Jak co roku czeka nas w kinach wysyp klasycznych horrorów. Za nami kiepska czwarta część „Naznaczonego” oraz jeszcze gorszy pseudohorror „Escape Room”, a to dopiero początek przedstawicieli tego gatunku, które przez kolejne 11 miesięcy będą próbowały nas wystraszyć. Czy ta niełatwa sztuka uda się „Winchester. Dom duchów”, który niefortunnie wchodzi do kin w najgorętszym okresie roku? Można mieć poważne obawy gdy spojrzy się na nazwiska reżyserów produkcji. Bliźniacy Spierig odpowiadają za nieudane przywrócenie do życia serii „Piła” sprzed roku oraz całkiem niezłe „Przeznaczenie” z 2014 roku. Tym razem bracia sięgnęli po historię opartą na faktach w wiktoriańskich klimatach. Czy to jednak wystarczy, aby odnieść sukces?
Winchester Repeating Arms Company jest doskonale prosperującą firmą rusznikarską, dzięki licznym wojnom, chociażby takimi jak między Północą a Południem. Na produkcji broni majątek zbił mąż Sarah Winchester (Helen Mirren), tragicznie zmarły przed laty, przez co wdowa po nim musiała przejąć stery w firmie. Przez cały ten czas niszczy ją poczucie winy w postaci nawiedzających jej posiadłość duchów. Kobieta więc ciągle rozbudowuje swoją posiadłość, dobudowując kolejne piętra pełne pokrętnych korytarzy i licznych pokoi, aby ugościć w swoich progach jak największą liczbę błąkających się dusz, które opuściły swoją cielesną powłokę po dostaniu kulą z broni Winchester. Pokraczny i karykaturalny budynek stał się przystanią zarówno dla duchów szukających spokoju, jak i groźnych demonów. Dyrektorzy firmy, niemający pojęcia z jakimi siłami musi mierzyć się na co dzień Sarah, postanawiają zatrudnić psychologa, który obiektywnie oceni jej stan zdrowia umysłowego. Sarah ubiega jednak zarząd i zatrudnia dr Erica Price’a (Jason Clarke), uznanego i szanowanego lekarza, mającego problem z nadużywaniem alkoholu i substancji halucynogennych. Price wyrusza więc do posiadłości rodziny Winchesterów, aby odkryć prawdę o niecodziennych lokatorach domu, jak również zmierzyć się z własną przeszłością.
„Winchester” to najbardziej typowy przedstawiciel gatunku horrorów jaki można sobie wyobrazić. Twórcy nawet nie próbują kryć się z wykorzystywaniem doskonale znanych i ogranych schematów oraz klisz. Już pierwsza scena, gdzie wnuk głównej bohaterki Henry (Finn Scicluna-O’Prey), nagle znika z łóżka, a następnie przemierza korytarze nietypowego domu w worku na głowie, aby jego matka Marion Marriott (Sarah Snook) zdjęła nakrycie głowy i z przerażeniem odkryła, że jej syn jest opętany przez demona, przywodzą na myśl całą masę filmów. To dopiero początek, a niezbyt wymagający fani typowych straszaków już mogą rozsiąść się wygodnie na fotelu i z ekscytacją odhaczać kolejne wzorcowo wykonane jump scare’y. Bracia Spierig serwując więc obowiązkową scenę z wykorzystaniem lustra, zerkaniem pod łóżko, poruszającymi się drzwiami szafy, nagłym gaśnięciem świec, a nawet nagłym pojawieniem się jakiejś postaci. Schematów tu co niemiara, a że są one wyświechtane i sztampowe, to zupełnie nie działają.
Film zabija rutyna, nie tylko w sposobie straszenia, ale również zbudowania klimatu, bo ten szybko się rozmywa i zamiast przykuwać do ekranu, jak chociażby u Guillermo del Toro, czy nawet u Jamesa Wana w obu częściach „Obecności”, staje się kolejnym bezpłciowym i rozczarowującym elementem produkcji. Niewiele lepiej jest z samą historią, która idzie jak po sznurku, nie omijając żadnego z nietrafionych zwrotów akcji, czy też braku logiki w ciągłym zmienianiu zasad rządzących przedstawionym światem. Szkoda tak niewykorzystanego potencjału jednego z najbardziej nawiedzonych posiadłości na świecie, a tym bardziej stojącej za nim historii.
„Winchester” wiele by zyskał na niedopowiedzeniach i powolnym budowaniu historii. Dr Eric Price jest człowiekiem nauki, więc sceptycznie pochodzi do wszelkich zjawisk paranormalnych. Chociaż duchy widzi od początku swojego przybycia do posiadłości, niemal do samego końca filmu nie daje wiary w opowieść swojej pracodawczyni. Jest to wątek wrzucony bez pomysłu i zupełnie niewykorzystany. Film wiele by zyskał, gdybyśmy od początku nie wiedzieli, czy te duchy są prawdziwe, czy są jedynie zwidami otępionego narkotykami Price’a. Twórcy woleli pójść po linii najmniejszego oporu i już na początku wyłożyć wszystko na tacy, bez próby grania zarówno z głównym bohaterem jak i widzami.
Tym razem bliźniacy Spierig mogli współpracować z o wiele lepszymi aktorami niż przy poprzednim filmie, ale na niewiele się to zdało. Broni się jedynie Helen Mirren, która przekonująco wciela się w kobietę w dożywotniej żałobie, zarówno po swoim mężu, jak i dziecku. Co prawda aktorka nie pozostawia żadnego złudzeń w ocenie, że jej postać jest racjonalną i zdroworozsądkową osobą, więc wątek oceny psychologicznej doktora, służy wyłącznie do rozwoju fabularnego. Kiepską rolę zalicza Jason Clarke, który zupełnie nie odnajduje się w konwencji horroru. Aktor w wielu scenach nie wie, czy ma dodać nieco więcej ekspresji, czy jednak pozostać powściągliwym. Przez to jego postać jest płaska i bezbarwna, jakby wyrwana z innego filmu.
„Winchester. Dom duchów” jest dokładnie tym, czego można oczekiwać po klasycznym przedstawicielu horrorów. Film niczym nie zaskakuje, przedstawia schematyczną opowieść, odhaczając doskonale znane, sztampowe jump scare’y, a brak klimatu i porządnej atmosfery grozy jeszcze mocniej pcha tę produkcję ku nijakości. Gdyby tylko historia tak nie nudziła, a aktorzy zostaliby lepiej poprowadzeni, może dałoby się coś więcej wykrzesać z tej produkcji, a tak to kolejny horror, o którym zapomina się zaraz po wyjściu z kina.