Tym razem w moje ręce trafiła dość nietypowa gra indie, która pozostawiła po sobie bardzo przyjemne wspomnienia i chęć na spotkanie się z tworami podobnymi i wielce niecodziennymi. Wyruszcie ze mną w świat slow motion w grze TIMEframe.
Według fabuły wcielamy się tutaj w postać, która eksploruje pokazany świat na dziesięć sekund przed apokalipsą spowodowaną najprawdopodobniej upadkiem na ziemię meteorytu. Wszystko to odbywa się w zwolnionym tempie, przez co ostatnie sekundy wydłużają się nawet do dziesięciu minut. Naturalnym jest, iż w takich okolicznościach poruszamy się dużo szybciej, niż normalni ludzie, przez co mamy możliwość obserwowania powolnych upadków części budowli, uderzania wody o koło młyńskie czy podmuchów wiatru poruszających sztandarami, zasłonami i flagami. Całość przypomina specyficzną sielankę. Oczywiście do czasu, kiedy przesunie się ponad nami spadający intruz zwiastujący zagładę. Sama plansza, po której się poruszamy jest jednak dość ograniczona, nawet biorąc pod uwagę fakt, że wędrówka zajmuje nam sporo cykli zniszczenia świata i rozpoczęcia gry od początku. Bo dokładnie to dzieje się, kiedy spadnie meteor. Wszystko gaśnie i zaczynamy eksplorację od początku, ale z zachowaniem znajdziek z poprzednich wypraw.
Na całej planszy poszukujemy budowli, które układają się w specyficzny symbol. Możemy go zobaczyć po wciśnięciu i przytrzymaniu spacji. Pomaga nam to w rozeznaniu w terenie, ponieważ z większej odległości ciężko cokolwiek zobaczyć. Wynika to prawdopodobnie z tego, że środowisko jest wzorowane na typ pustynny, w którym ciężko rozróżnić poszczególne kształty migoczące w oddali, zwłaszcza jeśli jest gorąco lub wieje na tyle, aby unieść piach na pewną wysokość. Z racji tego, iż w stronę tego miejsca zmierza meteor, musi być podniesiona temperatura, co tłumaczyłoby kiepską widoczność. Budowle i miejsca, których poszukujemy są różne: kopalnia, drzewo, statuy czy brama. Nie odnajdziemy jednak wszystkiego w ciągu jednego cyklu, ponieważ jest to tak skonstruowane, że niby wiadomo dokąd iść, ale tak właściwie łatwo można się zgubić i pominąć artefakt, który mamy do zdobycia. Skutkiem tego jest powolne przyglądanie się, jak spada na nas ognista kula z niebios i czekanie, aż rozgrywka zacznie się ponownie.
Gra sama w sobie jest bardzo relaksująca. Możemy spędzić w niej tyle czasu, ile tylko zapragniemy, a sama zagłada nie powoduje w nas szczególnie nieprzyjemnych uczuć. Po prostu wpatrujemy się w piękno powolnego, otaczającego nas z wdziękiem świata. Wiem po prostu, że wszystko zacznie się ponownie, więc czego się bać? Aczkolwiek pierwszy raz, kiedy znika nam gra, możemy uznać to za bug. Dopiero po jakimś czasie odnajdujemy się w tej dziwnej, ale tak ludzkiej rzeczywistości. I pragniemy w niej pozostać jak najdłużej. Tworzy to niesamowite wrażenie i pozostaje w pamięci na długo po jej zakończeniu. Bardzo ważną role odgrywa tutaj muzyka, która z chwili na chwilę staję się coraz głośniejsza. Uspokaja i jest pięknie zgrana z rozgrywką. Możemy jej słuchać gdzieś w tle, kiedy coś robimy lub po prostu zrelaksować się przy niej i pomyśleć. Z racji tego, że po raz trzeci w życiu spotykam się z zastosowaniem muzyki klasycznej i spokojnej w taki, a nie inny sposób, muszę polecić dokładne wsłuchanie się w otaczającą grę oprawę. Jest tego naprawdę warta i pozostawia poczucie relaksu oraz zatopienia się w misję.
Piękne geometryczne kształty oraz kolorystyka również potrafią zachwycić. Niemal wszystko przedstawione jest w odcieniach brązu, przez co cały krajobraz wydaje się ciepły, przyjazny i spokojny. Potęguje to naszą chęć zwiedzenia jak największej liczby zakamarków. Dodatkowo obserwowanie swobodnego opadania płatków kwiatów czy liści z drzew robi ogromne wrażenie. Aczkolwiek gra niestety nie jest wolna od niedociągnięć. Zbyt długo się ładuje, jak na grę, która zajęła mi raptem niecałe 2 godzinki. Ponadto w niektórych miejscach detekcja kolizji po prostu nie wyszła – przechodzimy swobodnie przez elementy. Nie jest to jednak jakoś szczególnie uciążliwe, bo zdarza się tylko wtedy, kiedy elementy jeszcze są w ruchu, np. odbijają się od podłoża.
Z całą pewnością gra spodoba się każdemu, kto odnajduje radość w eksploracji i poszukiwaniach oraz miłośnikom piękna i delikatności. TIMEframe z pewnością spełnia założenia twórców i pokazuje niekonwencjonalny sposób na rozgrywkę. Co prawda, jest stosunkowo krótka, w sam raz na jedno posiedzenie. Jest też bardzo relaksująca, ale nie nudna, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Stanowi świetny sposób na zabicie nudy. więc dlaczego by nie sprawdzić, jak wygląda świat w slow motion?