnie trudna, a jedynie zmusza do zupełnie innego myślenia.
Podsumujmy Iron Danger – obecnie mamy ciekawą mechanikę, która otwiera dużo możliwości do stworzenia świetnych walk, ale i zagadek (nawet na początku gry już się taka trafiła, oby były jednak trudniejsze). Historia nie zachwyca, ale może z czasem się rozkręci. Jeśli wyeliminuje się błędy przez które gra się gorzej lub nawet trzeba przechodzić ponownie całe poziomy, to powinniśmy dostać niezły produkt, ale wątpię by gra przekonała do siebie kogoś więcej niż fanów gatunku. Typowa gra na siódemkę? Zobaczymy pod koniec marca.