Cykliczne premiery gier z serii Total War pozwalają graczom brać udział w wydarzeniach historycznych rozgrywających się w różnych epokach i miejscach, ale nie tylko. Umiejscowienie dwóch poprzednich części w uniwersum Warhammera spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem wśród fanów. Możliwość obcowania z lubianą tematyką jest łatwym sposobem na przyciągnięcie graczy. Interesujesz się starożytnym Rzymem? Bardzo proszę Rome: Total War! Wydarzenia z Kraju Kwitnącej Wiśni? Total War: Shogun 2. Średniowiecze? Medieval II: Total War. Akcja kolejnej części Total War: Three Kingdoms, której premiera już jesienią przyciągnie tych zainteresowanych Chinami. Trudno nie mówić tutaj o odcinaniu kuponów, ale jeśli idzie to w parze z jakością, to raczej nie ma powodów do narzekania, dlatego dziś przyjrzymy się z bliska Total War Saga: Thrones of Britannia.
Zanim nadejdzie Ragnarok
Total War Saga: Thrones of Britannia rzuca nas na Wyspy Brytyjskie w bardzo trudnym okresie – znajdujemy się w IX wieku, w Anglii podzielonej na wiele królestw, z których każde stara się zjednoczyć kraj pod własną flagą. Sytuacji nie pomagają osiedleni na wyspie wikingowie i nieustannie trwające najazdy Duńczyków. Przejmując dowodzenie nad jedną z dziesięciu dostępnych frakcji, stajemy przed niełatwym zadaniem. Zdominowanie i podporządkowanie sobie pomniejszych frakcji nie przyjdzie nam łatwo, dlatego bądźcie gotowi na dyplomację w jej krwawym wydaniu. Zarówno królestwa jak i reprezentowane przez nie odłamy charakteryzują się odmiennymi cechami kulturowymi, gospodarczymi i wojskowymi. Dzięki temu możemy odczuć drobne zmiany w mechanice ze względu na to komu przewodzimy. Mi najbardziej do gustu przypadli Wikińscy Królowie Morscy, specjalizujący się w walce na morzu. Oprócz odporności na chorobę morską, charakterystyczną dla nich cechą jest zdobywanie trybutów. Otrzymując trybut za dokonania, okazjonalnie będziemy mogli wydać go dla osiągnięcia własnych korzyści. Niestety, często zdarzało się, że po osiągnięciu maksimum nie było możliwości na jego wykorzystanie. Niezrozumiałym dla mnie jest, że twórcy nie pozostawili nam możliwości swobodnego dysponowania nim.
Przetrwają najsilniejsi!
To której frakcji zdecydujemy się przewodzić, zdeterminuje trudność pierwszych lat kampanii. W czasie przejmowania sterów każde z królestw boryka się z innymi problemami. Mogą to być skomplikowane relacje dyplomatyczne czy centralne położenie naszej prowincji, będącej tym samym łatwym kąskiem dla nieprzyjaznych sąsiadów. Kilkanaście pierwszych tur jest najtrudniejszych, a zarazem najciekawszych. Mam wrażenie, że poziom trudności został nieco obniżony i na normalu jest trochę za łatwo, dlatego rekomenduję zacząć od wyższego poziomu. Nawet gdy zaliczymy kilka szybkich porażek, to nie ma co rwać włosów z głowy, ale uczyć się na błędach. Wraz z powiększaniem się naszego terytorium, gra robi się coraz monotonniejsza i często sprowadza się do przesuwania jednostek po mapie i bezproblemowego zajmowania wrogich prowincji. Animuszu rozgrywce miały dodać okazjonalne wystąpienia buntowników czy niespodziewane najazdy wikingów. Niestety w praktyce sprowadza się to bardziej do mozolnego ganiania się z wrogimi jednostkami. Zaimplementowane AI nie posiada zdolności napoleońskich i często wykonuje ruchy nieracjonalne, irytujące bądź pomimo sposobności niezłego zagrania pozostaje bierne.
Na mapie kampanii
Jeśli chodzi o strategiczne aspekty Total War Saga: Thrones of Britannia, to są to rzeczy bardzo podstawowe. Zadaniem gracza jest dbanie o dodatni bilans wydatków i odpowiednią ilość pożywienia, potrzebną do utrzymania wojska. Balansowanie pomiędzy pieniędzmi, strawą a nastrojami mieszkańców jest proste do opanowania i sprowadza się do manipulowania stawianymi budynkami. Szczególnie, że każda z przyłączonych do naszych włości prowincji z miejsca generuje dodatkowy dochód. To z czego utrzymują się państwa w czasie wojen to łupy i podatki. Wysyłając armię w bój możemy plądrować szlaki handlowe i wrogie włości, co zapewni nam wpływy do skarbca. System ustalania podatków został potraktowany po macoszemu i odbiera graczowi pole do wielu manerów gospodarczych. Ciekawym wskaźnikiem jest natomiast poziom ferworu wojennego. W czasach pokoju krew wojowników się gotuje i z większą determinacją ruszą w bój. Prowadzenie ciągłych, wieloletnich wojen prowadzi jednak do wyczerpania, co negatywnie wpływa na nasze oddziały. Inne rzeczy, którymi musimy się martwić, ale jednocześnie są łatwe do opanowania, to poziom lojalności dowódców gotowych się zbuntować czy odpowiednie umiejętności osobowości pełniących ważne funkcje w państwie.
Berserkerski szał
Każdą bitwę możemy stoczyć na dwa sposoby. Automatycznie, ufając algorytmowi lub osobiście kierując działaniami naszych oddziałów. Oczywiście, zalecana jest ta druga opcja dająca możliwość wykazania się naszymi umiejętnościami. Walki w Total War-ach są zawsze emocjonujące, a kierowanie tak licznymi oddziałami daje nie lada frajdę. Starcia to ciągłe trzymanie ręki na pulsie i szukanie jak najlepszej taktyki, by zmiażdżyć rywala. Poszczególne rodzaje jednostek mają specjalne umiejętności, które można wykorzystać, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Łucznicy mogą skorzystać z płonących strzał, tarczownicy ustawić się w formacji niwelującej straty wynikające z wrogiego ostrzału, a dowódca okrzykiem podnieść morale walczących. Oczywiście umiejętności taktyczne, jak i siła oddziału dowódcy są kluczowe i potrafią całkowicie odmienić losy bitwy. Wygrane bitwy nad wrogiem mającym przewagę liczebną są bardzo satysfakcjonujące, a duma z dominacji towarzyszy nam długo po zwycięstwie. Nie zabrakło starć morskich oraz oblężeń z wykorzystaniem maszyn wojennych. W tym aspekcie Total War Saga: Thrones of Britannia może wydawać się bliźniaczo podobna do poprzednich odsłon, ale taka już jest formuła tej serii.
A może by tak spróbować słowem
Swoją pozycję wywalczymy głównie przy pomocy oręża, jednak zadbanie o dyplomatyczne relacje z sąsiadami jest kluczowe, by zadbać o własne plecy. Wyruszając na podbój często będziemy zostawiać rodzime terytoria prawie bezbronne. Sojusze militarne i deklaracje przyjaźni pomogą ustrzec nas przed sąsiedzką grabieżą. Komputer przestrzega podpisanych umów i nie zdarzyło się, żeby znienacka postanowił wbić mi nóż w plecy. Z jednej strony daje to możliwość śmielszego planowania swoich działań, a z drugiej odbiera trochę realności, bo ciężko wyobrazić sobie, że rywale nie wykorzystują naszych słabości. Jeśli chodzi o sojusze wojskowe, to prawdę mówiąc, komputer nie będzie się zbytnio śpieszył, by nam pomóc, jeśli nie dostrzeże w tym korzyści. Dlatego podejmując decyzję o wypowiedzeniu wojny, lepiej nie liczyć ślepo na sojusznika. Niesamowicie irytujące i nie do końca logiczne jest przejmowanie terytoriów. My możemy rozbić armię wroga, ale to ktoś inny rzutem na taśmę wejdzie na włości i zgarnie je dla siebie. Inna sytuacja: w sprzymierzonym królestwie wybucha bunt, buntownicy zajmują terytoria, my wpadamy tam z szybką wizytą i zagarniamy obszar dla siebie, przy czym poprzedni właściciel nie ma z tym problemu. Coś tutaj nie zagrało.
Od strony technicznej
Mapa Wysp Brytyjskich, po której poruszamy się w Total War Saga: Thrones of Britannia wygląda naprawdę dobrze. Ukształtowanie terenu jest wyraźnie widoczne i łatwo zaplanować drogę dla naszych wojsk. Krajobraz zmienia się wraz z porami roku, mającymi bezpośredni wpływ na grę. Nieco braków graficznych wychodzi podczas starć, zdarzają się sytuacje, w których strzały lecą pod dziwnym kątem, a jednostki na siebie nachodzą. Przytrafiło mi się kilka zwiech wymagających ponownego uruchomiania gry, ale nie mam pewności czy wina leży po stronie produktu czy to u mnie coś nie zagrało. Filmiki wprowadzające nas do kampanii zostały opatrzone ładnymi i klimatycznymi grafikami. Tło dźwiękowe jest utrzymane w dobrym tonie, chociaż bywało, że dowódca wkraczający do miasta drogą lądową, wykrzykiwał „przygotować się do dokowania”.
Total War Saga: Thrones of Britannia – podsumowanie
Kolejna odsłona Total War za nami. Jak wypadło? Dobrze, chociaż może bardziej pasowałoby słowo stabilnie. Seria ma całą rzeszę fanów, którym nie przeszkadza ciągle powielana formuła, a zmiana realiów jest w zupełności wystarczająca. Nie zaszkodziłoby jednak, gdyby Creative Assembly zaczął trochę kombinować i przemycać nowe smaczki do sprawdzonego już przepisu. Total War Saga: Thrones of Britannia to wciągająca gra, przy której bardzo łatwo się zasiedzieć w myśl zasady jeszcze jednej tury.