Sonic. Szybki jak błyskawica – recenzja filmu

Sonic. Szybki jak błyskawica1
foto: Paramount Pictures, Sega of America, Doane Gregory

Czasami opłaca się posłuchać fanów. Przekonali się o tym twórcy Sonic. Szybki jak błyskawica, którzy po publikacji pierwszych materiałów promocyjnych, w tym zwiastuna, musieli naczytać się wielu gorzkich słów o wyglądzie głównego bohatera. Pierwotny wygląd Sonica w żaden sposób nie przypominał jego odpowiednika z licznych gier wideo. Decydenci zdecydowali, że spróbują uratować ten projekt od totalnej klapy i dołożyli kilka dodatkowych milionów, aby zupełnie zmienić twarz niebieskiego jeża. Operacja zakończyła się pomyślnie, przekraczając najśmielsze oczekiwania co do popularności filmu w kinach. Przed Soniciem stoi teraz wyzwanie przekucie popularności pierwszego filmu w całą serię. Oby z lepszymi scenarzystami, bo ci najmocniej zaszkodzili filmowi, przyhamowując potencjał Sonica w jakościowe kino familijne.

Sonic (Ben Schwartz) jest nadzwyczajnym jeżem. Potrafi biegać szybciej niż ktokolwiek na świecie. Przez swoje nadprzyrodzone zdolności, musi uciekać ze swojej ojczystej planety. Odwiedzając kolejne światy, Sonic trafia wreszcie na Ziemię. Zadomawia się w jednym z niewielkich miasteczek, obserwując ich mieszkańców, w szczególności funkcjonariusza Toma Wachowskiego (James Marsden) i jego żonę Maddie (Tika Sumpter). Przez ciągłe poczucie osamotnienia, Sonic popełnia błąd, który sprowadza na niego kłopoty w postaci niesamowicie inteligentnego doktora Robotnika (Jim Carrey). Niebieski jeż przypadkowo objawia się Tomowi. Wykorzystuje jednak okazję, aby namówić policjanta do pomocy znalezienia zgubionych pierścieni teleportacyjnych. Obaj wyruszają w pełną niebezpieczeństw podróż, zmierzając do San Francisco. Po drodze Sonic odkryje pełne zalety mieszkania na Ziemi, spełniając swoje marzenia.

Sonic. Szybki jak błyskawica2
foto: Paramount Pictures, Sega of America, Doane Gregory

Historia w filmie nie jest zbyt atrakcyjna. Tym bardziej, że motywy ucieczki i pogoni wykorzystywane są w dosłownie każdej produkcji familijnej, w której pojawiają się animowane postacie. Twórcy nie postarali się w żaden sposób urozmaicić swojej opowieści, więc przez większą część filmu mamy ucieczkę bohaterów przed depczącym im po piętach zagrożeniem, aby na sam koniec dwie strony skonfrontowały się ze sobą. I tyle, żadnego wyjścia poza schemat, inscenizacyjnych szaleństw, czy niespodziewanych zwrotów akcji. Scenariusz jest leniwy i generyczny, sprowadzony do pretekstu, aby choć trochę dodać fabularnej warstwy do postaci z gry wideo, w której chodzi wyłącznie o bieganie i zbieranie złotych pierścieni.

Nawet prosta historia mogłaby się obronić, gdyby scenarzyści nie popełnili tak wielu rażących błędów. Średnio co dziesięć minut Sonic. Szybki jak błyskawica wali po głowie głupotą, nieścisłością lub nielogicznością. Poczynając od zmian prędkości głównego bohatera, który szybki jest tylko wtedy, kiedy to pasuje twórcom, przez całkowitą obojętność reszty świata do Wachowskiego, o poszukiwaniu którego alarmują nawet media, aż po zaskakującą nieudolność doktora Robotnika w pościgu za zbiegami. Sama kwestia ukrywania się Sonica, również przysporzyła scenarzystom sporo trudności, skoro naiwnie wierzą, że nikt, ale to dosłownie nikt nie zauważyłby niebieskiego kosmity, nawet jeżeli ten założy kapelusz, ponczo i przeciwsłoneczne okulary. Cały wykreowany na ekranie świat jest więc mocno umowny i nieznośnie naiwny. Dlatego ciężko nie kryć rozczarowania, że Sonic skierowany jest wyłącznie do najmłodszych widzów, którzy na filmie powinni bawić się przynajmniej przyzwoicie, reszta może z trudem wytrzymać taką dawkę infantylności.

Sonic. Szybki jak błyskawica3
foto: Paramount Pictures, Sega of America, Doane Gregory

Tym bardziej, że Sonic nie jest postacią łatwą do polubienia. Reżyser Jeff Fowler sprytnie przedstawia nam jego tragiczną przeszłość, jak również samotną teraźniejszość, szantażując nas emocjonalnie, aby dać niebieskiemu jeżowi kredyt zaufania. Sonic jest jednak nadpobudliwym, niesfornym i lekko przemądrzałym bohaterem, miejscami irytujący swoim zachowaniem, czego twórcy mieli pełną świadomość, dlatego często przypominają nam, jak bardzo nieszczęśliwą i zagubioną jest postacią. Czasami to działa, innym razem nie, ale pod koniec niebieski jeż daje popis swoich umiejętności, stając się równie potężny, co dojrzalszy. Szkoda jedynie w tym wszystkim niewykorzystanego potencjału humorystycznego Sonica. Mniej wybredni widzowie mogą pośmiać się na gagach z pierdzeniem, czy tańcem na granicy przydatności do spożycia, zaś reszcie pozostają dwie niezłe sceny, wyraźnie inspirowane pamiętnymi momentami Quicksilvera z dwóch odsłon X-Menów.

James Marsden praktycznie odtwarza swoją rolę z Hop z 2011 roku, czyli bardzo podobnej produkcji do Sonic. Szybki jak błyskawica. Sprawdza się więc w swojej roli, ale to występ, o którym zapomina się już w trakcie napisów końcowych. Ciekawiej wypada Jim Carrey, który swoje charakterystyczne popisy, ostatnim razem prezentował przed sześcioma laty w Głupi i głupszy bardziej. Od tego czasu aktor stronił od komediowych ról. Powrót do takiego emploi może zaliczyć do udanych, choć miejscami niebezpiecznie balansuje na granicy pretensjonalności i kiczu, jak w scenie tańca, która jest okropna i fabularnie niepotrzebna, ale Carrey przypomina o swojej komediowej charyzmie w najlepszy sposób. Naprawdę szkoda, że aktor nie dostał lepiej napisanej roli, bo doktor Robotnik to jednowymiarowy, męczący swoim egoizmem i mizantropią złoczyńca, z którego Carrey i tak wycisnął więcej niż mógł.

Sonic. Szybki jak błyskawica4
foto: Paramount Pictures, Sega of America, Doane Gregory

Sonic. Szybki jak błyskawica rozczarował mnie na wielu polach. Przede wszystkim beznadziejnym, sztampowym i pełnym błędów scenariuszem oraz ukierunkowaniem filmu ku kilkuletniej widowni. Jedynie finałowa walka tytułowego bohatera z doktorem Robotnikiem dostarczyło mi trochę rozrywki, tym samym pokazując, że w tym filmie tkwił ogromny potencjał, który nie został nawet w połowie wykorzystany. Jeff Fowler zrobił co mógł, aby Sonic. Szybki jak błyskawica uratować od jeszcze większej porażki. Liczę, że najszybszy jeż świata wróci w lepszej formie, tym razem dając się pokochać również starszej widowni.

Zobaczcie również naszą wideorecenzję filmu Sonic. Szybki jak błyskawica.


Źródło: foto: Paramount Pictures, Sega of America, Doane Gregory

Recenzja Sonic. Szybki jak błyskawica
Sonic. Szybki jak błyskawica rozczarował mnie na wielu polach. Przede wszystkim beznadziejnym, sztampowym i pełnym błędów scenariuszem oraz ukierunkowaniem filmu ku kilkuletniej widowni.
4
Ocenił Radosław Krajewski