Trzy tygodnie temu zachwycałem się grywalnością najnowszej piłki od Konami, a wczoraj zabrałem się za ogrywanie wersji demonstracyjnej FIFA 17. Miałem oczywiście swoje oczekiwania – liczyłem na rewolucję w gameplayu i na nudny, stworzony na siłę tryb fabularny The Journey. Wyszło jednak zupełnie odwrotnie.
EA kolejny raz wygrało z Konami jeśli chodzi o zwartość dema, choć jest i tak skromniej niż w latach ubiegłych. Tym razem dostaliśmy do dyspozycji 12 zespołów (Manchester United, Manchester City, Chelsea Londyn, Real Madrid, Juventus, Inter Mediolan, Paris Saint-Germain, Olympique Lyonnais, Seattle Sounders, Bayern München, Tigres U.A.N.L., Gamba Osaka) oraz możliwość przetestowania trybu – Droga do sławy. Zacznijmy jednak od tego, co w grze sportowej wydawać by się mogło najważniejsze, czyli rozgrywki.
Gameplay
Choćby nie wiem jak twórcy nas czarowali, to trudno jest odczuć znaczne zmiany w rozgrywce. Wygląda na to, że FIFA 17 wciąż będzie się borykała z dużą ilością tych samych problemów co w poprzednich dwóch edycjach. Twórcy muszą zrozumieć, że wiele elementów nie wystarczy skorygować, trzeba je stworzyć na nowo. W zeszłym roku narzekałem, że piłkarze biegają jak z baterią Duracell’a w tyłku, przez co rozgrywka meczowa wygląda mało realistycznie. W tym roku widać, że starano się nieco poprawić ten aspekt i gra nieco zwolniła, ale wciąż nie wygląda to dobrze. Mało tego, odbija się to na świetnych zespołach, które mają w swoich szeregach wielu szybkich zawodników. Ich główny atut został osłabiony. Piłkarze nie zyskali naturalnej swobody w poruszaniu się, wręcz przeciwnie, stali się ociężali i mniej zwrotni.
Jak wygląda sprawa z przypadkowością i dręczącym naszą drużynę pechem, który sprawia, że po 20 celnych strzałach, 2 słupkach i 3 poprzeczkach, przegrywamy 0-1? Trudno jest jeszcze jednoznacznie stwierdzić, czy deweloperzy poczynili w tym zakresie istotne zmiany, ale po kilkunastu rozegranych meczach, mam wrażenie, że nieco trudniej dochodzi się do pozycji strzeleckich.
Są jednak elementy w rozgrywce, w których widać znaczną poprawę. Jednym z nich jest zwiększenie skuteczności podania prostopadłego. Jeśli wykonamy je w odpowiednim momencie to, pomimo że gramy słabszym zespołem, dochodzi ono do adresata. Spora też w tym zasługa nowego systemu aktywnej inteligencji, dzięki któremu zwiększona została aktywność zawodników bez piłki, a podejmowane przez nich decyzje nie przeczą logice. W FIFA 16 był z tym dużo gorzej. Często z pozoru banalne podanie, które po prostu musiało otworzyć drogę do bramki, trafiało albo prosto do bramkarza, albo pod nogi obrońcy.
Grafika
FIFA 17 na PlayStation 4 wygląda rewelacyjnie. Murawa, oprawa meczowa, animacje robią wrażenie wyjętych z transmisji meczu. Jednak tym co najbardziej podkręca doznania wizualne, to nasycenie barw – żywe, dynamiczne kolory sprawiają, że oprawa w piłce od Konami wydaje się smutna i wypłowiała. Można by nieco więcej wymagać w kwestii modeli postaci, ale i tak stoją one na wysokim poziomie. Nie ma więc co narzekać, FIFA 17 będzie najładniejszą odsłoną w historii serii.
The Journey, czyli droga do sławy
Do trybu fabularnego, w którym kierujemy losami 18-letniego Alexa Huntera, podchodziłem dotąd bardzo sceptycznie, żeby nie powiedzieć niechętnie. Podobny zabieg średnio mi przypadł do gustu w innej kultowej serii sportowej – NBA 2K. Chęć wprowadzania go do FIFY traktowałem więc jako tanią podróbę czegoś co wcale nie jest fajne. W demo FIFA 17 twórcy pozwalają nam zaledwie liznąć The Journey, ale to wystarczyło bym zmienił zdanie. Tryb ten zapowiada się rewelacyjnie.
Tak jak wcześniej wspominałem, kierujemy losami młodziutkiego Alexa Huntera, który po tym jak Manchester United dotknęła plaga kontuzji, otrzymał okazję wraz ze swoim przyjacielem zagrać w pierwszym zespole. Jak się nie trudno domyślić, tylko od nas zależy, czy się w nim utrzymamy.
W demo gramy tylko jeden mecz i co istotne, my decydujemy czy chcemy kierować całym zespołem, czy też tylko naszym podopiecznym. Twórcom należy się olbrzymi plus za to rozwiązanie, gdyż nawet osoby nie przepadające na trybem kariery jednego gracza, będą mogły się bez problemu odnaleźć w historii Huntera.
Pierwszym mecz zaczynamy na ławce rezerwowych. Gramy na wyjeździe z Chelsea Londyn, to wielkie wydarzenie dla tak młodego gracza, a kibice gospodarzy nie mają zamiaru nam pomóc w rozładowaniu stresu. Jest 78 minuta, remisujemy 1:1, trener decyduje wpuścić nas na boisko. Gdy stoimy przy linii bocznej kibice z Londynu głośno skandują – Kto ty jesteś! Kto ty jesteś! Naszym zadaniem jest odmienić losy meczu. Każda strata, zmarnowana okazja pogarszają naszą ocenę w oczach trenera, jednak bez obaw, strzelona bramka może sprawi, że urośniemy w jego oczach.
Cała oprawa, filmowość tego trybu są wykonane perfekcyjnie, ale to co mnie najbardziej do niego przekonuje, to możliwość podejmowania decyzji i wybór kwestii dialogowych. Trudno powiedzieć, jak bardzo to co i jak powiemy będzie miało wpływ na historię, ale skoro dostajemy możliwość wyboru, to znaczy, że twórcy zgotowali więcej niż jedno zakończenie w The Journey.
Całe te moje marudzenie na temat gameplayu nie ma na celu kogoś przekonać, że FIFA 17 będzie grą słabą. Tytuł ten, pomimo swoich braków, będzie i tak najlepszą piłkarską grą komputerową roku 2017. Seria ta jest i była porządnym towarem, ale wciąż boryka się z tymi samymi problemami, których wyeliminowanie, uczyniłoby z niej najlepszą grę sportową na rynku. A tak, pozostaje jej się cieszyć mianem najpopularniejszej.
FIFA 17 ma do zaoferowania tak wiele, że nawet gorszy od konkurencji gameplay nie jest w stanie zagrozić jej dominacji. Najlepsze ligi świata, Ultimate team i The Journey – każdy z tych elementów może zachęcić do sięgnięcie do portfela, a razem tworzą mieszankę zapewniającą zabawę na dziesiątki godzin. FIFA 17 będzie lepsza niż przed rokiem, jestem tego pewien.