Jak głupio to nie brzmi, marihuana coraz częściej pojawia się w grach jako temat przewodni – rok temu Kuba uprawiał konopie w Weedcraft Inc, a ja ostatnio dilowałem w Drug Dealer Simulator. Okazuje się, że to jednak było tylko preludium do prawdziwej rewolucji – czas uwolnić społeczeństwo z opresji w Blaze Revolutions, produkcji studia Little Chicken Game Company. Dzięki konopiom rzecz jasna.
Blaze Revolutions skupia się na historii rodzeństwa Janet i Winstona Blaze, którzy muszą ocalić swojego ojca. Żyją w totalitarnym świecie, w którym jedna gigantyczna korporacja – SomaCorp, rozdaje karty. Ludzie są zniewoleni, ulice są puste, gdyż mieszkańcy żyją jedynie w świecie wirtualnym, a korporacja w najlepsze wprowadza wszystkie swoje zasady, czemu rodzeństwo się sprzeciwia. W kampanii, która zawiera dwanaście misji, krok po kroku próbujemy wzniecić rewolucję wśród obywateli i odnaleźć uwięzionego ojca.
Blaze Revolutions to miks kilku gatunków, ale dominuje tutaj przede wszystkim RTS. Akcję obserwujemy z lotu ptaka, a w przypadku większości misji przyjdzie nam wznosić budynki i rekrutować pracowników. Oczywiście postarano się podejść inaczej do tematu i skoro tematem przewodnim jest „zielona” rewolucja, to nowi pracownicy nie pojawiają się nagle z jakiegoś budynku, jak w klasycznych RTSach. Nasz bohater rekrutuje ich poprzez urządzanie imprez w budynkach, których nie opanowała korporacja. Brzmi rozsądnie? No raczej, szanujący się diler pierwszą działkę daje za darmo.
Tytuł przez pierwszych kilka misji się rozkręca – warstwa strategiczna wchodzi przed szereg dopiero po 4-5 misjach. Misje są prowadzone w raczej spokojnym tempie, co też może nie spodobać się niektórym. Mi też w oczy rzuciło się jednak to, że służby korporacji jakoś za bardzo nie chcą zarzucać swoich macek ponownie, gdy zostanie im odebrany teren. Za dużo kontrataków nie uświadczymy, co ma wpływ na to, że kolejne misje przechodzi się dosyć szybko.
Wznoszenie budynków odbywa się na dachach budynków mieszkalnych albo parkach, na których jest zdecydowanie więcej miejsca. Głównym celem jest, jak już wspominałem, wznoszenie rewolucji – dlatego wszelkimi środkami staramy się budować farmy konopii w różnych postaciach, a następnie sprzedawać towar, by coraz więcej osób nas wspierało. Ekonomia jest dosyć prosta, w zasadzie banalna, ale nie tylko to jest celem gry.
Wiele misji wykorzystuje rozwiązania również z gatunku stealth – nasi bohaterowie mają swoje zdolności, których muszą używać do ostatecznego przegonienia Somy z danej dzielnicy. Jedna z bohaterek potrafi hakować urządzenia i często musimy wykonywać tego typu zadania związane z hakowaniem różnych rzeczy, a następnie uciekać przed policją. To jest jeden z tych aspektów, który mniej mi się podobał, ale to raczej kwestia gustu. Typowej walki nie ma tutaj zbyt wiele, choć można konstruować turrety, które mogą nam pomóc w ucieczce i ustrzelić policjantów w trakcie pościgu. Tak samo możemy rozstawiać blokady drogowe, a nasze auto ma nitro, więc nie stoimy na przegranej pozycji. Nasi bracia i siostry w rebelii są tylko tłem, ale nie panoszą się bez celu po mieście. Główni bohaterowie są jedynymi jednostkami, którymi sterujemy, dlatego ciągle potrzebujemy nimi zarządzać mądrze, gdyż mogą zostać schwytani przez pojazdy Somy w każdej chwili.
W obecnej wersji wczesnego dostępu Blaze Revolutions to dobra produkcja, która ma pomysł na siebie, a ja bawiłem się przy niej całkiem nieźle. Mimo wszystko, radziłbym poczekać z zakupem aż do wydania pełnej wersji – powinniśmy dostać jeszcze tryb skirmish, który wierzę, że dorzuci i poprawi parę elementów, działających i tak przyzwoicie. Autorzy powinni też skupić się nad rozwojem…marketingu. Obecnie na Steamie znajdują się tylko 4 recenzje gry – to nie wróży zbyt dobrze na przyszłość, a minęły już 2 tygodnie od wypuszczenia produkcji w Early Access. Szkoda by było, gdyby zniechęceni programiści porzucili ten nieszablonowy koncept. Premiera Blaze Revolutions jeszcze w tym roku.