20 lat temu na automatach debiutowała niepozorna bijatyka. Kontynuacja Soul Edge okazała się sporym hitem i wraz z premierą portu na konsolę Dreamcast gra stała jedną z najwyżej ocenianych gier w historii. SoulCalibur zawsze miał się dobrze i żadna z odsłon nie została doszczętnie zjechana przez krytyków. Jednak taki sobie odbiór piątej części cyklu i wiele lat ciszy ze strony twórców sprawiły, że wielu zapomniało o legendzie przeklętego ostrza. Teraz na rynek wkracza SoulCalibur VI. Czy jest to tryumfalny powrót serii, czy też może są to ostatnie podrygi konającej legendy?
Epicka historyjka rodem z komiksów
Po raczej chłodnym przyjęciu przez fanów ostatniej pełnoprawnej odsłony cyklu SoulCalibur, narzekania zostały wynagrodzone rebootem historii o przeklętym mieczu. Akcja gry rozgrywa się w XVI wiecznej wersji naszego świata, gdzie magia i podróżowanie pomiędzy wymiarami są czymś na porządku dziennym. W świecie tym istnieje potężne ostrze znane jako Soul Edge. Broń ta jest przepełniona złą energią i żywi się duszami poległych wojowników. Bohaterowie z całego świata zostają dotknięci energią ostrza w momencie gdy rycerz Siegfried staje się nowym posiadaczem miecza. To staje się przyczynkiem do walki dobra ze złem, która zadecyduje o losach świata. Tak w najkrótszy możliwy sposób można przedstawić zarys fabuły gry. Całość jest jednak bardziej skomplikowana i posiada wiele wątków, jak przystało na bijatykę z masą różnorodnych postaci. SoulCalibur VI posiada dwa tryby fabularne, które bardzo dokładnie przedstawią nam motywacje wszystkich postaci, a także całą, bardzo długą historię przeklętego oręża.
Fabuła jest dosyć solidna i wypada znacznie lepiej niż wiele innych historyjek będących pretekstem do tego, by walczyły ze sobą dwie postacie. Widać, że ekipa z Project Soul troszczy się o swoje uniwersum i chce graczom zaoferować coś co będzie epicką przygodą w fantastycznym świecie, gdzieś na pograniczu średniowiecza i renesansu. Z perspektywy osoby, która lubi zagłębiać się w fabułę bijatyk jest naprawdę nieźle. Jednak nie każdy będzie do końca zadowolony z historii opowiedzianej w fabularnych trybach SoulCalibur VI. Wynika to z tego, że praktycznie każda walka poprzedzona jest przez dobre dwie minuty pogadanki. A następnie, po zakończeniu minutowego pojedynku, czekają nas kolejne dwie minuty patrzenia na scenki przerywnikowe przypominające animowany komiks.
Dwa razy więcej fabuły!
Jak już wspomniałem gra posiada dwa tryby fabularne. Pierwszym z nich jest Chronicle of Souls. Prezentuje typowy dla bijatyk sposób prowadzenia narracji. Mamy historię podzielona na rozdziały przedstawiające nam początek sagi o Soul Edge. Dodatkowo każda z postaci ma jeszcze własną historię prezentującą co robiła w danym momencie. Wszystko to układa się w jedną wielką oś czasu przypominająca trochę to, co widzieliśmy w Forbidden Siren. Przejście wszystkich rozdziałów i historyjek postaci umożliwi nam zrozumienie, jak wielki wpływ na świat ma przeklęty miecz.
Drugim trybem fabularnym jest Libra of Soul. Tryb ten jest inspirowany kampanią z SoulCalibur II i mamy tutaj do czynienia z bijatyką z elementami gry RPG. Na początku tworzymy swoją postać spośród jednej z wielu ras, a także wybieramy jaką bronią chcemy się posługiwać. Później wyruszamy w wielką przygodę po świecie, gdzie będziemy wykonywać masę misji, zdobywać poziomy doświadczenia i nowy ekwipunek. od nas zależy również czy chcemy podążać ścieżką mroku, czy też przywrócić światu równowagę. Całość jest naprawdę przyjemna i przemyślana. Fajnym rozwiązaniem jest, że każda walka ma jakieś specjalne reguły. Raz musimy pokonać kilku przeciwników na jednym pasku życia, innym razem ścigamy się z czasem lub ślizgamy się po podłodze. Co krok czeka nas inne wyzwanie, co urozmaica pokonywanie setek przeciwników. Zdobywanie poziomów doświadczenia, specjalizacji w posługiwaniu się bronią i zdobywanie lepszych przedmiotów, czyni z SoulCalibur VI grę, przy której nawet osoba nie przepadająca za bijatykami, może spędzić całkiem przyjemnie czas.
Libra of Soul wraz z Edge Master z SoulCalibur II i Grim of Abyss z BlazBlue: Central Fiction jest absolutną czołówką bijatykowych trybów dla pojedynczego gracza. Nowy tryb rozgrywki jest wielkim atutem gry i mam nadzieję, że konkurencja podłapie pomysły z tego tytułu.
Nie każdy lubi RPG w swoich bijatykach
Poza wspomnianymi trybami rozgrywki mamy jeszcze tradycyjne Arcade, Trening i Versus. Opcje te nie są specjalnie rozbudowane, ale spełniają swoje zadanie i umożliwiają pogranie w zwykłą bijatykę bez elementów RPG i specjalnych wymagań związanych z walkami. Dla fanów walki online są jeszcze mecze rankingowe i starcia nie wpływające na naszą pozycję w rankingu graczy. W tym drugim przypadku mamy system pokojów, gdzie możemy również pooglądać jak przebiegają walki innych graczy i czatować z rywalami. Online sprawdza się dobrze i podczas pojedynków stoczonych z graczami z całego świata nie natknąłem się na większe problemy. Granie z ludźmi z innych regionów wiązało się z drobnymi lagami, ale nie były one na tyle uciążliwe, bu uniemożliwiały mi toczenia wyrównanych strać.
Bijatyka zarówno dla causala jak i hardkora?
Najbardziej interesującą kwestią dotyczącą SoulCalibur VI nie jest ani tryb fabularny, ani to ile komiksowych scenek przerwynikowych będzie opowiadać nam o dramach bohaterów naparzających się mieczami i kijami. To co najlepsze, tyczy się samej rozgrywki, która w znaczącym stopniu różni się od wielu popularnych bijatyk. Po pierwsze, SoulCalibur to gra 3D, gdzie możemy poruszać się w 8 kierunkach dzięki czemu możemy nie tylko blokować ataki, ale także odsunąć się na bok. Mamy więc pełną możliwość wykorzystania faktu, że akcja rozgrywa się w trzech wymiarach. Dodatkowo seria słynie z tego, że postacie walczą ze sobą przy użyciu przeróżnych mieczy, młotów, kijów i innych bajerów. Kolejnym dosyć ważnym elementem charakteryzującym grę jest to, że podobnie jak w przypadku Virtua Fighter, możemy zwyciężyć poprzez wyrzucenie przeciwnika z ringu. Jeśli chodzi o podstawę sterowania, to mamy trzy przyciski odpowiadające za ataki (horyzontalny, wertykalny i kopniak) i jeden służący do blokowania. Do tego dochodzą rzuty i umiejętności takie jak guard impact pozwalające na przełamanie ataku wroga poprzez naciśniecie bloku i przycisku kierunkowego. Nowością skierowaną chyba w stronę fanów Injustice jest system Reversal Edge. Jest to atak, który paruje cios wroga i odpala specjalny tryb na zasadzie papier, kamień nożyce, gdzie my i nasz przeciwnik wybieramy jeden z ataków i od tej decyzji zależy, kto komu zada obrażenia. Inną nowością jest system Lethal Hit, który to pozwala postaciom na zadanie dodatkowych obrażeń jeśli wykonają odpowiedni atak w odpowiednim momencie. Każda z postaci posiada swój własny Lethal Hit i warunki jego wykonania mogą być rożne – od blokowania w odpowiedniej chili poprzez wykonanie kroku w bok w celu uniku wertykalnego ataku. Opcji jest cała masa i wszystkie systemy łączą się w koktajl, który może wywołać niezły zawrót głowy u nowicjusza. Zwłaszcza, ze tutorial wprowadzający nas w te wszystkie mechaniki, zdaje się być trochę zbyt krótki i powierzchowny.
Multum postaci
SoulCalibur VI to reboot serii, który przedstawia nową wersję wydarzeń z wydanej 20 lat temu pierwszej odsłony serii. Można więc spodziewać się, że zobaczymy dobrze znane twarze. Tak właśnie jest, ale nie do końca. W nasze ręce oddano 21 postaci (plus jedną do kupienia jako DLC i jedna odblokowana za przejście Chronicle of Souls). Spośród nich znaczna większość wywodzi się z Soul Edge i pierwszego SoulCalibur. Samurai Mitsurugi, Kunoichi Taki, czy władający olbrzymim dwuręcznym meczem Siegfried, wracają po latach w odmłodzonych wersjach. Obok nich w grze pojawiają się także bohaterowie debiutujący w dalszych odsłonach cyklu jak Talim i Zasalamel. Do tego mamy także dwie całkowicie nowe postacie, które debiutują w nowej wersji sagi o przeklętym mieczu. Są nim tajemniczy Grøh i bardzo ekscentryczny Azwel. Wisienką na torcie jest gościnny występ Geralta z Rivii, który odgrywa znaczącą rolę w fabule gry. Lista postaci jest całkiem imponująca, chociaż trochę szkoda, że Lizardman i Edge Master pojawiają się w grze jako niegrywalne postacie. Sprzedawania dodatkowej postaci jako DLC w dniu premiery gry i oferowania season passa (3 kolejne postacie, które zostaną kiedyś ogłoszone), nie komentuje, bo to chyba strata czasu i moje utyskiwanie nic nie zmieni.
Wspomnę jeszcze o tym co towarzyszy serii SoulCalibur od wielu lat, czyli o kreatorze postaci. Gra daje nam możliwość modyfikowania wyglądu udostępnionych postaci jak i tworzeniu nowych wojowników z ruchami podstawowych bohaterów. Multum elementów uzbrojenia i kreatywność graczy sprawia, że w grze pojawia się masa rozpoznawalnych wojowników od 2B po zmutowaną wersję Pikachu. Poza stworzeniem własnej postaci, mamy też możliwość pobrania szalonych tworów innych osób. Osoby wrażliwe, powinny jednak uważać bo poza ohydnymi potworkami i kopiami rozpoznawalnych postaci, trafimy także na nagich ludów ze sporym przyrodzeniem. Jednych takie coś zgorszy a innych nieźle rozbawi.
Jeśli już jesteśmy przy tym na co możemy popatrzeć, to muszę pochwalić oprawę graficzną gry. Po pierwsze SoulCalibur VI wygląda przepięknie. Lokacje zapierają dech w piersiach, a zmiany pory dani nadają miejscówkom klimatu. Model postaci również prezentują się bardzo dobrze. Jakby tego było mało, gra jest bardzo dobrze zoptymalizowana i działa nawet na trochę starszych maszynach. Gra śmiga bez problemu w 4K i 60FPS, bez najmniejszych spadków w liczbie wyświetlanych klatek, czy jakichkolwiek innych problemów. Pod względem wyglądu Dragon Ball FighterZ jest jedyną nowszą bijatyką, która może konkurować z SoulCalibur VI. Cała reszta, pozostaje w tyle.
Bijatyka roku?
Ostatnie miesiące zaowocowały kilkoma bijatykami, które są w miarę przystępne dla nowych graczy. SoulCalibur VI również należy do gier, które sprawią frajdę każdemu. Jednocześnie produkcja posiada olbrzymią głębie i perfekcyjne opanowanie sterowania, będzie od nas wymagało sporo treningu. Najlepsze jest jednak to, że nawet jeśli uczenie się kolejnych ataków i metod kontrowania ciosów przeciwnika nas nie interesuje, to dwa rozbudowane tryby kampanii pozwolą na kilka godzin rozgrywki, na poziomie przewyższającym większość bijatyk dostępnych na rynku.
Project Soul stworzyło fenomenalną bijatykę, która przywraca trochę zapomnianej serii dawną świetność. Jest tutaj wszystko czego można oczekiwać od dobrej bijatyki i jeszcze trochę. Mam wrażenie, że nawet osoby niespecjalnie zainteresowane gatunkiem będą się przy SoulCalibur VI bawiły całkiem nieźle. W końcu każdy znajdzie coś tutaj dla siebie.
Grę do recenzji dostarczył Kinguin.net. Dziękujemy!