Artemis Fowl – recenzja filmu

Artemis Fowl1
foto: Disney Enterprises, Inc.

John Carter, Jeździec znikąd, Kraina jutra, BFG: Bardzo Fajny Gigant, Mój przyjaciel smok, Pułapka czasu, Dziadek do orzechów i cztery królestwa oraz Artemis Fowl. Co łączy wszystkie wymienione tytuły? To kiepskie, lub w najlepszym przypadku średnie filmy, które wyszły spod ręki Disneya. Studio Myszki Miki ma wyraźny problem ze swoimi aktorskimi filmami, które nie są rimejkami live-action ich klasycznych animacji (a nawet wśród tych trafi się jakiś zgniły owoc). Ta zła passa trwa już tak długo, że mało kto czeka na kolejny aktorski film Disneya, licząc się z tym, że będzie to kolejna wtopa tak wielkiego studia. Sytuację nieco ratują ekskluzywne filmy w usłudze Disney+, których większość oferuje zadowalający poziom, a chociażby takie Togo, było dobrym prognostykiem, że może u Disneya coś się zmieni. Choć Artemis Fowl miał być przeznaczony do dystrybucji kinowej, przez pandemię studio zdecydowało się umieścić film w swoim serwisie streamingowym. Była to równie zła decyzja, co pozostawienie produkcji do premiery w kinach. Półprodukt Kennetha Branagha nadaje się wyłącznie do wyrzucenia do kosza i jak najszybszego zapomnienia o jego istnieniu. Szkoda, że Disney nie podjął takich kroków.

Artemis Fowl (Ferdia Shaw) to potomek słynnych kolekcjonerów, antykwariuszy i złodziei cennych dzieł i artefaktów, również tych pochodzących z magicznego świata, znajdującego się w bliskim sąsiedztwie jądra planety. Niezwykle inteligentny, przebiegły i bystry dwunastolatek będzie musiał stawić czoła zupełnie nowemu zagrożeniu, gdy w tajemniczych okolicznościach znika jego ojciec Artemis Fowl Senior (Colin Farrell). Wraz z lojalnym Domowojem Butlerem (Nonso Anozie), poznaje obcy dla siebie świat zamieszkały przez wróżki, krasnoludy, centaury czy gobliny. Szeroka wiedza z fantastycznych stworzeń stanie się kluczem do odnalezienia Aculosa – niezwykle potężnego artefaktu, na odzyskaniu któremu zależy komendant Bulwie (Judi Dench) z LEP, jak również złej Opal Koboi (Hong Chau), odpowiedzialnej za porwanie ojca Artemisa. Gdy LEP posyła po artefakt krasnoludzkiego giganta Mierzwę Grzebaczka (Josh Gad) specjalizującego się w podkopach, Opal szantażuje chłopaka, że zwróci mu ojca jedynie na drodze wymiany za Aculosa. Artemis ma mało czasu na odnalezienie artefaktu i zdecydowaniu o dalszych losach magicznego świata.

Artemis Fowl2
foto: Disney Enterprises, Inc.

Artemis Fowl to okropny scenariuszowy bałagan, nad którym nikt nie panuje. Mamy tu sytuację bardzo podobną do ostatniej animacji ze Scooby-Doo, który jednocześnie chce być samodzielnym filmem, ale z całą masą zapowiedzi i nawiązań, które swoje rozwinięcie dostaną w kolejnych filmach. W filmie Disneya skutek jest jeszcze gorszy, czego studio było świadome, dlatego z góry skreśliło tę produkcję, nie dając jej szansy na podjęcie i tak nierównej walki o powstanie drugiej części. Nie wyszedł tu ani punkt wyjścia, który od początku rozmywa się przez zmianę roli głównego bohatera względem książkowego pierwowzoru (Artemis nie jest złodziejem i nie ma pojęcia o swoim dziedzictwie), ani też ekspozycja, która w okropny, łopatologiczny sposób wszystko dokładnie tłumaczy czasem nawet po trzy razy, ani nawet sama historia, która okropnie nuży, nie przełamując żadnego schematu familijnego kina przygodowego.

Film może przynieść nieco rozrywki mniej wymagającym widzom, szczególnie dzieciom, którym jeszcze obce są lepsze produkcje kina przygodowego, ale dla dobra ogółu, lepiej żeby sięgnęły po jakąś klasykę, niż tę produkcję, po której mogę nie być zainteresowane lepszymi i ciekawszymi alternatywami. Bo poza kiepską historią, Artemis Fowl nie ma nic do zaoferowania w scenach akcji, których jest zaledwie kilka, a co kolejna to gorsza, chociaż i tak startują z żenująco niskiego poziomu, czy tym bardziej kreacji jednowymiarowych postaci, których na ekranie przewija się zdecydowanie więcej, niż jesteśmy w stanie zapamiętać podczas seansu. Juliet (Tamara Smart), siostrzenica Doma, nie ma tu żadnej roli do odegrania, Briar Cudgeon (Joshua McGuire) pojawia się, żeby pogrozić komandor Bulwie, a Holly Nieduża (Lara McDonnell) i Artemis Fowl Senior są postaciami kompletnie niewykorzystanymi.

Artemis Fowl3
foto: Disney Enterprises, Inc.

Nawet wraz z okropnym Joshem Gadem, wszyscy wypadają o niebo lepiej od odtwórcy tytułowej roli. Nie mam pojęcia, jak Ferdia Shaw pokonał pozostałych kandydatów do tej roli, ale jeżeli nie doszło do jakiegoś szwindla, źle to świadczy zarówno o pozostałych kandydatach, jak osób odpowiedzialnych za casting. Dla Shawa to debiut przed kamerą i niewykluczone, że nabierając doświadczenia i pracując z odpowiednimi reżyserami, rozwinie swoje umiejętności, ale po jego występie w Artemis Fowl nawet nie zamierzam tego sprawdzać. Młody aktor nie potrafił wykrzesać choć krzty emocji, charakteru i nadać osobowości swojej postaci, robiąc za mrugający manekin, który nie wiedząc czemu, przybierając garnitur buja się na boki niczym gangster z gnatem w Harlemie. Dodając do tego stylizację rodem z Facetów w czerni, wygląda to jednocześnie okropnie i przekomicznie.

Disney chciał stworzyć nową serię dla dzieci i młodzieży, ale kolejna ich próba kończy się spektakularną klapą, która tym razem nikogo już nie obejdzie. Artemis Fowl jest filmem nieprzystającym do dzisiejszych czasów pod żadnym względem. Źle opowiedziana historia, brak ciekawego zawiązania akcji, niedoprecyzowany złoczyńca i wyraźne ograniczenia postaci i wątków, które miały zostać rozwinięte w kontynuacji. Nawet efekty specjalne nie wyszły jak powinny, pomimo 125 mln budżetu, miejscami rażąc widocznymi blue boxami. Kenneth Branagh nie jest już gwarantem udanych obrazów, dlatego powinien trzymać się z daleka od wysokobudżetowych filmów fantastycznych.

Recenzja Artemis Fowl
Źle opowiedziana historia, brak ciekawego zawiązania akcji, niedoprecyzowany złoczyńca i wyraźne ograniczenia postaci i wątków, które miały zostać rozwinięte w kontynuacji.
2
Ocenił Radosław Krajewski