„Wszystkie pieniądze świata” to bodaj najbardziej kontrowersyjna produkcja ostatnich lat. Nie jednak ze względu na treść, a liczbę problemów, które pojawiły się przed premierą filmu. Sprawy Kevina Spacey’a chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Oskarżenia pod jego adresem o molestowanie, odbiły się nie tylko na produkcji kolejnego sezonu hitowego „House of Cards”, ale również na najnowszym filmie Ridleya Scotta. Reżyser szybko zareagował po ujawnieniu oskarżeń skierowanych w stronę gwiazdy jego produkcji i zdecydował się na odważny krok usunięcia aktora ze swojego filmu i zastąpienia go Christopherem Plummerem. „Wszystkie pieniądze świata” uniknęły więc porażki zarówno komercyjnej, jak i artystycznej, dzięki której film mógł znów ubiegać się o najważniejsze filmowe nagrody. Jeden pożarł został ugaszony, to pojawił się kolejny, tym razem o niesprawiedliwości płac. Problem na szczęście nie miał podłoża równouprawnienia płci, bo sprawa wyższych zarobków Wahlberga z dokrętek okazała się na tyle błaha, że nie mogła zaszkodzić filmowi. Ale swoje pięć groszy dołożył również potomek jednej z rodzin porywacza wnuka Jean’a Paula Getty’ego, niezgadzający się z faktami zawartymi w książce Johna Pearsona, która posłużyła za podstawę scenariusza do filmu. Ridley Scott nie miał łatwego roku. Najpierw kiepsko przyjęty „Obcy: Przymierze”, a teraz same problemy ze „Wszystkimi pieniędzmi świata”. Jednak reżyser mocno wierzył w swoje najnowsze dzieło, ale podobnego entuzjazmu nie przejawiają osoby przyznające najważniejsze filmowe nagrody.
Jean Paul Getty (Christopher Plummer) jest najbogatszym człowiekiem na świecie. Swojej fortuny dorobił się na biznesie naftowym oraz na wykorzystywaniu luk prawnych przy płaceniu podatków. Jedynym zmartwieniem Getty’ego, mieszkającego w ogromnej willi w Anglii, wypełnionej antykami i dziełami sztuki, jest zarobienie jeszcze większych pieniędzy. Ale pewnego dnia będzie musiał zdecydować co jest dla niego ważniejsze, własna rodzina, czy ukochane pieniądze. Gdy przez nieznanych sprawców zostaje porwany jego wnuk John Paul Getty III (Charlie Plummer), multimiliarder nieufnie podchodzi do żądań porywaczy chcących wymusić okup za chłopaka. Nawet eksżona syna Getty’ego Gail Harris (Michelle Williams), nie potrafi przekonać byłego teścia do uratowania jej syna. Bogacz wynajmuje więc byłego agenta CIA, a obecnie jego najlepszego negocjatora Fletchera Chase’a (Mark Wahlberg) do rozwiązania zagadki, kto naprawdę stoi za porwaniem jego wnuka.
„Wszystkie pieniądze świata” to kino sensacyjne nieco w starym stylu. Ridley Scott nie śpieszy się z zawiązaniem akcji, powoli przedstawiając kolejne postacie oraz relacje między nimi, nawet na chwilę nie zmierzając w kierunku trzymającego w napięciu thrillera. To duży problem filmu, który zwyczajnie okłamywał widza w zwiastunach, zapowiadając pasjonujący kryminał z masą zwrotów akcji i dynamiką godną filmów Jaume Collet-Serra. Nawet kompletnie nie znając biografii Getty’ego, ani losów jego rodziny, dzieło Scotta nie przykuwa do ekranu, nie pozwalając widzowi się oderwać. Nie jest więc to kino, trzymające w ciągłej niepewności, usypiając czujność widza oczywistościami, żeby nagle zaatakować zwrotami akcji odwracającymi całą opowieść na drugą stronę. Reżyser „Gladiatora” był niestety zbyt powściągliwy w swoich założeniach, co odbiło się na prezentowanej historii. Ta obfituje w masę banałów, oczywistości i łopatologii, przez co trudno się emocjonować prezentowanymi wydarzeniami czy jakkolwiek utożsamiać się z bohaterami. Widać to szczególnie w ekspozycji, która dla Scotta była koniecznością, przez co została odbębniona ciągłymi zmianami czasu oraz miejsca akcji, co źle wpływa na fabularną ciągłość. Na szczęście w dalszej części filmu bohaterowie nie podróżują po całym świecie, a twórcy nie zmuszają nas do dalszego pobieżnego poznania stosunków rodzinnych rodu Gettych.
W obliczu braku perspektyw do wciągającego śledztwa z wielkim finałem obowiązkowego odbicia porwanego, „Wszystkie pieniądze świata” rekompensują te braki burzliwymi relacjami między najbogatszym człowiekiem świata a jego byłą synową. Co prawda Gail Harris ani na moment nie spotyka się z Jean Paulem Gettym, ale konflikt jest wyraźnie zarysowany i pomimo tego doskonale odczuwalny. Z jednej strony zdesperowana matka, która została zmuszona do opuszczenia zamożnej rodziny, zachowując przy tym jedynie pełne prawa do opieki nad czwórką dzieci, z drugiej multimiliarder, dla którego porwanie wnuka to świetna okazja do tak kochanych przez niego inwestycji i ubijania interesów. Ridley Scott próbuje skomplikować swojego bohatera, czyniąc go nieoczywistym, ale wychodzi to z mieszanym skutkiem. Co z tego, że całkiem logicznie tłumaczy brak spełnienia żądań porywaczy ochroną pozostałych wnuków, jak niedługo później pokazuje swojego bohatera negocjującego cenę obrazu, zupełnie nie zainteresowanego losem najstarszego z wnuków, chociaż niejednokrotnie zapewnia jak bardzo go kocha. Getty jest więc płaską, jednowymiarową postacią i chwilowe urozmaicenia jego charakteru niewiele pomagają w postrzeganiu tej postaci. Film więc od początku do samego końca stawia pytanie, czy Getty zapłaci żądany okup i na tym oparty jest niestety cały film. Ridley Scott najwyraźniej wyszedł z założenia, że ta niepewność widzom wystarczy, ale koniec końców okazało się to niewystarczające, szczególnie przy tak przewidywalnym scenariuszu.
Złego słowa nie można powiedzieć na obsadę, która spisała się bez zarzutów. Postaci granej przez Christophera Plummera jest w filmie całkiem sporo, więc dziewięciodniowy okres zdjęciowy słynnych już dokrętek musi robić wrażenie, szczególnie, że odbyły się one bez żadnego fałszu ze strony aktora. Christopher Plummer jest bezbłędny i nominacje najpierw do Złotych Globów, a teraz do Oscarów nie może dziwić. Nie jest to zwykły przytyczek w nos dla Kevina Spacey’ego oraz wysłaniem czytelnej wiadomości, że molestowanie czy każde inne zachowanie niezgodne z poszanowaniem drugiej osoby, będą oznaczały całkowity ostracyzm ze strony środowiska, ale to przede wszystkim świetna rola, w której Plummer wyciska wszystko co się da. Rewelacyjna jest również Michelle Williams, która doskonale sprawdza się w tego typu rolach, co udowadnia po raz kolejny po zeszłorocznym „Manchester by the Sea”. Najmniej przekonująco wypada Mark Wahlberg. Nie jest to jednak wina gwiazdora „Transformersów”, co słabo napisanej roli. Wahlberg nie ma za bardzo co grać, a i tak udaje mu się nieco wykrzesać charyzmy ze swojej postaci. Mimo to przy Plummerze i Williams wypada blado, chociaż sprawdza się jako postać wspierająca, dlatego ciężko zrozumieć decyzję, że twórcy usilnie chcieli zrobić z niego głównego bohatera.
Wydawało się, że 80-letni Ridley Scott najlepsze lata ma już za sobą, ale po serii słabych lub średnich filmów reżyser nakręcił „Marsjanina”, dającego promyk nadziei na powrót do formy. Ale rok temu dobre wrażenie zostało zagrzebane przez zupełnie nieudanego „Obcego: Przymierze”. I teraz można zastanawiać się, który z tych filmów był wypadkiem przy pracy, bo „Wszystkie pieniądze świata” nie dają na to pytanie odpowiedzi. „Wszystkie pieniądze świata” są dziełem niespełnionym, posiadającym solidną, oscarową wręcz obsadę, ale miejscami niewykorzystaną, a scenariusz oparty na tak doskonałej historii powinien być najważniejszym atutem filmu, zamiast tego jest zbyt miałki i jednostajny, zarówno pod względem tempa jak i narracji. Mimo to Ridley Scott broni się swoim najnowszym filmem, przez którego przebrnięcie nie powinno przysporzyć nikomu problemów, ale też po jego obejrzeniu niewiele z widzem zostaje. Od takiego reżysera zawsze powinno się oczekiwać więcej. Tym razem lekko zawiódł, ale wciąż liczę, że Scott nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.