Początek roku nie należał do horrorów. Na pięć prób nie doczekaliśmy się żadnego porządnego straszaka, który podbił by kina. Nawet artystyczna Małgosia i Jaś uległy pod naporem zbyt dużych ambicji reżysera. Wszystko wskazuje na to, że w marcu przyjdzie prawdziwe przełamanie złej passy. Zanim jednak do niej dojdzie, do kin zawitał kolejny generyczny horror. Brahms: The Boy II to kontynuacja umiarkowanego finansowego hitu z 2016 roku, który jak łatwo się domyśleć, jest zwykłym skokiem na kasę.
Pewnej nocy Liza (Katie Holmes) wraz z synem Judem (Christopher Convery) są świadkami napadu na ich mieszkanie. Od tego czasu kobietę nawiedzają koszmary, zaś chłopak przestał mówić i porozumiewa się ze światem wyłącznie pisząc krótkie zdania na kartkach zeszytu, który zawsze ma przy sobie. Głowa rodziny Sean (Owain Yeoman) postanawia, że czas najwyższy wyjechać z miasta i zaszyć się na jakiś czas na łonie natury, odrywając myśli od problemów. Rodzina trafia do pensjonatu sąsiadującego z wielką posiadłością, której remont został przed laty porzucony. W pobliskim lesie Jude odnajduje zakopaną lalkę chłopca. Liz i Sean pozwalają mu ją zatrzymać. Kobieta coraz mocniej zaniepokojona jest nowym towarzyszem syna, choć przymyka na to oko, widząc, jak lalka imieniem Brahms, ma terapeutyczny wpływ na Jude’a. Wkrótce później dochodzi do tragedii, a Liz poznaje prawdę o tajemniczej lalce.
Bez wdawania się w szczegóły, powyższy opis streszcza praktycznie cały film bez zakończenia. W Brahms: The Boy II dzieje się zaskakująco mało. Widzowie znający pierwszą część, doskonale będą wiedzieli, czym jest tytułowa lalka i do czego cała ta historia ma doprowadzić. Całkowicie psuje to jakikolwiek suspens, czy napięcie, który reżyser stara się zbudować, ale wychodzi mu to z mizernym skutkiem. Zdecydowanie lepiej na filmie bawić będą się osoby nieznające poprzedniczki, ale i ci będą narażeni na nudną historię, pozbawioną zwrotów akcji, czy przynajmniej tanich i schematycznych jump scare’ów.
Reżyser William Brent Bell stara się budować film na historii o zwalczaniu traum, czy radzeniu sobie z zespołem stresu pourazowego, ale zamiast skupić się na rozwoju psychologii postaci, woli mechanicznie przypominać nam, z jakimi trudnościami zmagają się bohaterowie. Po drugim razie porzuciłem już nadzieję, że Brahms: The Boy II będzie miał jeszcze cokolwiek innego do zaoferowania. Gdy dodamy do tego tylko jedną scenę, gdzie dzieje się właściwa akcja, poszukiwania w internecie odpowiedzi na nurtujące Lizę pytania dotyczące lalki, niczym w dosłownie każdym horrorze z pierwszej dekady XXI wieku, oraz nużące, pozbawione emocji zakończenie, które kompletnie nic nie znaczy, wyjdzie film, który jest tyleż słaby, co niepotrzebny.
Trudno znaleźć w Brahms: The Boy II choć jeden element, który może się podobać. Można pochwalić twórców za niepopełnienie zbyt dużo typowych dla horrorów głupotek, czy nienajgorszą rolę Katie Holmes, którą ostatnio rzadko widujemy na ekranie, ale to już jest szukanie jakichkolwiek plusów na siłę. Reżyserowi wyraźnie brakowało pomysłów, co przekłada się na nudną, pozbawioną charakteru, scenariuszowo mizerną, produkcję, która zwyczajnie nie straszy. Szkoda czasu na takie filmy, zarówno twórców, jak i widzów.