Road 96 miało być moją przygodówką 2021 roku. Na grę studia DigixArt czekałem z wypiekami od jej pierwszej zapowiedzi, ale ostatecznie zagrałem w nią dopiero osiem miesięcy po oficjalnej premierze. Dlaczego? Ano dlatego, że do grania na PC już nic mnie nie przekona, a wersja na konsolę Nintendo, wyglądała jak port jednego z klasyków od Double Fine.
Nie ma jednak tego złego i w końcu doczekałem się edycji na współczesne konsole i muszę powiedzieć, że warto było czekać. Dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem.
Historia Road 96 zabiera nas do Petrii, fikcyjnego totalitarnego państwa, w którym od lat sprawuje władzę prezydent Tyrak. Jest lato 1996 roku i właśnie zbliżają się kolejne wybory, które z palcem w nosie ma wygrać urzędujący tyran. Mimo wysokich wskaźników sondaży i wszechobecnej propagandy, obywatele Petrii są mocno podzieleni i jedni uważają prezydenta za wybawcę, drudzy pragną go usunąć z urzędu podczas nadchodzących wyborów, a jeszcze inni, współpracując z tajną organizacją o nazwie Brygada, dążą do rewolucji. Doskonałą okazją do jej rozpoczęcia ma być dzień wyborów, będący jednocześnie dziesiątą rocznicą tragicznie zakończonych protestów przeciwko Tyrakowi. My wcielamy się w jednego z bezimiennych nastolatków, którzy w pogoni za lepszym życiem pragną za wszelką cenę dotrzeć do drogi 96 i opuścić policyjne państwo. Nie jest to jednak łatwe, w obliczu panującej fali zagnieć młodych ludzi, od której władza umywa ręce.
To, co wyróżnia Road 96 na tle innych gier przygodowych, to jej struktura fabularna. Historia, choć prowadzi zawsze do tego samego celu, generowana jest proceduralnie. Każda podróż składa się z etapów, w których nasze losy krzyżują się z jedną z siedmiu spotykanych w grze postaci. Nigdy jednak nie wiemy jaki wariant akurat nam się trafi podczas tej konkretnej podróży. Bo jeszcze nie wspomniałem, że w ciągu całej gry, wyruszymy na granicę aż sześciokrotnie, za każdym razem innym nastolatkiem z innego miejsca na mapie. Choć cel zawsze jest ten sam, to jednak sposób przekroczenia granicy i ostateczny rezultat podjętej próby, zależy już tylko od nas – naszych decyzji, a czasami ilości zdobytej podczas podróży gotówki, czy też poziomu naszego energii. O to wszystko musimy zadbać w trakcie wędrówki. Jak? Najlepiej się nie przemęczać, regularnie nawadniać i posilać. To wszystko jednak kosztuje, a pieniądze bywają czasami bardziej potrzebne niż pełny brzuch, dlatego w trakcie gry czeka nas sporo trudnych decyzji.
Przez to, że w trakcie rozgrywki kierujemy różnymi postaciami, to nie nasi bohaterowi budują silnej relacji i więzi z napotykanymi towarzyszami podróży, tylko gracze. To my jako jedyni jesteśmy świadkami całej historii, ale w żaden sposób nie możemy podzielić się zdobytą wiedzą z kolejnym wyruszającym w drogę młodymi ludźmi. I jest to kolejny ciekawy element, który udało się zaimplementować twórcom, otóż każde kolejne spotkanie, jest dla bohaterów zawsze tym pierwszy, kiedy dla gracza, może już być którymś z kolei. Takie fragmentaryczne i losowe budowanie fabuły, może w teorii zwiastować chaotyczną historię. Jednak nic bardziej mylnego, wszystko ma ręce i nogi i bez względu na kolejność doskonale się za sobą zazębia, kreując nie tylko losy poszczególnych bohaterów, ale także przestawiając z różnych punktów widzenia wydarzenia roku 1986, który to odcisnął piętno na życiu każdego z napotkanych towarzyszy podróży.
Rozgrywka nie ogranicza się jedynie do wybierania poszczególnych kwestii dialogowych i podejmowaniu decyzji. Twórcy przygotowali też dla nas wiele minigier, które zostały bardzo sprawnie wplecione w historię. Możemy zmierzyć się w cymbergaja, cztery wygrywa, rozbijać puszki piłką, czy też zagrać w trzy kubki. W część z gierek możemy zagrać na pieniądze, co wzbudza szczyptę emocji. Zarobienie 20 dolarów możemy bowiem nam ułatwić podróż, ale już stracenie pieniędzy może z kolei ją skomplikować i zamiast jechać kolejny odcinek taksówką czy autobusem, będziemy musieli iść pieszo, przez co stracimy sporo energii.
Kolejnym jasnym elementem Road 96 oprócz historii i formy jej podania, jest klimat. Zdecydowanie czuć vibe gier z serii Life is Strange. Nie wiem dlaczego, bo w sumie pod wieloma względami obie marki zdecydowanie się różnią i nawet oprawa graficzna, poza paletą barw, jest w produkcji DigixArt zdecydowanie bardziej uproszczona i kanciasta. Czuć jednak w wirtualnym powietrzu nostalgiczny klimat lat 90. i tego niepowtarzalnego, młodzieńczego ducha, napędzanego świetnie wyselekcjonowaną ścieżką dźwiękową.
A jak Road 96 działa na dużych konsolach? Bardzo dobrze, oczywiście grafika nikogo nie rzuci na kolana, ale po prostu taki minimalistyczny styl graficzny obrali twórcy. Tytuł działa więc w rozdzielczości 4K i z płynnością na poziomie 60 klatek na sekundę, bez wyraźnych spadków. W trakcie gry nie uświadczyłem, najmniejszych problemów technicznych czy bugów, a funkcja Quick Resume, z którą nie radzą sobie wszystkie nowe tytuły, działa bezbłędnie. Występują co prawda ekrany ładowania, ale nie ma ich zbyt wiele i pojawiają się na zaledwie kilka sekund.
Road 96 to bardzo dobra gra przygodowa, której w obecnej wersji niewiele mogę zarzucić. Otrzymujemy bowiem kilka godzin ciekawej historii opowiedzianej w oryginalnej formule, różnorodną, jak na grę przygodową rozgrywkę, a wszystko to skąpane w cudownym klimacie i świetnej oprawie muzycznej. Co prawda gra mogłaby być dłuższa, a wątki poznawanych postaci bardziej rozbudowane, ale ten niedosyt świadczy, o dobrze wykonanej przez deweloperów robocie. Mam nadzieję, że twórcy nie porzucą marki i w bliskiej przyszłości zafundują nam fabularny dodatek lub nową grę zrealizowaną w podobnej konwencji.