Recenzja Olija. Miłość w odległych krainach

Olija

Nie minął jeszcze styczeń, a już dostaliśmy pretendenta do tytułu jednej z najciekawszych produkcji 2021 roku. Klasycznie, ów tytuł stworzyło dość małe studio z raczej ograniczonym budżetem, dzięki czemu Skeleton Crew Studio musiało wykazać się nie lada kreatywnością tam, gdzie więksi producenci mogliby zacząć po prostu rzucać w projekt pieniędzmi. Efektem ich prac jest Olija – pozornie prosty dwuwymiarowy slasher, zaskakujący jednak swoimi ambicjami.

Nowoczesna klasyka

Olija bez najmniejszego problemu może zostać przyrównana do taki klasyków, jak Another World czy też Heart of Darkness. Nie mam tu jednak na myśli samej rozgrywki, a raczej klimat gry oraz zamysł fabularny w trymiga przykuwający gracza do ekranu. We wszystkich tych tytułach obserwujemy bowiem losy zwyczajnego człowieka, który w wyniku przypadku trafia do dziwnej, nieznanej mu krainy. Olija opowiada o Faradayu, zarządcy biednej rybackiej wioski, którego statek zostaje zatopiony w trakcie polowania na wieloryba, a on sam budzi się na tajemniczej, pełnej niebezpieczeństw wyspie. Jego celem staje się, dość zrozumiale, powrót do domu, w czym pomóc ma mu nie tylko zbudowana wraz z innymi rozbitkami społeczność, ale także znaleziony w trakcie wędrówki przeklęty harpun, będący jedyną nadzieją na pokonanie strzegącego tego tajemniczego miejsca stwora.

Recenzja Olija (2)
Spotkania z Oliją stanowią momenty wytchnienia od nieustannej walki.

W grze znalazło się też miejsce na całkiem zgrabnie wplecioną i bardzo subtelną historię miłosną między Faradayem a tytułową Oliją, azjatycką księżniczką, przewodzącą lokalnemu klanowi wojowników, z którego pomocy również niejednokrotnie skorzystamy. Niesamowite jest to, że choć wątek ten opowiedziano bez użycia słów, relacja między bohaterami pozostaje jak najbardziej odczuwalna. Olija pod tym względem osiągnęła wręcz scenariuszowe mistrzostwo. Żadna inna gra nie zaangażowała mnie tak mocno w historię miłosną jak zdołała to uczynić najnowsza gra Skeleton Crew Studio. Tyczy się to też tak naprawdę wszystkich pozostałych wątków. Bohaterowie, choć składają się z trzech pikseli na krzyż i w trakcie sporadycznych rozmów ledwie mamroczą coś niezrozumiałego pod nosem, prędko stają nam się niesamowicie bliscy. Wożący mnie po okolicznych wysepkach przewoźnik, który raczył mnie przy okazji drobinkami historii tej dziwacznej krainy, zdawał się być postacią prawdziwszą niż nawet Panam z Cyberpunka, a przecież pod względem kreacji bohaterów gra CDPR to istny majstersztyk.

Piękno tkwi w prostocie

Niezwykle przyjemna jest również sama rozgrywka. Pomimo swojego nieskomplikowania, oferuje ona kilka naprawdę niezłych pomysłów, wykorzystywanych nie tylko w trakcie kolejnych potyczek z przeciwnikami, ale także przy okazji licznych zagadek środowiskowych. Wprawdzie żaden z tych elementów nie jest nad wyraz trudny – zagadki rozwiązuje się zazwyczaj z marszu, a wrogowie nie stanowią zbytniego zagrożenia – nie oznacza to jednak, że Olija jest grą nudną. W żadnym razie! Zdobywane co rusz nowe elementy uzbrojenia sprawiają, że bezustannie mamy coś do przetestowania, bo przecież jak tu nie wypróbować błyszczącego i diabelnie szybkiego rapiera, potężnego garłacza, czy też strzelającej ogniem niemalże automatycznym kuszy? Dość ciekawie ma się też sprawa ze zdobywanym już na samym początku harpunem, którym nie tylko możemy rzucać w przeciwników oraz niczym w Gwiezdnych Wojnach przywoływać go z powrotem, ale równie dobrze my sami możemy się przeteleportować do miejsca, w które się wbił. Podobną funkcję posiada też zdobywany później miecz, co ponownie wykorzystywane jest na potrzeby kolejnych zagadek środowiskowych.

Recenzja Olija (1)
Wielopiętrowy pojedynek na wieży z samurajem to jeden z najciekawszych momentów Oliji.

Wszystko to teoretycznie przygotowuje nas do starć z wrogami, ucząc gracza umiejętności każdego posiadanego elementu uzbrojenia. Teoretycznie, bo w rzeczywistości najskuteczniejszą taktyką okazało się po prostu zasypywanie przeciwników dziabnięciami rapiera, nie dając im w zasadzie szansy na wykonanie ataku. Nieco więcej finezji wymagają na szczęście potyczki z bossami, choć i tutaj jest to stwierdzenie raczej na wyrost. Ot, czasem musimy odskoczyć i dopiero wtedy zaatakować, ewentualnie chwycić przez chwilę za kuszę, bo „szefu” akurat zastosował taktyczny odwrót i bronią białą trudno będzie mu zadać obrażenia. Poziom trudności wciąż nie jest tu nazbyt wygórowany, aczkolwiek każdorazowo spotkania z większymi przeciwnikami kończyłem wręcz nabuzowany adrenaliną. Walkom z bossami nie da się natomiast odmówić pomysłowości, bo absolutnie każde starcie jest tutaj zupełnie unikatowe – od potyczki z trzema wojownikami naraz, aż po epickie pojedynki połączone z mozolną wspinaczką po kolejnych piętrach wysokiej wieży.

Pikselowy azyl

Na przestrzeni kolejnych 3-4 godzin potrzebnych do ukończenia produkcji Skeleton Crew Studio, obserwować będziemy rozwój wspomnianej wcześniej społeczności. Ratowani w trakcie kolejnych wypraw rozbitkowie znajdą w niej azyl, oferując swoje usługi, zwiększając maksymalny poziom zdrowia Faradaya czy też organizując wyprawy w poszukiwaniu surowców. Te ostatnie oddać możemy w ręce lokalnego kapelusznika, by za drobną opłatą wykonał on dla nas magiczne czapki, dające ich nosicielowi przydatne w trakcie rozgrywki wzmocnienia. Moim absolutnym faworytem z miejsca stała się krokodylowa kaszkietka, dzięki której co kilka uderzeń leczyłem się, wysysając z przeciwników część energii życiowej. To przydatna opcja, bo w samej grze zdrowie przywracać sobie możemy tylko znajdowanymi na mapie jabłkami lub korzystając ze źródeł wody. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wybrać inne nakrycie głowy, jak choćby maskę pozwalającą na zadawania obrażeń powracającym w nasze ręce harpunem. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Recenzja Olija (3)
Z mieszkańcami wioski trudno jest się po pewnym czasie nie zżyć.

Dość dyskusyjną kwestią jest natomiast obrany przez twórców styl graficzny. Olija utrzymana jest bowiem w dość oszczędnym pixel arcie, co szczególnie widoczne jest na przykładzie sylwetek bohaterów, przypominających momentami gry z Atari 2600. Z jednej strony nieźle współgra to z dość oszczędną narracją, z drugiej jednak często przeszkadza w zinterpretowaniu akcji bohaterów, a i w trakcie potyczek postaci na ekranie potrafią zlać się oni ze sobą w jedną pikselową masę. Z tego powodu dość często zdarzało się, że spuszczając łomot przeciwnikom, doznawałem szoku, kiedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę to ja dostawałem wpiernicz. Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o projekcie lokacji – te są po prostu piękne, a miejscami wręcz zachwycające. Świetnego klimatu dodaje też naprawdę genialna ścieżka dźwiękowa, plumkająca cichuteńko w tle.

Czy warto kupić Olija?

Olija jest zatem produkcją, której nie jestem w stanie zbyt wiele zarzucić. Raczej niski poziom trudności czy też nietrafiona stylizacja sylwetek bohaterów to tak naprawdę pierdoły, niewpływające znacząco na ocenę gry. Większym problemem okazało się notoryczne zacinanie się programu „na amen” w trakcie finałowej walki z bossem, co zmuszało mnie do jej wielokrotnego przechodzenia z nadzieją, że tym razem wyjaśnię klienta na tyle szybko, by zobaczyć napisy zanim gra się zatnie. Jednak nawet to nie sprawiło, by Olija znacząco straciła w moich oczach – wciąż jest to bowiem prześwietna, oszczędna pod wieloma względami i zwyczajnie w świecie przepiękna przygoda, którą zdecydowanie warto przeżyć.

Plusy
  • Piękne tła
  • Scenariusz, a zwłaszcza wątek Oliji
  • Zróżnicowane uzbrojenie
  • Kapitalni bossowie
  • Przyjemne zagadki środowiskowe
Minusy
  • Nazbyt rozpikselowane sylwetki bohaterów
  • Przez większość czasu bezmyślna walka
  • Drobne problemy techniczne
8.5
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic