Rewolucja serialowa już za nami. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że obecnie seriale mają się co najmniej tak dobrze jak biznes filmowy. Teraz cały przemysł serialowy zbiera żniwa wieloletniej pracy, a dla widzów 2017 rok był najlepszym pod względem nie tylko liczby wyprodukowanych seriali, ale również ich jakości. Już sam powrót po 26 latach kultowego Twin Peaks, zasługuje na większą analizę, a to dopiero wierzchołek góry fantastycznych seriali minionych 12 miesięcy. Wielkie nazwiska po obu stronach kamery, ogromne budżety i tysiące godzin pełne wciągających i emocjonujących historii. Obecny rok będzie miał problem przebić doskonały pod tym względem 2017.
Poniższy ranking składa się z zaledwie 15 pozycji, a nieobecność w zestawieniu takich udanych produkcji jak chociażby Tabu, Riverdale, Trzynaście powodów, Konflikt: Bette, Joan, The Punisher, Godless, czy Trial & Error, wiele świadczy o jakości zeszłorocznych seriali. Spora część z wyróżnionych tytułów to produkcje Netflixa oraz HBO GO, ale nie zabrakło też seriali typowo telewizyjnych. Gwarantuję jednak, że pierwsze trzy miejsca wielu z was zaskoczą, ale dla mnie nie było w 2017 roku lepszych seriali, od trójki na podium. Każdemu z nich przyznałbym maksymalną notę. Startujemy.
Top 15 najlepszych seriali 2017 roku
15. Glow
Nie jestem fanem wrestlingu. Rozumiem fenomen tego sportu, ale nigdy nie potrafiłem się do niego na dłużej przekonać. Na szczęście komediowy serial od Netflixa, opowiadający prawdziwą historię programu telewizyjnego o tym samym tytule, emitowanego w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, skierowany jest nie tylko do widzów gal WWE. Glow udowadnia, że wrestling to nie tylko głupkowaty, kampowy i pretensjonalny teatr połączony ze sztukami walki, ale przede wszystkim godziny morderczych treningów. I to nie tylko fizycznych, ponieważ istotną rolę dogrywa praca nad nad własną postacią, jej historią, a nawet ruchami, gestami, mimiką czy głosem. Glow sprawdza się również jako komedia, pełna absurdalnego humoru, ze świetną Alison Brie jako Zoyą Strasznoją. Z paniami z Glow nie chcielibyście zadrzeć.
14. Pustkowie
HBO to nie tylko Gra o Tron czy Westworld, ale także masa mało znanych seriali europejskiej produkcji, jak chociażby rodzima Wataha czy Pakt. Rzadko do naszej oferty stacji trafiają seriale od HBO Europe, ale jednym z takich wyjątków jest świetna Pustina. Serial łączący w sobie najlepsze cechy pierwszego sezonu brytyjskiego The Missing z Fortitude, Watahy, a nawet Detektywa. Czeska produkcja opowiada historię starosty małego górniczego miasteczka, która oprócz problemów ekonomicznych, musi poradzić sobie z zaginięciem najmłodszej córki. Sprawę komplikuje nie tylko koncern wydobywczy, próbujący kupić ziemię na której powstało miasteczko, ale również okoliczni pensjonariusze zakładu poprawczego. Gęsty, małomiasteczkowy klimat, historia nastawiona na psychologię postaci oraz przepiękne kadry czynią z Pustkowia jedną z najlepszych kryminalnych produkcji niepochodzących ani z Wysp Brytyjskich, ani ze Skandynawii.
13. Ozark
Z poprzednim tytułem świetnie kontrastuje Ozark. Tam gdzie Pustkowie nadrabia dla polskiego widza zbliżoną małomiasteczkową mentalnością do naszej, tak w amerykańskim miasteczku króluje przemoc, alkohol oraz narkotyki. Ozark momentalnie stał się jednym z tegorocznych hitów Netflixa i nie ma w tym nic dziwnego. Serial od pierwszego odcinka oczarowuje doskonałym klimatem nadjeziornej miejscowości pełnej podejrzanych typów i brudnych interesów. Główny bohater musi wyprać miliony dla swojego nowego pracodawcy, inaczej wraz z żoną i dwójką dzieci pożegna się z życiem. Na szczęście dla niego, interesy to jego specjalność. Ozark został okrzyknięty nowym Bloodline, inną produkcją Netflixa, która zakończyła w zeszłym roku swój żywot marnym trzecim sezonie. Więc niech żyje Ozark!
12. Kroniki Times Square
Kobiety przejmują władze już nie tylko w kinie, ale i na ekranach telewizorów, czego najlepszym przykładem są Kroniki Times Square. Serial opowiada o powstaniu pornobiznesu, jaki znamy do dziś. Jeżeli ktoś po serialu HBO oczekuje wyłącznie odważnych scen seksu, szybko się zawiedzie. Choć w Kronikach Times Square dominuje prostytucja i pornografia, a wszystko to w odrapanym i brudnym Nowym Jorku lat 80., to seks i golizna zostaje zastąpiona przez ciekawą historię kilku prostytutek, alfonsów oraz właściciela baru (w podwójnie, udanej roli James Franco). Końcówka serialu nie pozostawia złudzeń, że w seksusługach przyszła długo wyczekiwana przez pracujące w biznesie kobiety rewolucja i pałeczkę po znudzonych mężczyznach, przejmują pełne wigoru i poczucia sprawiedliwości kobiety. Całość spaja masa charyzmatycznych postaci, których liczba może nieco przytłoczyć, ale każdy ma coś do powiedzenia w tej historii.
11. Legion
Najnowsza produkcja Noah Hawley’a, doskonale znanego serialowej widowni ze świetnego Fargo, nie przekonała mnie od pierwszego odcinka. Ten był intrygujący, ale miałem problemy z utrzymaniem uwagi, gdy zamiast porządnej ekspozycji dostawaliśmy kolejne, coraz bardziej zwariowane i komplikujące odbiór sceny. Legion to superbohaterska produkcja inna od wszystkich. Czuć, że to autorski produkt, a nie kolejny taśmowo nakręcony według doskonale znanego schematu, serial Marvela. Mimo to Legion przeplatał bardzo dobre, ruszające fabułę do przodu odcinki z gorszymi, nastawionymi głównie na wizualną warstwę. Ale wreszcie przyszedł czas emisji przedostatniego odcinka i od tego momentu wiedziałem, że czekam na drugi sezon serialu. Dwa ostatnie odcinku Legionu to najlepsze co w historii spotkało telewizyjne produkcje superbohaterskie.