O Super Seducer dowiedziałem się kilka tygodniu temu, ale większość graczy zapewne usłyszało o tej produkcji dopiero podczas zeszłotygodniowych doniesień o tym, że Sony nie zgodziło się dodać jej do oferty PlayStation Store. Tytuł rzekomo godzi w godność kobiet i zachęca mężczyzn do ich przedmiotowego traktowania i to wszystko na dodatek w przededniu Dnia Kobiet. Jako miłośnik interaktywnych eksperymentów, miałem zamiar ograć Super Seducer na PlayStation 4, ale w związku z zaistniałą sytuacją, z delikatnym opóźnieniem przyjrzałem się wersji na PC. Jesteście ciekawi, czy rzeczywiście Sony uchroniło swoje owieczki przed narzędziem gorszącym mężczyzn i poniżającym kobiety?
Nim przejdę do omawiana Super uwodziciela, postaram się rzucić nieco światła na twórcę tej produkcji, gdyż znajomość jego dorobku jest niejako niezbędna do tego, by zrozumieć czym jest Super Seducer i w jakim celu oraz dla kogo powstał. Za wszystkim stoi Richard La Ruina, urodzony w Londynie, ale mający włoskie korzenie trener randkowania. Kolesiowi nie zawsze układało się z kobietami. W szkole był gnębiony przez rówieśników przez co często zmieniał otoczenie, a nieśmiałość w stosunku do kobiet sprawiała, że swój pierwszy pocałunek zaliczył w wieku 21 lat. Zdesperowany i samotny La Ruina wiele czasu spędzał w klubach. Jego życie zmieniło się gdy poznał Erika von Markovik’a, określanego jako artystę podrywu stosującego technikę PUA. Ten zauważył w młodym chłopaku potencjał i wziął go pod swoje skrzydła. Krótko po tym Richard La Ruina założył własną firmę zajmującą się przygotowaniem nieśmiałych mężczyzn do kontaktów z kobietami. Szybkie sukcesy na tym polu sprawiły, że firma Richarda ma już oddziały w kilku zakątkach świata, jego porady publikują zarówno męskie jak i kobiece magazyny, jest częstym gościem w brytyjskich programach śniadaniowych i wydaje poradniki na DVD. Po tym wszystkim postanowił wkroczyć do świata gier. Interaktywny symulator uwodzenia? Dlaczego nie.
I tak własnie powstał Super Seducer. Jest to prosty symulator, nie tyle randkowania, co stwarzania szansy by do randki doszło. Gra stawia nas w 10 różnych sytuacjach, w których musimy umiejętnie zaczepić niewiastę, rozpocząć i podtrzymać rozmowę, a następnie zdobyć jej numer telefonu. Sceny są zróżnicowane, dlatego nie ma jednego skutecznego sposobu na „zagadanie”. Inaczej musimy się zachować, gdy dziewczyna nam wpadnie w oko na ulicy, inaczej gdy jest z zaangażowana w rozmowę z koleżanką, czyta książkę w restauracji, czy też tańczy na parkiecie. Na każdą scenkę składa się kilkanaście decyzji, a podczas podejmowania każdej z nich otrzymujemy do wyboru kilka kwestii dialogowych lub zachowań. Jedne dają nam spore szanse na powodzenie misji, inne pozwalają nam kontynuować rozmowę, pomimo że mogliśmy zachować się lepiej, a jeszcze inne rujnują nasze szanse na przyszłą randkę. Każda nasza decyzja, zarówna ta dobra jak i zła jest omawiana przez Richarda, co pozwala zrozumieć nasz błąd. Na końcu każdej scenki pojawiają się nasze statystki, a następnie możemy rozpocząć kolejną lub jeszcze raz spróbować swoich sił i inaczej poprowadzić rozmowę. To w zasadzie tyle. Całe zło Super Seducer.
Gra oczywiście umożliwia prostackie kwestie dialogowe nastawione na szybkie zaciągnięcie dziewczyny do łóżka, ale te nigdy nie przynoszą pożądanego skutku. Jeśli ktoś chce sobie pograć w grę dla „jaj”, żeby w wulgarny sposób ubliżyć kobiecie i wypróbować kilka dresiarskich tekstów, szybko się znudzi i nie będzie usatysfakcjonowany. Reakcje pań na wulgarne i prostackie zagrywki sprawiają, że bohater wychodzi na strasznego dupka, a gracz przed monitorem oblewa się krwistym rumieńcem. Richard również nie będzie z nas zadowolony, podkreślając, że w prawdziwym świecie takie metody nie działają na kobiety. Afera wokół bana na grę ze strony Sony, wydaje się przesadzona i wynika z niewiedzy japońskiej firmy. Owszem, można się czepiać całej otoczki związanej z produkcją, tego, że po prawidłowo udzielonej odpowiedzi, Richard gratuluje nam siedząc na łóżku w towarzystwie skąpo ubranych pań, ale mimo tego, jest to tylko tło, które w żaden sposób nie wybija się ponad nieprzekraczającą granic przyzwoitości treść Super Seducer. Produkcja nie epatuje przesadnie seksem, ani też nie obraża w żaden sposób kobiet. Wręcz przeciwnie, zachęca mężczyzn do szczerości, naturalności i wyzbycia się nieskutecznych cwaniackich numerów.
Super Seducer nie tylko uczy jak poderwać dziewczynę i nie zgarnąć liścia, ale również jak się zachować w sytuacjach, kiedy podczas rozmowy jesteśmy postawieni w nie do końca dla nas korzystnym świetle – np. gdy dziewczyna przyzna, że spodziewała się, że jesteśmy innej orientacji lub zarzuci nam, że nie wyglądamy na kogoś, kto uczęszcza do siłowni.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to Super Seducer działa bez zarzutu. Kolejne sceny ładują się dość szybko, filmiki działają płynnie. Krótko mówiąc, jest to dopracowany produkt.
Super Seducer recenzja – podsumowanie
Tak naprawdę trudno mi ocenić Super Seducer jako grę, bo w zasadzie jeśli ją za nią potraktujemy, wypadnie dość blado, a długie dialogi szybko nas znużą. Jest to nieźle zaprojektowany interaktywny instruktaż, jak postępować z kobietami. Myślę, że osoby nieśmiałe, mające problemy w kontaktach z płcią przeciwną, mogą skorzystać z porad Richarda La Ruina. Jeśli zaś już znaleźliście swoją drugą połówkę, to Super Seducer nie ma wam zbyt wiele do zaoferowania.