Na Aztez kazano nam czekać kilka lat. Pierwsze wzmianki o małej grze indie autorstwa studia Team Colorblind miały miejsce 3 lata. Teraz mamy w końcu okazje ograć i ocenić ten niezwykle ciekawy koncept. Jak wypada Aztez, dowiecie się z poniższej recenzji.
Aztez jest połączeniem strategii turowej z beat ’em up. Akcja dzieje się w imperium Azteków, a zadaniem gracza jest po prostu przetrwać jak najdłużej walcząc z plagami, konkwistadorami i osiągnąć przy tym jak najlepszy wynik punktowy. Sam pomysł jest prosty jak budowa cepa, ale Team Colorblind postanowiło wpleść do gry kilka dobrych rozwiązań, o których dowiecie się poniżej.
Rozgrywkę rozpoczynamy posiadając kilka miast i jednego wojownika. Podczas każdej tury mają miejsce różne zdarzenia, na które należy zareagować, jak chociażby susza, atak bandytów, czy konkwistadorów. Każdy wojownik może raz w ciągu tury, wziąć udział w danej misji. Wtedy gra ze strategii zmienia się w beat’em upa. Poruszamy się po niewielkiej planszy i musimy wybić wszystkich przeciwników. Za każdą wygraną jest nagroda, a za spełnienie dodatkowego warunku – kolejna. Brak podjęcia danego tematu może jednak skutkować negatywnymi wydarzeniami. Gra kończy się, gdy wszyscy nasi wojownicy zginą.
W czasie rozgrywki na mapie możemy wydać surowce wytwarzane przez wszystkie nasze miasta. Korzystając z tzw. „agentów” za zgromadzone surowce zdobywamy karty symbolizujące akcje, które są do użycia w każdej chwili np. powołanie nowego wojownika, zwiększenie przychodu z danego miasta bądź przyłączenie neutralnego miasta do naszego imperium.
Jeśli chodzi o moją ocenę tej warstwy strategicznej, to Aztez wypada tu bardzo dobrze. Prosta, ale łatwa do zrozumienia, mechanika kupowania kart i ich działanie mające wpływ na przetrwanie w trudniejszej, późniejszej fazie gry. Oczywiście jest pewien element losowości w zdobywaniu przedmiotów, a w dodatku, każde kolejne użycie agenta jest droższe – co tylko podkręca jeszcze poziom trudności. Nie trzeba dodawać, że zdarzenia losowe również stają się coraz bardziej niekorzystne. Jednak o to w tej grze chodzi, dzięki temu Aztez posiada duże replayability, gracz po pierwszej przegranej szybko się uczy, ale Aztez wciąga na tyle, że jest w nas potrzeba, by siadać ponownie i ponownie do gry.
Teraz trzeba co nieco napisać na temat walki. Walka w Aztez również jest dosyć wymagająca, ale zrobiona w dobry sposób. Różne typy broni (odblokowujące się w trakcie rozgrywki), różni przeciwnicy mające swoje mocne i słabe strony, duża gama ataków – z góry, kontry, uniki. Jeśli marzy się o tym żeby przetrwać jak najdłużej, należy koniecznie przejść tutorial, który pokazuje każdy aspekt walki – zwłaszcza mowa tu o trudnych atakach. Nauka ich ma sens, bo pozwolą na pokonanie największych przeciwników. Warto zwrócić uwagę na oprawę graficzną. Aztez w ruchu wygląda ślicznie ze względu na biało-czarne tła i wszędzie lejącą się krew – klimat jest. Krótko mówiąc, artystycznie dzieło grafików Team Colorblind się obroniło.
Aztez ma chyba tylko jedną, w miarę dużą rysę – cena. Autorzy życzą sobie 20 euro, co według mnie, jest kwotą troszeczkę zbyt wygórowaną. Mimo wszystko jest to porządny produkt, który wciąga i zapewnia kilka dobrze spędzonych godzin. Jeśli się wahacie, poczekajcie na promocję. Tak, czy siak – nie zawiedziecie się.