Karl Fairburne po uratowaniu Afryki, przebył 10 tys. kilometrów aby wyzwolić Włochy z faszystowskiego uścisku. Rebellion tworzy serię Sniper Elite od 2005 roku. Pierwsza część o podtytule Berlin 1945 niespecjalnie mogła pochwalić się sukcesem sprzedażowym, mimo to, Sniper przekonał do siebie pewną grupę odbiorców. Dzięki temu gra doczekała się spin offu o nazwie Zombie Army oraz 4 pełnoprawnej odsłony. Najnowsza część ukazał się na PC, Xbox One i Playstation 4 – ciekawostką jest, że wersja pudełkowa zaszczyciła jedynie konsole.
Chłopiec na posyłki
Sniper Elite 4, posługując się po raz kolejny rękoma Karla Fairburnea, pozwoli nam odbić Półwysep Apeniński z rąk nazistów. Jako Strzelec wyborowy, swoimi umiejętnościami wspomożemy włoski ruch oporu niwecząc najeźdźcom plany skonstruowania „cudownej broni”. Historia Karla nigdy nie była skomplikowana. Jako żołnierz dostawał rozkazy, które należało wykonać. Nie inaczej jest tym razem. Tło fabularne wypełniają szkicowane przerywniki między misjami opisujące kolejne zadanie główne oraz rozmowy z towarzyszami broni dzięki którym zapychamy mapę aktywnościami pobocznymi. Mimo iż fabuła jest nieskomplikowana (chociaż ostatnia misja ma jedną, mocną scenę), dialogi miałkie a postacie nijakie, to cała otoczka nieźle wpasowuje się w klimat. Zbieranie danych wywiadowczych i informacji o celach przejrzyście określa nasze zadania i racjonalizuje akcję. Zakończenie sugeruje iż po opuszczeniu Włoch Karl Fairburne będzie szukał kolejnej roboty. Wojna się przecież nie skończyła.
Rentgen zawsze w miodzie
Czwarta część snajpera z dopiskiem Italia, to bardziej dopracowany i nieco rozwinięty koncept trzeciej części. Operujemy na większych, otwartych mapach pokrytych kilkoma zadaniami, w tym aktywnościami pobocznymi. Rozpiętość terenów pozwala na swobodne planowanie i oferuje wiele dróg do eliminacji celu. Jeśli mamy ochotę pobawić się w strzelca wyborowego z krwi i kości, możemy znaleźć odpowiednio wysoko położony punkt, z którego zaczniemy kolejno eliminować wrogów unikając wykrycia. Gracze preferujący bardziej ofensywne podejście nie muszą się martwić o mniejszą ilość punktów za usłanie ścieżek trupami. Produkcja, mimo iż nastawiona na pracę snajpera, nie wymusza na graczu konkretnego stylu gry – co bardzo dosadnie robił chociażby ostatni Hitman. Doświadczenie dostajemy więc za każdą eksplozję, daleki strzał czy bliskie starcia. Nasze dokonania korygują takie elementy jak zaalarmowanie wrogów, wezwanie posiłków czy kompletną niewiedzę o naszej obecności. Cała ta otwartość sprawdza się naprawdę nieźle, nie czujemy żadnego nacisku ze strony gry. Prowadzimy rozgrywkę w sposób dający nam najwięcej frajdy, obierając interesujące nas na ten moment cele. Chcesz najpierw zneutralizować czołg grasujący po mapie? Najlepszym miejscem do tego okazuje się być obszar opanowany przez nieprzyjaciela gdzie przy okazji musisz znaleźć interesujące cię notatki? Cóż, przeładuj broń i wdrażaj swój plan w życie. Zależnie od tego jak bardzo spodoba nam się eksplorowanie map, możemy postarać się uzupełnić kolekcję znajdziek. Głównie szukamy listów cywili bądź żołnierzy, rozkazów ujawniających plany wroga lub kamiennych orłów do zestrzelenia. Nieszczególnie się na tym skupiając, każdą z map udało mi się skończyć na minimum 80% zbiorów. Na sporą część z nich natykamy się podczas misji głównych i pobocznych. Trzeba jedynie nieco dokładniej przeczesać odwiedzane okolice.
Doświadczenie zebrane podczas zadań umożliwia nam na odblokowanie pasywnych umiejętności. Co pewną ilość poziomów gra umożliwi wybór jednej z dwóch dostępnych co pozwala na przykład na zwiększenie zdrowia, redukcję obrażeń od wybuchów bądź skraca czas odnawiania skupienia. Kończąc każdą z map napełniamy również sakiewkę Karla. Monety wydajemy na sprzęt umilający zabawę – silniejsze snajperki, szybkostrzelne karabiny czy nowocześniejsze pistolety. Zaopatrzyć można się też w większą ilość granatów, apteczek bądź pułapek. Sama broń także doczekała się możliwości upgradeu, to jednak rozwiązano w nieco inny sposób. Każda modyfikacja broni wymaga od gracza trochę wysiłku. Przykładowo, aby zredukować odrzut, musimy wykonać odpowiednią ilość podwójnych zabójstw.
Flagowym elementem serii są rentgenowskie prześwietlenia wrogów podczas penetracji pocisku. Dzięki temu widzimy dokładnie jakie szkody udało nam się wyrządzić w ciele przeciwnika. Czwarta część oferuje podobny zakres strzałów co poprzedniczka. Widzimy więc uszkodzone czaszki, szczęki, wątroby, nerki i. . . genitalia. X-Rey poszerzono natomiast o zestaw ciosów kończących z bliska, żeby żadna część czaszki nie przemknęła niezauważona kiedy Fairburne wbija w nią nóż bądź roztrzaskuje kolanem. System X-Rey wciąż sprawdza się znakomicie, umilając swoją brutalnością jakieś 8 do 10 godzin gry, które mogą się wydłużyć w zależności od podejścia.
„.Karl, jakoś lepiej się ruszasz. . .”
Gra w odbiorze wydaje się być płynniejsza od poprzedniczki. Ciosy z bliska nie są już tak sztywne i drewniane. Karabiny i pistolety wreszcie nadają się do starć na krótki dystans. Ponadto Czerwony Lis zyskał możliwość wspinania się na konkretne elementy co poszerza jego zakres mobilności. Nie jest to poziom Ezio z Asasyna, ale powiedzmy że jest lepiej niż w drugim Wiedźminie.
„. . .ale coś kiepsko wyglądasz. . .”
Mimo iż krajobrazy potrafią się spodobać a zagospodarowanie terenów jest przemyślane, graficznie tytuł wygląda jak upamiętnienie poprzedniej generacji. Może i włosy bohatera już nie wyglądają jak plastikowy hełm mający je jedynie przypominać, ale większość elementów otoczenia wypada po prostu kiepsko. Nie na tyle żeby straszyć gracza, ale wystarczająco by stwierdzić iż gry dzisiaj potrafią wyglądać lepiej.
„. . .no i co ty masz z głosem?. . .”
Udźwiękowienie, pod względem efektów, wypada nieźle. Choć momentami, kiedy mapa była już wyzwolona z reżimu, ja wciąż słyszałem niosące się z oddali odgłosy walki. Voice acting za to jest kwestią mocno umowną. Dwie postacie, w tym Karl, operują strunami głosowymi jako tako, reszta wypada przeróżnie – choć żadna nie wybija się ponad przeciętną.
Kulą przez internet
Sniper Elite 4 posiada opcję przejścia całej linii fabularnej kooperacyjnie przez sieć. Doszukamy się też towarzyskiego odpierania fal bądź starć w trybie multiplayer. Te oferują standardowe deathmatch, team deathmatch, pojedynki z brakiem możliwości przejścia „linii frontu”, bądź takie w których liczy się łączna długość wszystkich oddanych (celnych) strzałów. Jest też coś na wzór przejmowania terenów, z tym że przejmuje się losowo spadające na mapę stacje radiowe. Cieszy fakt że ekwipunek kupiony w kampanii jest dostępny w multiplayerze. Zmagania sieciowe są dość wyjątkowe – pod takim względem, że ciężko doszukać się gry gdzie jedyna dostępna klasa w meczach sieciowych to snajper. Ma to jednak swój urok, kiedy każdy z graczy ani myśli złapać za karabin i rzucić się na sam środek mapy w poszukiwaniu przeciwników. Nagradzana jest cierpliwość, strategia i spostrzegawczość. Swoją drogą, spora część trofeów musi tyczyć się właśnie rozgrywek sieciowych. Ukończyłem grę calakując każdą mapę w minimum 80% zawartości, a łączna ilość zdobytych przeze mnie trofeów to zaledwie 12%.
„. . .Karl, jesteś spoko. Mówiłem Ci to kiedyś?. . .”
Sniper Elite 4 to tytuł dość przeciętny. Ratuje go fakt zarówno dobrze przemyślanego projektu jak i trzymania się mało popularnej w grach niszy – w końcu jesteśmy snajperem podczas 2 wojny światowej. Mimo swojej przeciętności, można się przy tej grze nieźle bawić. Tereny aż proszą się o eksploracje, otwartość podsyca chęć planowania, a X-Rey zawsze jest w miodzie. Mimo wizualnych i dźwiękowych mankamentów oraz niedociągnięć okazuje się, że gra jest po prostu spójna. Tytuł idealny między dłuższymi i bardziej wymagającymi produkcjami. Do minusów można dodać obecność elementów ekwipunku i map dostępnych jedynie dla posiadaczy DLC, dostępnego już w dniu premiery. Oznacza to mniej więcej tyle, że deweloperzy mieli już całość gry, ale pewną jej część zdecydowano się opchnąć osobno. . . hajs musi się zgadzać.