Rozwiązań taktycznych jest całkiem przyzwoita ilość. Jednym z dobrych rozwiązań zaimplementowanych w grze jest możliwość destrukcji barykad – to pozwala czasem na zajście wroga od tyłu, czy też utorowanie sobie lepszej, szybszej ścieżki. A tak poza tym, to oprócz odmiennych zdolności są jeszcze takie komendy jak „obserwuj”, „kucnij”, czy też strzelanie postaci automatycznie, gdy zauważy wroga. Wbrew pozorom, wiele z tych komend doskonale się sprawdza, a ich znaczenie…najczęściej poznajemy przy pierwszej przegranej bitwie. Komendy wybieramy z kołowego panelu, który ukazuje się gdy wskażemy naszego bohatera. Niestety to rozwiązanie nie jest idealne – z początku ciężko jest to ogarnąć, zwłaszcza, że czasem jeszcze bohater, nie wiedzieć czemu, nie chce poruszyć się w dane miejsce itd. Dodatkowo żmudne jest usuwanie jakiejś czynności w ruchu – bywa tak, że lepiej jeszcze raz wyznaczać wszystko od nowa, niż bawić się w chirurga i szukania małego krzyżyka przy danej czynności.
Swoją drogą każdy mecz jest po prostu inny. Ostatnio miałem sytuację, gdy zremisowałem potyczkę. Nic dziwnego, gdyby nie to, że…nawet się z przeciwnikiem nie zraniliśmy. Nic, a nic – przez 12 rund padło parę strzałów, poszło w ruch parę granatów, znaliśmy nawet swoje pozycje, ale i tak każdy bał się frontalnego ataku. Żeby była jednak jasność – na rozegranych wiele potyczek tylko jedna była aż tak…pozycyjna :)
Chyba najgorszym elementem wieloosobowych potyczek jest dziwnie sporządzony ranking. Jakim niby cudem wygrywając na 12 potyczek większość z nich (nie spektakularną, ale jednak większość) miałem gorsze miejsce w rankingu niż człowiek z dorobkiem 0W-1L? Na to pytanie odpowiedź znają chyba tylko twórcy. Niemniej jednak, patrząc na całokształt, TASTEE świetnie wymaga od graczy rywalizacji. Singleplayer dla ciekawych zgłębienia wszystkich detali gry, a multiplayer jako prawdziwy sprawdzian umiejętności, gdzie kombinowania jest dużo, ale raczej nad tym co zrobi przeciwnik, a nie „a jak to działa?”. Graczy nie jest może sporo, bo online w danym momencie jest co najwyżej 8-10 osobników, ale to wynika po prostu z chęci grania w trybie asynchronicznym. Wchodzisz 3 razy na 10-15 minut w ciągu gra i tyle. Tutaj trochę ubolewam nad wyborem graczy, bo zdecydowanie wolę ten drugi tryb – jest po prostu znacznie ciekawszy, gdy masz tylko 2 minuty na podjęcie ruchu.
Warto pochwalić twórców za świetną oprawę graficzną – TASTEE ma swój styl i nie jest to styl byle jaki. Na uwagę zasługują dobre modele postaci, niezłe efekty, które są podane w formie bliskiej Team Fortress 2. Ja jednak nie mam do tego zastrzeżeń, bo to właśnie taki styl. Szkoda jednak, że soundtrack jakoś nie powala. Żadnego utworu nie jestem w stanie sobie przypomnieć, można było zdecydowanie lepiej się do tego przyłożyć.
I tu pewnie szkoda, że jednak kampania to zbiór misji przygotowujący gracza do walki w internetowych zmaganiach. Sam ten klimat można było przecież lepiej opakować, a potencjał jest całkiem spory. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam TASTEE za jedną z lepszych gier tego półrocza. Jeśli jesteście fanami turówek to zdecydowanie polecam tę produkcję. Nie jest droga, bo to tylko 15 euro, a daje dużo dobrej rozgrywki i starcza na dłużej niż wiele gier AAA. Co tu więcej mówić – widzimy się na serwerach.