ASTRONEER – recenzja

Astroneer
Astroneer

Czuję się okropnie staro, kiedy pomyślę, że Minecraft, szał gimnazjów i YouTube’a  liczy sobie już prawie dziesięć lat, a wciąż jest niezwykle grywalny. Odniesiony przez niego sukces dał życie dziesiątkom próbujących go naśladować tytułom. Mówię o tym dlatego, że Astroneer można bardzo łatwo opisać jako takiego Minecrafta w kosmosie.

Jest to jednak określenie  dla Astroneer dość krzywdzące, bowiem w żadnym wypadku nie jest to klon tworu Mojang, a zupełnie osobna gra przypominająca go tylko swoimi założeniami. Uporajmy się już z tymi porównaniami raz na zawsze i postawmy sprawę jasno. W Astroneerze wcielamy się w samotnego kosmonautę, którego celem jest zbudowanie bazy, kopanie tuneli i zwiedzanie. Wszelakie podobieństwa tutaj w większości się kończą, a gra zaczyna pokazywać swój własny charakter.

2

Naszą przygodę zaczynamy na najłatwiejszej z sześciu dostępnych planet – Terranie. To najbardziej zbalansowane ze wszystkich środowisk, idealne do nauki mechanik gry. Nie uświadczycie tutaj zbyt wielu zagrożeń poza kąsającymi roślinami czy przepaściami, a do tego znajdziecie tu multum surowców, zmienną acz łagodną pogodę oraz równy cykl dnia i nocy. Na pozostałe planety można udać się na późniejszym etapie gry po zbudowaniu rakiety. Tam zmierzyć się trzeba również z burzami czy czyhającymi na życie naszego astronauty, zakopanymi w ziemi robakami.

Wszystkie planety są też generowane losowo, co jest niestety mieczem o dwóch ostrzach. Świat potrafi zaskoczyć i niejednokrotnie pędziłem co sił w nogach do punktu na horyzoncie, który wydawał mi się być niezwykle ciekawym. Wiele z wykreowanych w ten sposób widoczków może się naprawdę podobać, zwłaszcza w połączeniu z dość specyficzną, ale całkiem ładną grafiką. Niestety, bardzo szybko okazuje się, że praktycznie wszystko, co było do zobaczenia, zobaczyliśmy w pierwszych kilkunastu minutach gry, bo wszystko wygląda tak samo. O ile spacerowanie po powierzchni da się jeszcze przeboleć, bo natknąć można się na urokliwe widoczki, o tyle zapuszczanie się w głębiny jaskiń okazuje się być bezcelowe. Absolutnie niczym się one nie różnią. Nawet moja wielka misja podróży do wnętrza Terranu była porażką, bo jedyne na co natrafiłem to kolejna, bliźniacza jaskinia. Ratunkiem jest zatem tylko i wyłącznie odfrunięcie na inne planety

1

Zanim jednak będziemy mogli tego dokonać, musimy uwić sobie gniazdko na obecnej. W tym celu posłuży nam plecak oraz terraformer, w który jesteśmy wyposażeni. Ten pierwszy, poza oczywistym przeznaczeniem, posiada również wbudowaną malutką drukarkę 3D oraz laboratorium, w którym za bajty (otrzymywane za skanowanie znajdowanych minerałów i roślin) odblokowujemy schematy kolejnych przedmiotów do wytworzenia. Terraformer natomiast to nasz najlepszy i jedyny przyjaciel. Możemy dzięki niemu kopać dziury, podnosić teren, a także zbierać surowce. Działa to naprawdę dobrze i intuicyjnie, a dodatkowe chipy do wydrukowania modyfikują nieco jego działanie zwiększając choćby jego moc lub blokując tymczasowo możliwość kopania, abyśmy mogli zebrać rosnące wokoło rośliny bez niszczenia krajobrazu.

Rozpoczęcie zwiedzania wymaga też wyprodukowania przewodów, z których utworzymy swego rodzaju ścieżki. Są one o tyle ważne, że służą do dostarczania graczowi tlenu oraz energii prosto z bazy. Planety, które przyjdzie nam zwiedzać są go niestety pozbawione, więc zboczenie ze szlaku na dłużej bez okablowania lub bez przenośnych zbiorników z tlenem szybko skończy się naszą śmiercią. Nic niby przez nią nie tracimy, ale zmusza nas to do odnalezienia swoich zwłok w celu odzyskania niesionego w momencie zgonu ekwipunku. Uwierzcie, że potrafi być to dość upierdliwie, kiedy akurat spadliście na dno nowoodkrytej jaskini przez dziurę w kopanym przez siebie tunelu.

20190202143011 1

Kiedy już mamy wszystko gotowe, możemy ruszać w poszukiwaniu surowców. Tych wszelakie rodzaje znajdziemy dosłownie wszędzie. Te najbardziej podstawowe jak żywicę czy też „złożony” (autentyczna nazwa jednego z surowców) czekają na nas grzecznie na powierzchni, ale już po taki sfaleryt musimy udać się pod ziemię. Większość z nich możemy później przetwarzać na różne rodzaje przy pomocy chociażby pieca – wspomniany sfaleryt przetopimy na miedź, z kolei z laterytu uzyskamy aluminium. Żeby jednak dowiedzieć się, co daje co, trzeba poświęcić trochę czasu i albo przepalać po kolei każdą kostkę surowca, albo przeczytać o tym na wiki Astroneera.

W ogóle w grze wielu rzeczy domyśleć trzeba się samemu. Samouczek dostarcza pewną ilość informacji o zasadach świata, ale kiedy trafiłem już na powierzchnię faktycznej planety i miałem rozpocząć swoją własną kosmiczną przygodę, ogarnęło mnie poczucie bezradności. Niecodzienność zbieranych surowców sprawia, że ciężko jest się czasem połapać czy zebrany przez nas właśnie „złożony” jest cokolwiek wart, a już przewidzenie, co można z niego zbudować jest niemożliwe. Zwłaszcza, że wcale nie budujemy domków z drewna i kopalnianych wagoników, a rakiety, łaziki, generatory prądu i inne kosmiczne wynalazki, w dodatku wszystkie wyglądające tak samo.

3

Sprawy nie ułatwia mocno nieczytelne menu. O ile plecak jest w porządku, o tyle wspomniane wcześniej laboratorium to koszmar dla początkującego astronauty. Naprawdę ciężko jest się odnaleźć w gąszczu różowych kształtów. Owszem, znajdziemy tutaj takie informacje jak nazwa produktu, cena do odblokowania oraz składniki potrzebne do zbudowania, ale brakuje jakiegokolwiek, nawet szczątkowego opisu informującego o jego przeznaczeniu. Do czego służy taka choćby wirówka ziemna i jak ją w ogóle włączyć, musiałem po raz kolejny konsultować z Internetem. Do wielu rzeczy można łatwo dojść samemu, np. że do zbudowania lampki wystarcza nasza przenośna drukareczka, ale już w przypadku nowej bazy trzeba będzie użyć dużej drukarki 3D. Odkrywanie tego daje pewną dozę satysfakcji, ale niestety mus przerzucania się pomiędzy grą a przeglądarką, bardziej męczy niż bawi.

Czego Astroneerowi odmówić nie można to tego, że można się przy nim niesamowicie zrelaksować. W kopaniu podziemnych tuneli i przemierzaniu kolejnych lasów i szczytów górskich jest coś magicznego. Kiedy tylko przyzwyczaimy się do menu, rozeznamy się co nieco w zasadach działania gry oraz przymkniemy oko na to, że świat jest z deka pustawy – czeka nas masa dobrej, odprężającej zabawy. Osobiście też mogę polecić włączenie sobie czegoś w tle (na przykład podcastu) lub zaproszenie do gry znajomych, przez co grać będzie się zdecydowanie przyjemniej.

Plusy
  • Świetnie odpręża
  • Rozbudowany crafting
  • Kopanie tunelu daje frajdę
  • Momentami naprawdę piękna
Minusy
  • Świetnie odpręża
  • Rozbudowany crafting
  • Kopanie tunelu daje frajdę
  • Momentami naprawdę piękna
7
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic