Warhammer: Chaosbane jest pierwszą, osadzoną w uniwersum Warhammer Fantasy, grą z gatunku hack and slash. Nie ukrywam, że po niespecjalnie udanym Warhammer 40,000: Inquisitor – Martyr mój apetyt na porządną sieczkę był naprawdę duży. Wszystko wskazywało jednak na to, że Eko Software sprosta oczekiwaniom i dostarczy godnego przedstawiciela gatunku. Pierwsze chwile spędzone z grą w zupełności potwierdzały tę tezę, jednak z każdą kolejną pokonaną hordą Chaosu Warhammer: Chaosbane tracił impet, a braki i niedopracowania kluczowych aspektów zaczęły brać górę.
Odwieczna wojna
Warhammer: Chaosbane dość klasycznie wrzuca nas w buty bohatera ratującego Imperium Ludzi przed zagładą ze strony armii Chaosu. Nie ma potrzeby rozpisywać się zbytnio o fabule, gdyż jest to niczym niewyróżniająca się historia. Jako jednoosobowa armia będziemy wykonywać kolejne misje przybliżające nas do celu, jakim jest zdjęcie klątwy z Magnusa – bohatera, który odparł najazd Chaosu, a okrzyknięcie go imperatorem mogłoby całkowicie zakończyć wojnę. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że z uniwersum Warhammer Fantasy dałoby się wycisnąć znacznie więcej. Mając jednak na uwadze specyfikę gatunku, można na ten aspekt nieco przymknąć oko i dać ponieść się przyjemności masakrowania niezliczonych wrogich zastępów.
Czegoś tu zabrakło
Pierwsze kroki w Warhammer: Chaosbane tylko zaostrzyły apetyt. Gra jest typowym przedstawicielem gatunku hack and slash, gdzie pierwsze skrzypce odgrywa dynamiczna walka. Została ona zrealizowana w solidny sposób i do tego aspektu raczej nie można mieć zastrzeżeń. Jest krwawo, a trup ściele się gęsto. Jednak przyjemność płynąca z siekaniny szybko zostanie nam odebrana przez monotonne, wąskie i liniowe lokacje oraz skromną różnorodność przeciwników, szczególnie tych elitarnych. W obrębie każdego z rozdziałów nie opuszcza nas wrażenie, że ciągle robimy to samo i w tym samym miejscu. Jakkolwiek nieopisane byłyby zadania i tak wszystko sprowadza się do wycięcia w pień wrogów. Zawartość Warhammer: Chaosbane jest dość uboga, co daje się odczuć już po kilku godzinach. Zdobywając kolejne poziomy doświadczenia mamy nadzieję na obiecujący endgame, jednak nic takiego nie następuje.
A może by tak popuścić wodze fantazji?
Warhammer: Chaosbane to raczej jednorazowa przygoda. Po wbiciu pięćdziesiątego poziomu nie będziemy mieli już zbyt wiele do roboty. To ciągle te same aktywności w tym samym, monotonnym środowisku. Nie pomaga całkowicie skopany system matchmakingu, zupełnie ignorujący podstawy takie jak lvl postaci czy poziom trudności, na którym obecnie grają. Rozegrałem kilkanaście gier online i zawsze było coś nie tak. Znacznie lepiej bawiłem się podczas kampanii dla pojedynczego gracza. Jedyną motywacją dla naszych działań może być chęć zdobywania coraz lepszego ekwipunku. Niestety, podobnie jak w przypadku innych elementów i tutaj zabrakło różnorodności oraz odrobiny fantazji. Warhammer: Chaosbane nie ma w sobie pierwiastka epickości, a pod względem klimatu gra jest zbyt jednolita.
Czterej muszkieterowie
Zaimplementowany w Warhammer: Chaosbane system rozwoju postaci jest prosty i intuicyjny. Skille oraz ulepszenia wybierzemy w oparciu o preferowany przez nas styl rozgrywki. Cztery grywalne postacie wydają się być obecnie koniecznym minimum. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że w produkcji studia Eko Software drzemie naprawdę duży potencjał. Kluczowe w rozwoju tytułu będzie to jak gierka przyjmie się na rynku. Niestety, Warhammer: Chaosbane pod żadnym względem nie może rywalizować z takimi tytułami jak: Diablo III, Grim Dawn czy Path of Exile. Najprawdopodobniej sięgną więc po niego zagorzali miłośnicy gatunku oraz fani uniwersum. Nie wiem jednak czy to na tyle duże grono odbiorców, by producenci zdecydowali się na utrzymanie i rozbudowanie tytułu o nową zawartość. Nie ulega wątpliwości, że przyzwoitość nakazywałaby, by część z niej została dodana za darmo.
Warhammer: Chaosbane – podsumowanie
Jeśli znudziliście się już wszystkimi dostępnymi na rynku hack and slash-ami i ciągle jesteście żądni krwi, to Warhammer: Chaosbane może być wyłącznie tymczasowym rozwiązaniem. Wydaje mi się jednak, że w tym przypadku bez presji można poczekać na obniżkę ceny lub wzbogacenie zawartości. Licencja od Games Workshop jest na wyciągnięcie ręki, pozostaje więc czekać na kolejną, miejmy nadzieję bardziej udaną próbę.