Cztery miesiące. Dokładnie tyle czasu minęło od premiery pierwszego epizodu Filarów Ziemi – gry przygodowej od studia Daedalic Entertainment, opartej na motywach powieść o tym samym tytule. I gdy sporo osób do tego stopnia zatraciło się w swoim wyczekiwaniu, że na dobrą sprawę o produkcji zdążyło zapomnieć, nagle, niczym grom z jasnego nieba spada na nas epizod drugi. No wreszcie – chciałoby się rzec. Oby tylko oczekiwanie nie poszło na marne i był on przynajmniej tak dobry, jak jego poprzednik.
Być może tekst ten czyta osoba niezaznajomiona z tym, czym Filary Ziemi właściwie są. Jak już zostało wspomniane wcześniej, to gra przygodowa od studia Daedalic Entertainment. Twórców, którzy robią naprawdę dobrą robotę, sprawiając, że ten bądź co bądź niszowy gatunek jeszcze nie umiera. Filary nie są jednak klasycznym point and clickiem, stawiają bowiem bardziej na filmowość doznań i opowiadanie historii, niż skomplikowane łamigłówki. Jeśli dalej nie za wiele to komuś mówi, to odsyłam do recenzji epizodu pierwszego (Z popiołów), gdzie jest to bardziej szczegółowo opisane.
„Siejąc wiatr”, bo taki właśnie tytuł nosi epizod drugi, zaczyna się niemalże w tym samym momencie, w którym skończyła się akcja pierwszej księgi. Na samym początku obejmujemy kontrolę nad Alieną, córką do niedawna aktualnego hrabiego Shiring. Uwierzcie mi, naprawdę ciężko jest w tym momencie zdradzić cokolwiek z fabuły, by przypadkiem komuś nie zepsuć przyjemności z samodzielnego odkrywania wątków opowieści. Intrygi i knowania z pierwszego epizodu nabrały tutaj takiego rozpędu, że nawet najmniejszy szczególik może być uciążliwym spoilerem.
Lakonicznie powiem więc tylko tyle: Aliena po wielu perypetiach trafia do znanego nam już Kingsbridge. Tam pod okiem Toma Budowniczego trwa aktualnie budowa katedry, a bohaterka zakochuje się w również dobrze znanym nam Jacku – synu banitki Ellen i od niedawna wychowanku Toma Budowniczego, pod którego okiem szkoli się na czeladnika. Związek tych młodych ludzi będzie motorem napędowym i ogniwem spajającym akcję tego epizodu. Oj tak… będzie się działo. Wrócą starzy znajomi, pojawią się nowe twarze, a knowania wkroczą na jeszcze wyższy poziom.
Czekałem, czekałem i się doczekałem. Na dobrą sprawę drugi epizod Filarów Ziemi jest dokładnie tym samym, czym był pierwszy. Jedyną różnicę stanowi fabuła, ale gameplayowo, muzycznie i graficznie „Siejąc wiatr” jest rzeczą identyczną do „Z popiołów”. Jeśli ktoś podczas tego czteromiesięcznego wyczekiwania zdążył wykasować Filary ze swojego dysku, to cóż… chyba czeka go ponowna instalacja. Warto. Jeśli komuś podobał się epizod pierwszy, drugi również przypadnie mu do gustu. Chociaż jak ktoś jeszcze tego tytułu nie kupił, to nie wiem, czy nie lepiej poczekać na finalną wersję.
I jako że niepotrzebnie jest pisać drugi raz o tym samym, zajmę się tym, o czym nie wspomniałem cztery miesiące temu. Właściwie zauważyłem to dopiero przy okazji ogrywania epizodu drugiego, ale… Filary Ziemi mają genialne zabiegi narracyjne! Ciężko pokazać to na przykładzie bez obawy o spoilerowanie, więc musicie uwierzyć mi na słowo. Twórcy ze studia Daedalic Entertainment mają pomysły na naprawdę ciekawe sceny, w których ukrywają małe detale budujące atmosferę. Przykładem tego może być rozmowa w młynie Jacka i Alieny pod koniec epizodu i specyficzne, powtarzalne zachowanie się belki koła młyńskiego.
Oprócz tego, co warto pochwalić, drugi epizod Filarów Ziemi jest nieco dłuższy od pierwszego. Jego przejście zajęło mi sześć godzin. Wiąże się z tym jednak pewien minus, jakim jest lekki recykling lokacji. W wielu przypadkach będziemy chodzić po tych samych miejscach, które odwiedzaliśmy już wcześniej. Poddane zostaną one oczywiście lekkim zmianom, ale dalej to te same obszary. Prawdopodobnie wynika to z toku akcji w pierwowzorze książkowym, od którego twórcy starali się zbyt mocno nie odchodzić.
No i zagadki dalej są proste. Fani klasycznych point and clicków, które serwowało nam wcześniej Daedalic Entertainment, mogą poczuć się zawiedzeni. Mimo wszystko nawet im polecam sprawdzić to dzieło. Na podobnym polu zjada aktualne pozycje od Telltale na śniadanie, a i przy ich magnum opus – pierwszym The Walking Dead nie ma się czego wstydzić i może z nim podjąć równą walkę. Historia w Filarach Ziemi jest po prostu ciekawa i wciąga jak mało która. Szkoda tylko, że znowu jesteśmy skazani na mozolne wyczekiwanie na kolejny epizod. To co, widzimy się za kolejne cztery miesiące przy okazji finału?