Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, Tropico jest dla mnie serią wakacyjną. Wystarczy kawałek plaży i kilka palm nad głową, a już mam ochotę wejść w skórę El Presidente i własnoręcznie pokierować wyspiarskim rajem. Nie wiem czy zapędy do bycia dyktatorem, to coś czym powinienem się martwić, ale wolę o tym nie myśleć. Przecież ja chce być tym dobrym, który zapewni ludowi Tropico dobrobyt i złote czasy. No co? Każdy tak mówi?
El Presidente w życiowej formie
Najnowsza odsłona części nie jest dla serii rewolucją, nawet pomimo tego, że została stworzona przez zupełnie inne studio. Pomysłu zainicjowane przez Haemimont Games się sprawdziły, a Limbic Entertainment dołożyło od siebie kilka groszy. Ciężko więc oprzeć się wrażeniu, że „szóstka” to taka ulepszona wersja „piątki”. Największe z nowości to znaczne powiększenie się rozmiarów mapy. Od teraz Tropico to nie tylko jedna rajska wyspa, ale archipelag, który zmusza gracza do stworzenia sieci transportu między wysepkami. Drugą z widocznych gołym okiem nowości jest możliwość zarządzania grupą do zadań specjalnych. Dzięki ich działaniom możemy łupić, sabotować czy „pożyczyć” sobie cuda świata, które na naszej wyspie prezentować się będą znacznie okazalej. Bo czy ci imperialistyczni amerykanie zauważą, że Statua Wolności znikła?
Dyktatura na wesoło
Oczywiście unikalny charakter Tropico został utrzymany. Dalej jest to poważna gra ekonomiczna w humorystycznej, surrealistycznej otoczce. Do naszych zadań jako władcy należy zadbanie o ekonomię wyspy oraz dobro jej mieszkańców. Paleta narzędzi umożliwiających nam osiągnięcia tych celów jest tak samo szeroko jak lista tego co może puść nie tak. Dyktatura to ciężki kawałek chleba, a bez wsparcia ludy szybko zakończymy swoją przygodę w pałacu. Nawet manipulacja wynikami przy urnach wyborczych nie ocali nas przed gniewem protegowanych. W Tropico nie ma rozwiązań idealnych. Gracz zmuszony jest ciągle balansować pomiędzy konsekwencjami swoich ekonomicznych decyzji czy dekretów. Każda decyzja niesie ze sobą profity oraz cenę.
Kiedyś to były tylko cygara, rum i kokosy, piękne czasy
Podobnie jak to miało miejsce w poprzedniej części Tropico zabierze nas w podróż na przestrzeni wieków. Czasy naszego panowania ponownie podzielone zostały na cztery etapy, a osiągniecie każdego nich wiąże się z odblokowaniem nowych możliwości jak i zagrożeń dla naszej pozycji. Wraz z wejściem w nową erę dostaniemy dostęp do nowych budynków, technologii czy dekretów. Rosnąć będzie też ilość grup społecznych i wraz z biegiem czasu oprócz komunistów uprzykrzać życie będą nam kapitaliści czy „zieloni”. Każdy coś będzie chciał, dlatego wraz z rozrostem naszej gospodarki i przyrostem ludności sprawne zarządzanie naszą wyspą staje się coraz większym wyzwaniem. Tropico jest grą rozbudowaną i tego jej odmówić nie można. Co prawda wydaje się to mało prawdopodobne, ale fani strategii ekonomicznych, którzy z jakiegoś powodu nie mieli jeszcze kontaktu z serią powinny przywdziać mundur El Presidente.
Dolary rosną na drzewach
Klimat oraz usytuowanie bananowych wysp Tropico stwarzają nam doskonałe warunki do ekonomicznego rozwoju. Na urodzajnych farmach możemy uprawiać plantacje bananów czy ananasów, a bogate w minerał ziemie pozwalają nam wydobycie surowców takich jak ropa czy złoto. Każdy z surowców można przemienić w produkt za sprawą fabryk i przedsiębiorstw. Dzięki dużej różnorodności towarów świadomy handel z zamorskim gigantami odgrywa dużą rolę dla naszej gospodarki. Zadbanie o równowagę finansową naszego raju, zapewni naszym rządom potrzebną stabilność. Tak samo jak w poprzednich częściach, niebagatelną część naszego budżetu stanowią dochody z turystyki. Dbając o piękno i atrakcyjność wyspy przyciągniemy na nasze ziemie turystów, chętnie dzielących się zawartością portfela. Oczywiście El Presidente nie byłby sobą, gdyby nie próbował ugrać dla siebie czegoś na boku. Dzięki obecności brokera możemy zdobyć trochę środków na swoje szwajcarskie konto. To poza systemowe dolary pozwolą nam na dodatkowe, korzystne dla nas akcje.
Władza silnej ręki
Oczywiście Tropico ma swoją, rzucającą dzień na piaszczyste plażę ciemniejszą stronę. Pomimo całej rajskiej otoczki gama akcji typowych dla rządów dyktatury została zachowana. Tłumienie rebelii czy protestów, korupcja czy „opieka” nad niewygodnymi obywatelami to kolejne z oddanych w nasze ręce narzędzia. Oczywiście wszystko po to by żyło nam się lepiej. Umiejętne stosowanie działań propagandowych oraz uciszających pozwoli lepiej panować nam nad krnąbrną ludnością. Przetrzymanie niewygodnych obywateli w asylum czy lochach pozwoli wpłynąć na ich poglądy polityczne. A tym najbardziej upartym zawsze może przydarzyć się „nieszczęśliwy wypadek”.
Piękno rajskich wysp
Tropico 6 wygląda schludnie, szczególnie gdy spoglądamy na nasze włości z dystansu. Oprawa dźwiękowa utrzymuje się na świetnym dla serii poziomie, a karaibskie rytmy wprawią nas w odpowiedni klimat. Sama gra ustrzega się większych błędów, chociaż deweloperom nie udało zapanować się nad systemem budowania dróg. Jest on chaotyczny i nieczytelny, a tym samym dość problematyczny. Taki też z początku wydawać może się interfejs, ale kilka godzin spędzonych z grą nakieruje nas na właściwe tory.
We will make Tropico even greater!
Muszę przyznać, że Tropico 6 niebezpiecznie wciąga. Bardzo łatwo przepaść w tej grze dając się ponieść kilkugodzinnej sesji. Twórcy przygotowali dla nas piętnaście zróżnicowanych scenariuszy, przez które przebrniemy w towarzystwie niezawodnego Penultimo. Oprócz tego mamy oczywiście tryb zabawy w piaskownicy oraz multiplayer. Podsumowując Tropico 6 starczy na naprawdę długo, a apetyt na tę grę rośnie w miarę jedzenia. Nie jest to gatunkowe rewolucja, ale dzięki solidnemu wykonaniu zapewnia sobie pewną pozycję na rynku.