Ciężko stwierdzić czym kierował się polski dystrybutor przy wprowadzaniu do kin kontynuacji zeszłorocznej komedii „Tata kontra tata”. „Co wiecie o swoich dziadkach?” już na wstępie może kojarzyć się jako druga część „Co ty wiesz o swoim dziadku?” z Robertem De Niro i Zackiem Efronem, ale to koligacje, które każdy film chciałby uniknąć. To jawne wprowadzenie widzów w błąd dałoby się jeszcze przełknąć, bo w końcu to tylko polski tytuł, gdyby w kinach jedyną wyświetlaną wersją nie byłaby ta z dubbingiem. „Tata kontra tata” unikała sprośnych i fekalnych żartów, ale zdecydowanie nie można było stwierdzić, że to komedia dla całej rodziny. Skąd więc pomysł, aby film ugrzecznić niszcząc żarty drętwym polskim dubbingiem? „Co wiecie o swoich dziadkach?” to co prawda kolejna produkcja wykorzystująca święta, ale mam wrażenie, że przez nietrafione decyzje polskiego dystrybutora, zamiast ładnie opakowanego prezentu, dostaliśmy paczkę znienawidzonych słodyczy.
Brad (Will Ferrell) oraz Dusty (Mark Wahlberg) zakopali topór wojenny i stali się współojcami dla Dylana (Owen Vaccaro) i Megan (Scarlett Estevez). Zbliżają się święta, a jedynym życzeniem dzieci jest spędzenie tego magicznego czasu wspólnie z całą rodziną, a nie jak do tej pory, gdy były wożone od jednego domu do drugiego, spędzając po kilka wigilii. Na tydzień przed świętami zjawiają się dziadkowie. Gadatliwy i pierdołowaty Don (John Lithgow) jest ulubieńcem wnuków, natomiast uważający się za wzór męskości, cyniczny Kurt (Mel Gibson), nie ma najlepszego kontaktu z dziećmi swojego syna. Dlatego podstarzały mężczyzna będzie robił wszystko, aby przekonać do siebie wnuki, a także skłócić ze sobą Brada i Dusty’ego. Jednak święta to najlepszy czas na rodzinne pojednania.
Scenarzyści „Co wiecie o swoich dziadkach?” nie pozwolą nudzić się widzowi podczas seansu. Bohaterów mamy jeszcze więcej niż w „Tata kontra tata”, a każdy z nich ma swój własny wątek. Brad i Dusty będą musieli znów znaleźć nić porozumienia, gdy ponownie dostrzegą dzielące ich różnice. Udowodnią sobie, że ciężko jest wychować wspólnie dzieci, gdy każdy z nich ma inną przeszłość i tym samym wyobrażenie o rodzicielstwie. Brzmi jak powtórka z rozrywki, ale w rzeczywistości to po prostu kontynuacja wątku z poprzedniego filmu. Konflikt napędza pojawienie się Kurta, który jako najtwardszy z najtwardszych, nie może znieść, że jego syn staje się tak samo gamoniowaty jak jego przyjaciel i ojczym jego dzieci. Kurt pragnął wychować Dusty’ego na prawdziwego mężczyznę, ale nie był zbyt często obecny w życiu syna, samemu nie dostrzegając, że popełnia mnóstwo błędów i nie dawał najlepszego przykładu swojemu dziecku. Don jest zupełnym przeciwieństwem przystojnego amanta. Jego relacje z synem są czymś więcej niż ojcowsko-synowską więzią, a podobieństwo obu panów jest uderzające. Don jednak przeżywa wewnętrzny dramat, który maskuje miłością do syna oraz ciągłym opowiadaniem historii ze swojego życia.
To jednak nie koniec atrakcji, bo do głosu dochodzi również żona Brada – Sara (Linda Cardellini), która staje się zazdrosna o Karen (Alessandra Ambrosio), żonę byłego męża, autorkę bestsellerów, a przy tym matkę Adrianny (Didi Costine). Kobieta nie czuje się przy młodszej i atrakcyjniejszej kobiecie zbyt pewnie, a ciągłe pomijanie jej przy wspólnych decyzjach Brada i Dusty’ego w sprawie ich dzieci tylko ją frustruje. Ale również dzieci mają swoje problemy. Dylan wydaje się być idealnym przedstawicielem rodu Whitakerów, którzy nie ponoszą zbędnego ryzyka i wolą godzić się z losem, niż stawiać im czoła. Chłopakowi brakuje pewności siebie, a że podoba mu się pewna dziewczyna, będzie musiał przyjąć sprzeczne rady od swoich ojców i dziadków. Natomiast Megan zapatrzona jest jak w obrazek w Adriannę. Starsza przyrodnia siostra imponuje dziewczynce do tego stopnia, że nie tylko zaczyna myśleć jak ona, ale również robić to samo. Sama Adrianna to zagubiona dziewczyna, która ucieka do wirtualnego świata, nie mogąc pogodzić się z tym, że jej ociec Roger (John Cena), nie jest już z jej matką. Adrianna, tak samo jak i Roger, ignorują Dusty’ego, nie chcąc nawet podjąć próby nawiązania relacji z mężczyzną.
Sean Anders w 100-minutowym metrażu zgrabnie przeplata poszczególnie wątki, kończąc je wszystkie w wielkim finale. Siłą „Co wiecie o swoich dziadkach?” tak jak „Tata kontra tata” są relacje między bohaterami, okraszone sporą dawką humoru, po raz kolejny pozbawiony żenujących i obrzydliwych żartów. Te co prawda nie bawią tak samo jak poprzednim razem, ale reżyserowi nie można zarzucić, ze powiela pomysły sprzed roku. Nie jest to komedia, z której można śmiać się do rozpuku, ale warto docenić ta kilka naprawdę udanych żartów. Pozytywny obraz całości psuje jednak okropnie wymuszone i infantylne zakończenie, które przypomina finał dowolnego świątecznego filmu familijnego. Twórcy poszli w taką groteskę i pretensjonalność, że ciężko przez nią przebrnąć. Traci też na tym klimat świąt, którego jest o wiele mniej niż chociażby w „Złych mamuśkach 2”, ale w końcówce jest tak przesłodzony, że wręcz odpychający.
Fani Willa Ferrella dostają pełny repertuar jego nieporadności, do której aktor przez tyle lat zdążył nas przyzwyczaić. Po raz kolejny sprawdza się Mark Wahlberg, który komediową rolą mógł odetchnąć od kreacji w filmach dramatycznych oraz kolejnych części „Transformersów”. W dalszym ciągu na ekranie błyszczy Linda Cardellini, która w pełni wykorzystuje swój ekranowy czas. Jednak całe show kradnie dwójka nowych postaci. John Lithgow powtarza tu pewne chwyty znane chociażby z serialu „Trial & Error”, ale jest w tym na tyle uroczy i wiarygodny, że czeka się na kolejne sceny z jego udziałem. Dla Mela Gibsona to rola wyjątkowo, bo po raz pierwszy wystąpił w komedii i choć pasuje do takiego kina jak pięść do oka, to jego aura twardziela dodaje charakteru całej produkcji.
„Co wiecie o swoich dziadkach?” nie jest aż tak udaną produkcją jak poprzednia część, ale to wciąż zabawna komedia, która jest idealną odskocznią od innych produkcji z tego gatunku, które często żerują na humorze najniższych lotów. Gdyby tylko nie okropne zakończenie, film można byłoby uznać za udany, a tak dostajemy coś, co ogląda się nieźle, ale z kina mało kto wyjdzie w pełni zadowolony, tym bardziej mając cały czas w głowie obrazy z ostatnich scen.