Maj, przynajmniej dla mnie, okazuje się całkiem przyjemnym growym miesiącem. W każdym tygodniu wychodzą po 3-4 premiery, które mnie interesują, jednak niestety czasu na ich ogrywanie nie starcza. W tym tygodniu ukazał się American Fugitive, który pewnie w zalewie gier wysokobudżetowych i „większych indyczków”, przepadnie bez większego echa. Szkoda by było, bo pomimo pewnych wad, prostoty i budżetowości, spodobałby się niemałej liczbie osób.
W American Fugitive wcielamy się w Willa Rileya, który do świętoszków nie należy. Pewnego dnia jego życie zostaje wywrócone o 180 stopni – zostaje bowiem omyłkowo uznany za mordercę swojego ojca. Trafia do paki, z której udaje mu się zbiec. Zaczyna się więc podróż w poszukiwaniu prawdy i zemsty. Fabuła jednak, krótko mówiąc, nie porywa. Wprowadzenie od momentu poznania bohatera po jego ucieczkę z więzienia trwa może z 3-4 minuty i dopiero po pewnej chwili orientujemy się, co jest grane. Na pewno nie liczcie na coś pokroju Prison Break, czyli wyrazistych bohaterów, świetnego budowania napięcia i ciągłej dramaturgii. Sam Willy to typowy przynieś, podaj, pozamiataj i autorzy nawet nie zamierzają przekonywać nas, że jest inaczej. Willy ma robić to, co potrafił najlepiej w swoim poprzednim życiu – kraść. Misje, dosyć krótkie swoją drogą, skupiają się na prostych czynnościach – włam się do domu i ukradnij kosztowności, zwiń komuś auto i zniszcz, czy rozwal ileś banerów reklamowych. Czasem trafiają się mniej standardowe, jak z wyciąganiem trupa z grobu (screen poniżej) czy dostarczenie pączków. Rozgrywka toczy się w widoku izometrycznym, co może kojarzyć się z serią Grand Theft Auto, nawet słusznie.
Gdy Willy zostanie przyłapany na kradzieży auta, strzelaniu do cywilów, czy dewastowaniu miasta, rusza za nim w pogoń policja. Gliniarze są dosyć łatwi do zgubienia, działają tu też sztuczki ze zmianą koloru auta w specjalnych warsztatach, czy zmiana przebrania. Problemem w ucieczkach może być to, że niektóre szybsze auta w połączeniu ze zbyt nisko zawieszoną kamerą, powodują nieuniknione rozwalenie się o drzewo, czy inną przeszkodę. Choć samo sterowanie jest przyjemne, zarówno samochodu jak i bohatera, tak w niektórych misjach praca kamery po prostu przeszkadza.
Hrabstwo Redrock, w którym toczy się akcja gry, składa się z 3 osobnych części, do których kolejno uzyskujemy dostęp. Akurat lokacje to jedne z najlepiej wykonanych elementów w grze – jest różnorodne i autorzy postarali się o wyciśnięcie jak najwięcej z małej w sumie przestrzeni. W ramach odskoczni od głównej osi gry, możemy brać udział w wyścigach na czas, szukać różnych skoczni z których możemy się wybić lub, tak dla sportu, okradać po kolei domostwa. Z tym wiąże się sprytnie rozwiązana mini-gierka, która zaczyna się już przed aktem kradzieży. Willy może podejść do okna i sprawdzić, czy ktoś jest w środku. Zakładając, że nikogo nie ma, wybijamy szybę i mamy określoną ilość czasu do momentu przyjazdu policji. Widzimy wtedy plan domu podzielony na różne pokoje i możemy dowolnie się po niem przemieszczać w poszukiwaniu kolejnych pomieszczeń. Co ciekawe, jeśli jednak domownik okaże się znajdować w którymś z pokoi, możemy go zastraszyć czy też związać…ale nie zawsze musi się nam to udać. Jeśli miałbym ustalić największą zaletę American Fugitive, to z pewnością jest to ten element gry. Świetnie wymyślony, prosty, a zarazem wciągający. Na pewno lepsze to niż dostarczanie pączków, czy kolejna kradzież auta. Złupione fanty możemy sprzedać chociażby w lombardzie, a zebraną gotówkę wydać na ulepszenia.
Ulepszenia są związane z każdym aspektem gry i wiele z nich jest naprawdę przydatnych. Do odblokowania jakiejś umiejętności lub polepszenia jej działania potrzebujemy punktów, które otrzymujemy za zrobione misje oraz odpowiednią ilość gotówki. Perki tyczą się np. zwiększenia pojemności ekwipunku, życia, zwinności, ale również automatycznego sprawdzenia obecności domowników, zwiększenia szans na związanie domownika, czy też obrażeń zadawanych innym samochodom (dosyć abstrakcyjne, ale nawet się przyda). Nie mogę więc powiedzieć, że kasa się nie przyda, bardziej powiedziałbym, że American Fugitive ma problem z utrzymaniem gracza na dłuższy czas. To gra, która świetnie może sprawdzić się na Switchu, dla fanów krótkich posiedzeń, gdzie można sobie dawkować rozgrywkę. Prawda jest taka, że po mniej więcej połowie gry, wiedziałem już o niej wszystko. Chciałem też wyłączyć muzykę, bo nie dość, że nie wpada ona w ucho, tak szybko się powtarza. Z grafiką jest zdecydowanie lepiej – American Fugitive jest całkiem ładne i przejrzyste – począwszy od modeli na interfejsie skończywszy. Efekt psują trochę słabo wykonane rozmówki bohaterów, są wzorowane trochę na komiksach, ale znacznie prostsze i z dziwnymi animacjami mającymi sugerować emocje. Wygląda to bardzo słabo.
Muszę przyznać, że mam problemy z ocenieniem gry studia Fallen Tree Games. American Fugitive ma potencjał i może się podobać, gdyż jest to prosta gra z fajnymi patentami. Niestety szybko wkrada się monotonia, a sama historia nie jest zbyt ciekawa. Przy pierwszej lepszej wyprzedaży można się oczywiście skusić, gdyż nie brakuje tu aktywności, ale to po prostu gra na jeden raz.