Namnożyło się tych gier indie, a że trend ciągle rosnący to każda produkcja musi się czymś wyróżniać. Programiści pocą się nagminnie, graficy zmieniają koncepcję częściej niż bieliznę…i gdy efekt końcowy zadowala zarówno twórców jak i graczy to mogą śmiało otwierać szampany. Natomiast gdy nawalą to najczęściej kończą na śmietniku growej historii. The Masterplan nie trafi jednak do żadnej z tych grup, bo jest tylko niezłym startem obiecującego studia, bez szampanów i bez śmietników.
Czym w ogóle jest recenzowane dzieło? The Masterplan to side-scrollowa gra taktyczna będąca hybrydą akcji i strategii turówej. Historia przenosi nas w lata siedemdziesiąte – do Stanów Zjednoczonych, gdzie będziemy brać udział we wszelakich napadach. Począwszy od zwykłego sklepu po nawet Fort Knox, czyli bazę, w której znajduje się skład sztabek złota amerykańskiego banku federalnego. Jednak powiedzmy sobie jasno, że fabuła tutaj jakiegoś wielkiego znaczenia nie ma. Pierwszymi naszymi bohaterami są pewni bracia – jeden ucieka z celi i dołącza do drugiego, a później w małej kanciapie tworzą swoją bazę wypadową. W niej możemy przyłączyć kolejnych rabusiów, czy też kupić bronie i amunicje. Te odblokujemy wraz z kolejnymi napadami zbierając odpowiednie notki porozstawianie w różnych miejscówkach. I jakoś się akcja kręci.
Wpadamy do samochodu, dojeżdżamy do odpowiedniego miejsca i możemy zacząć się zastanawiać co zrobić. W pierwszych etapach najlepszą taktyką jest po prostu wejście z pistoletami (choćby zabawkowymi) i wystraszenie zarówno przechodniów jak i pracowników lokalu. Jest to o tyle ważne, że każda osoba, która nam ucieknie, lub jej nie zauważymy, może wykonać telefon na policję. Odpowiednie służby przyjeżdżają dosyć szybko i wtedy kończą się żarty, a zaczyna strzelanina. Podobnie ma się sprawa, gdy takiego sklepu jubilerskiego pilnuje ochroniarz – on może nas zaatakować, a przestraszony jest tylko wtedy, gdy celuje do niego przynajmniej dwóch rabusiów. Jeśli do tego dodam informację, że maksymalnie czterech protagonistów bierze udział w napadzie – robi się ciekawie.
Sterujemy głównie myszką – z początku nie ukrywam, że można się pogubić. Koniec końców to raczej każdy powinien dać sobie radę, mimo iż pierwsze wrażenie naprawdę nie zachwyca. Głównie przez to, że w takich grach intuicyjne sterowanie powinno być priorytetowe, a tutaj przyzwyczajanie się trwa trochę dłużej niż w innych tego typu tytułach. Ciekawym smaczkiem w grze jest tryb slow-motion, w którym wydać możemy w krótkim czasie po parę komend naraz. Czasem też sprawdza się on jako błyskawiczne reagowanie na zmieniające się losy akcji (ucieczka policjanta w stronę telefonu, otworzenie złych drzwi itp.).
Każda misja w The Masterplan może zostać wykonana na parę sposobów, choć nie umiem wyzbyć się wrażenia, że po kilku nieudanych próbach – większość graczy wróci do utartego schematu. Czyli do zgarnięcia policjantów w jedno miejsce, ładowanie kasy do toreb i szybka ucieczka akurat sekundę przed pojawieniem się policji. Oczywiście, że można strzelać, ale zatuszowanie dowodów swoje kosztuje. Ja raczej robiłem to w ostateczności, bo generalnie większą satysfakcje ma się z bezkrwawych napadów, gdyż stanowią one większe wyzwanie.
Oprawa graficzna tworzona była według typowego schematu, którym obecnie podążają deweloperzy solidnych gier indie – produkcja ma się wyróżniać i zachwycać pod względem artystycznym. Nie inaczej jest tutaj – cała ta otoczka musi się podobać, klimat w grze jest, a jak dodamy niezłą ścieżkę dźwiękową to otrzymujemy świetnie opakowany produkt.
Tylko jaki produkt? The Masterplan to dwadzieścia napadów, może i wymyślnych, ale raczej na raz. Na raz, gdyż zanim przejdziemy dowolną lokację to spróbujemy wielu pomysłów, często ucząc się na błędach. Każde spotkanie się z lokacją będzie trwało więc może z kwadrans, czasem więcej i na tym przygoda się zakończy. Replayability zatem jednocześnie jest i go nie ma. Nawet jeśli brzmi to absurdalnie to tak właśnie jest. The Masterplan dodatkowo nie oferuje nic poza tym – chociażby jakieś gry ze znajomymi. Po skończeniu gry można ją usunąć i spokojnie zająć się kolejnymi produkcjami.
The Masterplan to po prostu kolejny przedstawiciel gier indie, który urzeka klimatem i kusi ciekawym pomysłem. Szalone lata siedemdziesiąte przedstawione w ten sposób to całkiem dobra opcja przejażdżki po kolejnych bankach, ale nie za cenę dwudziestu euro – zwłaszcza że to bilet w jedną stronę.