Czekałem na Expeditions: Viking, mając wielkie nadzieje na to, że dostaniemy kawał dobrego RPGa – niekoniecznie takiego, o którym będzie się pamiętać przez kilkanaście lat, ale takiego, który zapewni te kilkadziesiąt godzin wciągającej historii, z dobrą walką i masą mniej lub bardziej ważnych wyborów. Kilka tygodni temu opublikowałem swoje wrażenia na temat wczesnej wersji Expeditions: Viking, a teraz nadszedł ten czas, by ocenić finalny produkt pracy studia Logic Artists. Bez owijania w bawełnę – tak jak to robią wikingowie…
Historia w Expeditions: Viking koncentruje się na kierowanym przez nas potomku zmarłego przywódcy nordyckiego klanu. By być jego godnym następcom musimy udowodnić swoją wartość i przydatność. Można powiedzieć, że grę podzielono na 2 kampanie – pierwsza skupia się na zbieraniu drużyny na wyprawę do Brytanii. W tym czasie musimy zbudować okręt, zwerbować towarzyszy, rozwiązać kilka spraw i obronić naszą wioskę. Druga to już plądrowanie Brytanii…chociaż, stop – mamy pewien wybór z jakim nastawieniem przybywamy do obcych. Możemy pomóc uporać się z ich problemami lub to ich uznać za problem – gra podczas drugiego aktu wybija się ze swoją nieliniowością, dając nam swobodę w podejmowaniu decyzji i działań. Zabawy starczy gdzieś na 25 – 30 godzin, choć możliwe, że nawet na więcej. Ogrywając grę przed premierową aktualizacją, musiałem przejść przez morze błędów, o których zresztą napiszę więcej – niektóre skutecznie pozbawiły mnie możliwości sprawdzenia pewnych wątków. Podsumowując – samą historię uważam za ciekawą, głównych bohaterów również, choć parę zastrzeżeń mam. Przede wszystkim do ostatnich momentów, gdzie, moim zdaniem, autorzy nie wiedzieli jak zakończyć najważniejszy wątek, więc wymyślili (bez spoilerów, spokojnie) bardzo zaskakujący, a jednocześnie dziwny zwrot akcji. Ostatnia część tego wątku trwa ledwie parędziesiąt minut i kończy się dosyć prostą walką. Kolejna sprawa to reszta protagonistów, którym brakuje wyraźnie charakterów. Autorzy dopuścili też możliwość zwerbowania własnych najemników do załogi – ciekawa opcja, która nie wiadomo czy wywiązała się z płomiennej dyskusji wśród pracowników studia, by dać graczowi większy wybór, czy też może z lenistwa.
Swojego wodza tworzymy w kreatorze postaci i rozdajemy punkty do konkretnych statystyk takich jak: siła, wytrzymałość, finezja, percepcja i rozum. Finezja jest bardzo ważna w momentach, w których możemy zaskoczyć przeciwników, np. szybko zaatakować wroga, by ten nie zdążył ostrzec przeciwników. Nie tylko w taki sposób wykorzystujemy coś na swoją korzyść – dobrze, że takich momentów jest więcej niż kilka. Czasem konkretny bohater w naszej drużynie (tutaj ma przewagę nad tymi „dorobionymi”) może pomóc rozwiązać jakąś sprawę inaczej. Choćby przyjście do „znajomego” naszego ojca na ucztę, podczas której jedna z towarzyszek oznajmia nam, że ten „znajomy” chce nas otruć. Dzięki tej informacji da się zamienić trunki lub od razu przejść do mordobicia. Tak czy tak, bez niej nie byłoby szans na handicap w tej walce. Tutaj też warto pochwalić twórców za questy – jest kilka pobocznych zadań, które z pewnością zapamiętam na dłużej, nie tylko powyższy przykład. Również nie chcę za wiele się rozpisywać, ale Expeditions: Viking dał radę wciągnąć mnie na tyle, że potrafiłem odpuścić na parę dłuższych chwil główny wątek, dzięki nieszablonowym zadaniom.
Nie zabrakło rozdawania punktów na konkretne umiejętności – posługiwania się bronią, oraz ofensywne, pasywne, wsparcia i użytkowe. Jako, że nasze postacie levelują, nie będziemy mieli problemu ze stworzeniem zadaniowców, ale też i wszechstronnych wojaków. To właśnie tutaj widać sens w możliwości stworzenia kilku kolejnych postaci – będą mogli wypełnić luki tam, gdzie nasi przyjęci bohaterowie nie mają odpowiednio rozwiniętych zdolności. Naszych najemników trzeba przyodziać, jak i uzbroić. W wielu miejscach możemy pohandlować, choć nie kupujemy gotowych zbroi, czy broni. U kowala zakupimy surowce i skóry, by potem dać sobie wykuć jakąś broń. Rozwiązanie to sprawdza się w praktyce, jednak lepiej mieć w drużynie kogoś, kto ma umiejętność rzemiosła na dobrym poziomie – nie będziemy musieli wtedy płacić podwójnie kowalowi.
Walka w Expeditions: Viking jest rozgrywana w systemie turowym, co mi bardzo odpowiada. Poruszamy się po heksagonalnych polach, a gracz podczas swojej tury może decydować, którym bohaterem zaatakować najpierw – nie ma żadnych kolejek. Nie da się też nie docenić paru ciekawych pomysłów na urozmaicenie walki, jak m.in. możliwość wywrócenia się na lodzie, co skutkuje opuszczeniem tury przez bohatera. Czasami trzeba było dobrze się napocić, żeby rozmontować szyki wojowników – łucznicy też mogą dać w kość, dlatego w sześcioosobowym teamie znalazłem miejsce dla 2 strzelców, z których jeden miał za zadanie leczyć w razie potrzeby. Dalej nie miałem możliwości rozstawić bohaterów przed walką, na co skarżyłem się w poprzednim tekście. Przecież to jest wręcz wskazane, aby móc to zrobić – niestety, moi łucznicy potrafili stać przed wojownikami, co w przypadku wąskich pomieszczeń mogło prowadzić do zmarnowania jednego z dwóch punktów akcji na turę. Odpowiednie rozstawienie wojaków może być kluczem do wygrania bitwy, co pokazywał chociażby Dungeon Rats. Mimo wszystko, zdążyłem się przyzwyczaić. Zachwalam również takie opcje podczas potyczki jak zadawanie ciosów…nieśmiercionośnych. Czasem po prostu możemy mieć chęć na oszczędzenie przeciwnika. Generalnie – Expeditions: Viking może się podobać fanom bardzo taktycznego podejścia do walk – starcia są trudne, choć możemy wspomagać się pułapkami, czy okrzykami bitewnymi. Expeditions: Viking daje satysfakcję z wygranych bitew – Logic Artists należy docenić – robota na 4 z plusem.
Dużo czasu spędzimy poruszając się po mapie świata, na której znajdują się lokacje związane z fabułą oraz obozy – pełniące ważną funkcję w utrzymywaniu morale w drużynie. Niektóre z nich trzeba odbić spod panowania bandytów lub wilków. Rozbijanie obozowisk służy zarówno do leczenia naszych wojowników, regeneracji, polowania, czy wspomnianego wcześniej craftowania. Przed rozbiciem obozowiska musimy wydać polecenia naszym protagonistom. Mamy do dyspozycji 4 tury po 2 godziny, więc gra na parę minut zmienia się w strategię. Sprawdza się to znakomicie, zwłaszcza, gdy bohaterów jest już więcej. Jedne, dobrze zaplanowane obozowisko i jesteśmy przygotowani do kolejnych starć. Zabrakło mi jedynie większej ilości interakcji z towarzyszami, które mogłyby się wywiązać podczas obozów – zwłaszcza z tymi, którzy nie byli w drużynie od samego początku.
Expeditions: Viking, raził też niestety wieloma błędami. Cały akapit poświęcę na to, bo co wycierpiałem to moje. Wierzę, że to wina ogrywania wersji, przed premierowym patchem, ale należy jednak o paru rzeczach wspomnieć. Czasem zdarzyło się, że gra wyrzucała mnie do pulpitu, ale byłem wtedy spokojny niczym tybetański mnich. Bywało też, że jakiś save się źle wczytał i wrzucał mnie do innej lokacji, ale pozostawałem niewzruszony. Tak samo reagowałem, gdy jakieś skrypty się nie załadowały po walce lub w ogóle dochodziło do jakiś absurdalnych scen. Natomiast, gdy wygrywając potyczkę, nagle po krótkiej rozmowie ginąłem i ukazywał się napis „Game Over” to zamiast grabić Brytanię, wolałbym zwiedzić Bieszczady. Zdarzało się podczas walki, że postać przeciwnika nie reagowała, przez co potyczka nie mogła ruszyć do przodu, ale odkryłem ciekawy patent. Podczas tury przeciwnika…mogłem się poruszać – nie atakować, ale poruszać już tak. Zatem bawiłem się w „Gdzie jest bobas?” – poruszyłem się o 2 hexy do przodu i czasem AI załapywało, że jednak wtrącam się mu w kolejkę. Gorzej, gdy musiałem to zrobić i jednocześnie dać się zranić, gdyż przeciwnik stojący w sąsiednim sześciokącie miał możliwość zadania ataku. Wierzę w to, że błędy te zostały załatane, dzięki czemu nie nagrzeszycie słowem i czynem. Niestety, muszę odjąć pół oczka od oceny końcowej, ale z zastrzeżeniem, że jeśli premierowa wersja tych bugów się ustrzegła – będziecie mogli go znowu sobie dodać.
Opisując Expeditions: Viking nie należy zapominać o dobrej oprawie audio – muzyka jest nastrojowa i zwiększa tzw. „wczujkę” w klimat wikingów. Ja wolę trochę ponurą, ale jednak realniejszą wersję średniowiecza. Nie jest to średniowiecze okraszone fantasy, jak to bywa w zwyczaju, a trzymające się tylko ludzkich sfer – bez smoków, elfów, czy innych goblinów. Ja zdecydowanie lepiej czuję się w takich realiach. Oprawa wizualna jest co najwyżej niezła, choć optymalizacja mogłaby być znacznie lepsza – żadnych wodotrysków graficznych nie uświadczycie, a framerate potrafi spaść dosyć solidnie. Gorzej wypadły animacje – podczas walki wygląda to drętwo, często się też powtarzają – jest po prostu źle.
Expeditions: Viking nie jest niestety grą, która zawojuje listę najlepszych produkcji tego roku, ale w zestawieniu najlepszych RPGów ma szansę się znaleźć. Gra oferuje ciekawą historię, dobrą walkę, nieliniowość – zapewnia przy tym nawet nie 30 godzin grania, ale może i dwa razy tyle. Nie mam wątpliwości, co do tego, że autorom zabrakło większej ilości pieniędzy i niektóre elementy wypadły blado. Mimo wszystko, na pewno nie na tyle, żeby fan RPGów mógł ten tytuł odpuścić. Widzimy się na pokładzie – wyprawę do Brytanii czas zacząć.