Gdy byłem dzieckiem rzadko, bo rzadko, ale czasem podczas wakacji mogłem pograć na PlayStation 2. Konsola mojego wujka była dla mnie dostępna wraz z kilkoma produkcjami od Koei i Omega Force. Przede wszystkim mam tu na myśli serię Dynasty Warriors, która skupiała się na historii chińskich dynastii Wei, Wu i Shu. Seria ta jak i spin-offy z Warriors w tytule, niestety rzadko ukazywały się na PC, a że gram głównie na „blaszaku”, nie było mi dane sprawdzić wszystkie odsłony. Nastały jednak lepsze czasy i najnowsze Warriors Orochi 4 trafiło na wszystkie bieżące platformy. Jako dość nietypowy fan, musiałem zagrać w nowe Musou.
Kolejna historia, która się nie nudzi
Warriors Orochi 4 łączy bohaterów serii Dynasty i Samurai Warriors, którzy tym razem skupią się na walce z greckimi i nordyckimi bogami. Spotkamy więc na swojej drodze Zeusa, Atenę, Aresa czy Odyna. Może i nonsens, ale w tego typu grach nie szuka się realistycznych historii, więc i tym razem ciężko mieć do inwencji twórców zastrzeżenia. Zaczynamy trójką bohaterów, może i niezbyt oczywistą, ale z drugiej strony, baza bohaterów z każdą wygraną misją się zwiększa, więc da się szybko sklecić wymarzony skład. W sumie grywalnych postaci jest 170, dlatego też raczej nie zdążymy sprawdzić wszystkich podczas pierwszego ogrywania kampanii. Nasze postacie zdobywają doświadczenie, oprócz tego zgarniamy punkty ogólne, które możemy przeznaczyć na „dopakowanie” nowo pozyskanego bohatera. Ci bowiem zawsze trafiają do nas z poziomem pierwszym, więc bez możliwości szybkiego wyrównania levelu, byliby bezużyteczni w dalszych etapach rozgrywki.
It’s over 9000!
Rozgrywka nie różni się specjalnie od tego co widzieliśmy w poprzednich Warriors Orochi, czy innych grach Musou. Lądujemy na średnich rozmiarów mapach, na których rozstawione są wojska nasze i przeciwników. Każda misja polega na pokonaniu głównych generałów oraz na ochronie naszych kluczowych wodzów. W międzyczasie warunki zwycięstwa mogą się zmieniać, ale w 90% przypadkach chodzi po prostu o pokonanie wszystkich napotkanych cyfrowych dusz. Warto jeszcze dodać, że oprócz rozwijania postaci, możemy ulepszać bronie oraz odblokowywać ogólne bonusy dla naszego składu, jak szybsze zbieranie doświadczenia, lepsze statystyki ataków i tego typu podobne rzeczy. Misje trwają po kilkanaście minut, ale nie pamiętam, bym w grach Omega Force notował takie wyniki jak w Warriors Orochi 4. Walka z ponad 20 generałami to normalka, a 2000 przeciwników „na liczniku” to żadna sztuka. W jednej z misji wykręciłem ponad 4500 nokautów.
Magic Warriors
Duża w tym zasługa podejścia samych twórców. Co prawda postacie zawsze były mocne, a na normalnym poziomie trudności nie łatwo było przegrać, ale tym razem dodano jedną rzecz, która ubarwia rozgrywkę, a jednocześnie czyni nas jeszcze potężniejszymi. Do gry wprowadzono element magii, wprowadzający dodatkowe ataki. Pod ikonką bohatera w lewym dolnym rogu ekranu, napełnia się okrąg, które pozwalają na użycie ataku, zmiatającego wszystkich znajdujących się dookoła nas przeciwników. Gdy dodamy do tego wyzwania w trakcie wykonywania misji, w których często należy uzbierać odpowiednią ilość pokonanych wrogów danym rodzajem magii, chętnie z tych ataków korzystamy. Pomysły naprawdę dobry i trafiony, a jednocześnie nie wywraca całej gry do góry nogami, jak chociażby otwarty świat w Dynasty Warriors 9.
W trakcie kampanii składającej się z 4 rozdziałów i misji pobocznych, nie czułem większego znużenia grą. Warriors Orochi 4 ze swoją konstrukcją misji jest dobrą pozycją dla tych, co szukają gier na krótsze sesje. Zadowoleni będą też Ci, co chcą pograć ze znajomymi przy jednej konsoli/komputerze. Gra wspiera lokalną kooperację, więc jeśli split screen wam nie straszny, to śmiało można robić imprezę. Gorzej z trybem wieloosobowym, który choć jest, to nie mogłem zbytnio znaleźć kogokolwiek do rozgrywki.
Technicznie nie najgorzej
Gry od Omega Force i Koei nigdy nie były szczególnie ładne. Grafikę w ich produkcjach można dyplomatycznie określić jako poprawną, a motywy muzyczne często się powtarzają, ale akurat ten element jakoś nigdy mnie nie denerwował. Warriors Orochi 4 wygląda jednak całkiem ładnie, ale oczywiście nikogo nie rzuci na kolana. Jak zwykle, najlepiej wyglądają modele postaci – różnie bywa za to z teksturami. Na pewno mogę jednak docenić zauważalną różnicę pomiędzy tą odsłoną serii, a poprzednią czy ostatnimi Dynasty Warriors. Bałem się o optymalizację gry, bo to też nie zawsze Japończykom wychodziło, ale poza kilkoma dropami fpsów, nie odczułem większych problemów. Reasumując, w aspekcie technicznym jest nieźle. Kolejne wydania swoich gier na Steamie uczą twórców przykładania się do optymalizacji. Tym bardziej dziwi mnie taka klapa jaka miała miejsce na początku roku z Dynasty Warriors 9, o której pisał w lutym Tomek (tutaj). Jeśli więc odbiliście się od produkcji Koei ze względów na problemy z ich grami na Steamie, to Warriors Orochi 4 miło Was zaskoczy. Nie zabrakło jak zwykle wielu DLC dostępnych już na premierę tytułu. Do gry można zakupić Season Pass, a w nim znajduje się m.in. 10 nowych scenariuszy, dużo strojów i wierzchowców. Oczywiście jest to kosmetyka, która nie wpływa na frajdę czerpaną z gry.
Warriors Orochi 4 to najlepsza część od kilku lat
Warriors Orochi 4 pokazuje przede wszystkim trzy kwestie – pierwsza jest taka, że opłaca się Omega Force i Koei wydawać swoje produkcje także na Steamie. Mamy parę dni po premierze, w tytuł ten gra kilka tysięcy graczy dziennie. Koei na początku XXI wieku trafiło w niszę, a wydawanie kolejnych tworów co kilka/kilkanaście miesięcy nie nudzi się graczom. Druga jest taka, że Dynasty Warriors 9 było porażką i kombinowanie w rdzeniu gry, który sprawdza się od kilkunastu lat, było nieprzemyślane i chybione. Trzecia, najważniejsza – Warriors Orochi 4 to najlepsza gra od Omega Force od bardzo dawna. Masa grywalnych bohaterów, nowi przeciwnicy, magia w systemie walki, no i ten lokalny co-op, który zawsze daje frajdę.