Jako gracz wychowany w sporej mierze na Sega Mega Drive i wielu kultowych tytułach na ten sprzęt, nie mogłem doczekać się nowego Sonica w starym, dobrym stylu. Miałem co do niego pewne obawy, biorąc pod uwagę ostatnie tytuły z niebieskim jeżem w roli głównej, które w żaden sposób nie potrafiły osiągnąć miana świetnych. Na szczęście Mania okazała się nostalgiczną bombą zachwycającą każdym nowym elementem, a to nie lada wyczyn.
Zmiany widoczne są już w pierwszym etapie Green Hill Zone, gdzie po nostalgicznym, identycznym początku jak na Mega Drive’ie już po chwili zaczynamy odkrywać kompletnie nowe fragmenty planszy, zawierające nowe tło czy nawet nowe przejścia, tworzące jeszcze więcej dróg do celu. Sprawdza się to bardzo dobrze, ponieważ etapy wydają się być znacznie rozbudowane i nawet jeden przypadkowy zeskok z jakiegoś miejsca może odkryć przed nami całkowicie inną ścieżkę. Zmieniono również sposób, w jaki dostajemy się do specjalnych etapów dających nam kryształy. Tym razem po przebiegnięciu przez chceckpoint możemy rozpocząć bonusową mini grę ze zbieraniem niebieskich kulek, a dopiero drugi ich rodzaj, ściganie UFO z Sonic CD na trasach przypominających klasyczne F-Zero, umożliwia nam uzyskanie emeraldów. Te jednak musimy znaleźć już sami, w zakamarkach danego chapteru w postaci wielkiego, złotego pierścienia. Zachęca to dość mocno do kilkukrotnego przejścia gry, bo ciężko przy pierwszym podejściu skupić się na dogłębnej eksploracji wszystkich etapów. Sonic Mania nie jest jednak wyłącznie czystym przebudowaniem dobrze znanych nam plansz. Już drugi chapter w Green Hill Zone zaskakuje całkowicie świeżą sekwencją i co najważniejsze, wygląda jak żywcem wyciągnięta z ery 16-bitów i naprawdę zachwyca szczegółowością, wiernością co do oryginału.
W Sonic Mania nie brakuję też kompletnie nowych etapów, które są niesamowicie przemyślane i ciężko wyjść z podziwu, jak mocno oddają ducha i klimat kultowych odsłon Sonica. Trzeci z etapów wrzuca nas do miasta Eggmana, przypominającego trochę Las Vegas połączonego z Hollywood, gdzie czekać na nas będzie mnóstwo atrakcji. Będą to między innymi maszyny do popcornu, działające na zasadzie wyrzutni, klisze filmowe, które pod wpływem pędu Sonica będą nas przewozić w inne miejsce, filmowe przejścia, w których nasza postać stanie się klimatycznym cieniem i wiele innych. To wszystko cały czas świetnie uzupełniane jest również przez klimatyczny soundtrack, strukturę poziomów oraz ogólny rozmach w tłach, od których ciężko oderwać wzrok. Pod koniec każdego z etapów, czekać będzie na nas także nowy boss, mocno skupiający się na arcade’owej stronie tytułu i natychmiastowo wywołujący uśmiech na naszej twarzy. Wielu z nich o dziwo nie będzie banalnie prostych i będą od nas wymagać rozgryzienia, w jaki sposób możemy w ogóle im zaszkodzić. Sonic raz wsiądzie nawet do pojazdu, co dla mnie osobiście było sporym zaskoczeniem. Jako że Sonic Mania jest przede wszystkim gratką dla wieloletnich fanów, nie zabraknie też m.in. takich śmiesznych niespodzianek, jak chociażby 'boss’, w którym Sonic zmierzy się z Eggmanem… poprzez rundkę w Puyo Puyo.
Świetny jest również etap, przypominający na początku niesławny Labyrinth Zone, w którym po pewnym czasie wbiegamy do strefy utrzymanej w mroźnych, japońskich klimatach z elementami Mushroom Zone z Sonic & Knuckles. Jest też ciekawy Speedway Zone, rozpoczynający się w Grecji, a kończący w odrobinę futurystycznym otoczeniu, w blasku kolorych świateł albo Mirage Saloon, podzielony na dwie ciekawe części. Pierwsza odbywa się na pokładzie Tails’owego samolotu, którym kierujemy, poruszając się Soniciem, następnie akcja przenosi się na chwilę na wagony pędzącego pociągu, sterowanego przez Eggmana, a po tym następuje jeszcze przeniesienie akcji w sam środek kanionu. Odwołań do pierwszych odsłon tutaj nie brakuję i każdemu fanowi na pewno uda się zauważyć coś fajnego. Chciałbym jeszcze wrócić do soundtracku, który mocno przykuł moją uwagę. Wiele z utworów świetnie oddaję 16-bitową erę, ale pojawiają się też takie, które mają dodany wokal, fajnie podkręcający klimat co kilka lokacji. Ogółem na pochwałę według mnie zasługuję świetny mastering całego soundtracku. Bass bardzo przyjemnie rozbrzmiewa w słuchawkach, a perkusja, gdy trzeba, potrafi brzmieć naprawdę soczyście. Utwory łatwo wpadają w ucho, już po chwili jest się w stanie nawet je zanucić, więc ścieżka dźwiękowa jest jak najbardziej udana.
Sonic Mania, tak jak starsze odsłony, nie opiera się wyłącznie na tempie, w którym Sonic może przemierzać plansze. W grze pojawia się wiele elementów platformowych, fragmentów, w których będziemy musieli ostrożnie przelatywać z miejsca na miejsce albo typowych zwolnień, gdzie będziemy wskakiwać do długiej tuby, by szybko dostać się do następnej części etapu. Nie zabraknie też paru ciekawostek, jak zmniejszenie naszej postaci i przemierzanie ciasnych korytarzy mini jeżem czy nawet przeskakiwania z pierwszego planu na drugi, wchodząc przy okazji w jeszcze bardziej pikselową oprawę graficzną. Jednak w kluczowych momentach, Sonic nie raz i nie dwa pokażę, na co go stać. Balans między szybszym, a wolniejszym tempem gry według mnie został rozwiązany bardzo dobrze i każdy typ gracza powinien bez problemu się tutaj odnaleźć i mocno wciągnąć. Dodano również kilka dodatkowych urozmaiceń, jak ognista osłona, dzięki której możemy niszczyć skrzynki blokujące nam drogę bądź użyć jej jako pocisk przenoszący naszą postać (air dash), wodna, pozwalająca na odbijanie się od ziemi i dosięgnięcie wyższych punktów oraz elektryczna, przyciągająca pierścienie, o jednakowej elastyczności. Gdy weźmiemy wszystkie te czynniki pod uwagę i to, jak zostały zrealizowane, można powiedzieć tylko jedno. Ten tytuł to Sonic z krwi i kości, z feelingiem takim samym, jak za dawnych lat, z wieloma mocarnymi, świeżymi pomysłami. Jest kolorowo, klimatycznie, nostalgia uderza z każdej strony, struktura dodanych poziomów idealnie oddaje kultowe odsłony, a nowi, różnorodni bossowie tylko dopełniają dzieła.
Manię śmiało mogę też polecić nie tylko fanom klasycznych przygód Sonica. Ta odsłona łączy w sobie wszystko to, co sprawiło, że ludzie na całym świecie pokochali postać niebieskiego jeża, dodając przy tym sporo świeżości i przemyślanych sekwencji, często dorównując, a nawet pobijając to, z czym mieliśmy do czynienia wiele lat temu. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to druga część Green Hill Zone, gdzie po przypadkowym spaleniu mostu musiałem chwilę rozkminiać, jak mogę wrócić na środkową ścieżkę, ostatnia misja, która jest na tyle upierdliwa, że dwa razy zginąłem przez mityczne w Sonicu 'time’s over’ i jeden z bossów, który aż za bardzo zwalnia tempo, ponieważ musimy czekać, aż nas namierzy, trafi w twardy punkt i dopiero wtedy możemy go zaatakować. Może i brzmi on dość standardowo, ale robi to wszystko zdecydowanie za wolno. Tytuł posiada też tryb rywalizacji, w którym możemy ścigać się z drugim graczem na kanapie, Tails’a i Knucklesa jako grywalne postaci (różnią się umiejętnościami) oraz standardowy, czasówkowy tryb time trial. Za 84 zł otrzymacie więc różnorodnego, wciągającego Sonica, z kilkoma urozmaiceniami nawet w znanych planszach i zasadniczo tytuł na 3-4 godziny przy pierwszym podejściu, co jest bardzo dobrym wynikiem dla 2D odsłony! Momentami poziom trudności potrafi nieźle podskoczyć, więc warto wliczyć w ten czas sporą ilość powtórek, w szczególności w końcówce. Sonic Mania oferuję też dodatkowy etap za zebranie wszystkich kryształów, właściwie true ending, więc sama gra zachęca nas do powrotu po jakimś czasie, by odkryć wszystko, co ma do zaoferowania oraz m.in. 'specjalny’ tryb wyboru postaci, po pokonaniu odpowiedniej ilości bonusowych etapów z checkpointów.
Sonic Mania to perfekcyjny hołd dla Sonica z ery 16-bitów i jeden z najbardziej różnorodnych 2D Sonic’ów w ogóle. Jeśli nie mogliście doczekać się prawdziwego powrotu niebieskiego jeża, to ten moment właśnie nadszedł i Sonic Manię po prostu musicie mieć.