Polskie studio niezależne Event Horizon w swoim debiutanckim projekcie Tower of Times, za cel obrało sobie stworzenie gry, którą gracze będą chcieli ukończyć. To, co wydaje się tak banalne, bo przecież każdemu twórcy powinno na tym zależeć, w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste. W końcu hajs musi się zgadzać, a sześciogodzinne kampanie są już normą. Jak postępują prace nad wersją znajdującą się w early access i czy faktycznie Tower of Times wciąga w odkrywanie zagadki tajemniczej wieży? Zapraszam do zapoznania się z pierwszymi wrażeniami.
Wspomnienia z dzieciństwa
Wątek fabularny wrzuca nas do krainy, której całkowita zagłada zbliża się wielkimi krokami. Nasz bohater na podstawie wizji utwierdza się w przekonaniu, że jest jedynym, który jest w stanie zatrzymać nadciągający koniec, a odpowiedź w jaki sposób można tego dokonać znajduje się w tytułowej wieży. Zasiadając na magicznym, kryształowym tronie będziemy oczami i uszami ekspedycji eksplorującej budowlę. Jako, że wieża skierowana jest w głąb ziemi, to schodząc coraz niżej, będziemy dowiadywać się więcej na jej temat. I chociaż na pewne pytania szybko dostaniemy odpowiedź, to znaków zapytania nie zabraknie. Wykreowana przez Event Horizon historia potrafi zaciekawić, a żonglerka pomiędzy techniką i magią w moim przypadku zawsze jest na plus. Na wyróżnienie zasługują przerywniki filmowe, które opatrzone są naprawdę ładnymi ilustracjami i klimatycznym głosem lektora. Pozostałe informacje podane są w formie notek czy poprzez rozmowę pomiędzy postaciami. Niestety podczas dialogów gracz pełni rolę biernego słuchacza i nie ma żadnego wpływu na wypowiadane kwestie.
Walka w slow motion
Duży nacisk podczas procesu szlifowania gry w early access twórcy kładą na system walki. Trafiając na arenę musimy odeprzeć nadciągających falami przeciwników. Strategiczność opiera się na odpowiednim używaniu zdolności, wykorzystaniu barier terenowych i eliminowaniu w pierwszej kolejności najbardziej zagrażających nam przeciwników. Klasyczny podział czteroosobowej drużyny na tank, healer, dps szybko rzuca się w oczy. Grając na normalnym poziomie trudności nie czekałem długo na pojedynki, szczególnie z bossami, wymagające więcej niż jednego podejścia. Satysfakcja z wygranej o włos była naprawdę spora. W Tower of Time aktywna pauza została zastąpiona spowolnieniem czasu. Zasady działania są podobne, ale czas nie staje całkowicie w miejscu, co wymusza na nas szybsze podejmowanie decyzji. Póki co jest naprawdę dobrze, chociaż obawiam się dwóch rzeczy. Zbyt duża ilość podobnych, powtarzających się starć może wyjść graczowi bokiem i szybko się znudzić. Areny na których walczymy mogłoby być nieco bardziej różnorodne.
Miłościwie nam panujący
Jako, że okolice wieży stały się naszym małym królestwem, to rzecz jasna mamy możliwość nim zarządzać. Znajdziemy w nim kuźnię, w której będziemy wytwarzać przedmioty ze znalezionych kryształów oraz budynki odpowiadające za możliwość awansu członków naszej drużyny. Zarówno crafting i zaklinanie przedmiotów oraz rozbudowa włości opiera się o znalezione w trakcie gry schematy. Nie stanowi to specjalnego wysiłku. Bardziej wymagające jest zarządzanie skromnym budżetem. Złota w trakcie gry nie znajdujemy zbyt wiele, a ulepszenia czy trening postaci są kosztowne. Długo głowiłem się jak sprzedać zebrane łupy, ale handlarza nie napotkałem. Niechciany ekwipunek możemy przemienić tylko i wyłącznie w niechciane kryształy. Trochę nie trzyma się to logiki.
Premiera zbliża się wielkimi krokami
Premiera Tower of Times zaplanowana jest na pierwszy kwartał przyszłego roku. Czasu pozostało niewiele, a jeśli ma być to perełką wśród niezależnych rpg-ów to trzeba ostro szlifować. Najbliższa aktualizacja ma przynieść ogromne zmiany w systemie walki, jednak osobiście nie tu szukałbym zwiększenia atrakcyjności. Po kilku godzinach spędzonych w grze nie mogłem pozbyć się wrażenia pustki i liniowości. Lokacje zaprojektowane są w ciekawy sposób, a pojawiające się okazjonalnie questy poboczne wnoszą dodatkową zawartość. Problem w tym, że wyeksplorowanie danego poziomu nie jest wielkim wyzwaniem i dzieje się raczej samoistnie. Mocy napędowej tytułu nie widzę również w dropach. Przedmioty mają niskie statystyki, przez co nie odczujemy przypływu mocy z kolejnym legendarnym czy epickim przedmiotem. Fani lootu i mikrozarządzania ekwipunkiem nie mają tu zbytnio czego szukać.
Audiowizualnie
Jeśli rozpatrujemy w kategorii indie to oprawa graficzna jest świetna. Animacja ruchu głównego bohatera lekko kuleje, ale skłonny jestem przymknąć na to oko. Na równie dobrym poziomie stoi udźwiękowienie, z tym że oprócz dobrej muzyki brakowało mi odgłosów otoczenia, które dodałyby swoje trzy grosze do klimatu. Po korektach w głośności poszczególnych elementów zrobiło się nieco lepiej, ale w tym elemencie lekka kosmetyka z pewnością wyszłaby na plus.
Tower of Times – podsumowanie
Muszę przyznać, że potencjał jest całkiem spory i opiera się w głównej mierze na wymagającym systemie walki. Nie mniej jednak, gry z gatunku Dungeon Crawlerów potrzebują jeszcze „tego czegoś” czego na chwilę obecną w Tower of Times nie dostrzegam. Syndrom jeszcze jednego poziomu czy zakamarka tutaj nie występuje. Obietnica sytego łupu za kolejną wygraną potyczkę jest raczej niska. A historia pomimo tego, że może być ciekawa, to jednak podawana jest graczowi porcjami na tacy. Ekipa z Event Horizon z pewnością dobrze kombinuje i ma pomysł na swoją produkcję, ale według mnie Tower of Time wymaga po prostu jeszcze większej ilości szczegółów.