Trzeba przyznać, że w ostatnim czasie prawdziwych horrorów mamy jak na lekarstwo. Nowa generacja konsol ma już przeszło rok, a mimo to najlepszą produkcją grozy, która się na nią do tej pory ukazała, jest Outlast, czyli gra, która debiutowała na konsolach w lutym zeszłego roku. Od niedawna produkcja Red Barrels ma jednak mocną konkurencje, ponieważ Slender: The Arrival właśnie zadebiutowało na konsolach ósmej generacji.
Nie jest to produkcja nowa, gdyż jej darmowy pierwowzór zatytułowany Slender: The Eight Pages debiutowała na początku 2012 roku. O rok młodsza komercyjna PC-towa wersja spotkała się z ciepłym przyjęciem przez graczy, dlatego nie ma co się dziwić, że twórcy ze studia Parsec Productions postanowili przenieś zwój survival-horror również na konsole. We wrześniu 2014 r. gra zadebiutowała na konsolach siódmej generacji, a pod koniec marca bieżącego roku na PlayStation 4 i Xbox One.
Akcja Slender: The Arrival rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych. Bohater, oczami którego patrzymy na świat z perspektywy pierwszej osoby, budzi się późnym popołudniem w środku lasu, tuż przy opuszczonym aucie. Wieczór coraz bliżej, więc szukamy schronienia, które pozornie odnajdujemy w opuszczonym domu. Fakt, że drzwi są do niego otwarte, daje dużo do myślenia. We wnętrzu domu odnajdujemy wskazówki, które motywują nas do podjęcia działań, mających na celu rozwikłanie zagadki jego zaginionych mieszkańców.
Łatwo jednak nie jest, gdyż najczęściej działamy w mroku, wyposażeni jedynie w latarkę, a każdy nasz ruch obserwuje przerażające monstrum, które im bliżej nas się znajduję, tym trudniej zachować nam spokój. Jak postępować ze straszydłem: unikać kontaktu wzrokowego i brać nogi za pas. Innego rozwiązania nie ma, gdyż nie posiadamy żadnego mechanizmu obronnego.
Na fabułę w sumie składa się 9 rozdziałów, ale przy przechodzeniu gry, może się zdarzyć, że któryś ominiemy. Najbardziej czasochłonne i chyba również najstraszniejsze są trzy pierwsze epizody, później fabuła przyspiesza i nim się obejrzymy, na ekranie pojawiają się napisy końcowe. Na przejście gry będziemy maksymalnie potrzebować 4 godzinki i choć nie jest to wiele, to pamiętać należy, że gra kosztuje zaledwie 40 zł.
To co jest największym atutem Slender: The Arrival, to fakt, że jest to pełnokrwisty klasyczny horror. Choć fabuła jest dość szczątkowa, to uczucie stałego zagrożenia wywołane pozornym spokojem otoczenia zmieszanym z niepokojącymi dźwiękami, nie pozwala nam oderwać się od ekranu. I gdy już zdaje się nam, że największe zagrożenie jest za nami, następuje niespodziewany atak, po którym serce mamy w przełyku. I oto własnie chodzi w tego typu produkcjach, czyli ciężki klimat, uczucie zagrożenia i niepokoju, które pomimo wprowadzenia gracza w dyskomfort psychiczny, wciąż pchają nas do przodu. Slender: The Arrival ma to wszystko.
Pamiętać jednak należy, że jest to gra niskobudżetowa. Grafika, pozostawia więc wiele do życzenia, a wersja na PS4 nie została wzbogacona niczym poza rozdzielczością 1080p. Jeśli ktoś przechodził już Slender: The Arrival na konsoli PS3, to wersja na PS4 raczej niczym nowym go nie zaskoczy, a to oznacza, że może ją sobie spokojnie darować.
Gra raczej nie zachwyci nas możliwościami bohatera rozpatrywanymi w aspekcie interakcji z otoczeniem. Jesteśmy zdolni do podniesienia i zbadania tylko tego co jest nam niezbędne. Wachlarz ruchów też ogranicza się do minimum. Możemy jedyni chodzić i biegać, a chociażby o podskokach, nie ma już mowy, a szkoda bo uczyniłyby one rozgrywkę znacznie bardziej dynamiczną.
Jednak pomimo kilku niedoskonałości Slender: The Arrival zasługuje na przyzwoitą ocenę końcową. Jest to produkcja, której za małe pieniądze udaje się dać graczowi, to czego nie potrafią zapewnić mu w ostatnich latach wysokobudżetowe horrory. Zresztą twórcy z Parsec Productions, doskonale zdają sobie z tego sprawę, w przeciwnym razie nie wypuszczaliby swojej gry po raz trzeci. Slender: The Arrival, to wciąż niezwykle klimatyczna produkcja, która zapewni nam wieczór pełen grozy.
Grę do recenzji dostarczył wydawca.