Ile razy już zdarzało mi się grywać w gry, które miały potencjał, ale niestety w ten czy inny sposób zostawał on zmarnowany. W przypadku tej gry – mamy do czynienia z pewną rehabilitacją, ale i tak niesmak jeszcze pozostanie. Mowa o Skyshine’s BEDLAM studia… Skyshine. Grze, która jest „tylko” dobra.
Skyshine’s BEDLAM powstał m.in. dzięki kampanii crowdfundingowej na Kickstarterze. Gra jest połączeniem RPGa ze strategią turową. Studio Skyshine postanowiło ubarwić tytuł dodając do niego elementy rougelike, które jak wiadomo mają sprawić, że gracz ciągle będzie doznawał zupełnie nowych wrażeń. Ale po kolei.
Przenosimy się do bardzo dalekiej przyszłości – w której to Ziemia to już nie ta Ziemia co kiedyś – ale zniszczona i zdziesiątkowana po różnych katastrofach. Gracz staje się mechanikiem, który ma kierować dozerem – czyli ogromnym pojazdem z własnymi broniami i możliwością ulepszania – przez pustkowia tytułowego Bedlam. Celem jest Aztec City, które jawi się jako wielkie wybawienie dla mechanika i żołnierzy. Bedlam rzecz jasna nie jest bezpiecznym miejscem – wśród tych pustkowi czeka nas walka chociażby z mutantami czy cyborgami, ale również z zapasami. Zapasami żywności, paliwa i ogniwami. Znaczenia pierwszych dwóch nie muszę chyba tłumaczyć, a ogniwa przydają się zarówno do ulepszania dozera (np. by zmniejszyć zużycie paliwa), jak i na samym polu bitwy. Zamysł ten bardzo mi się podobał, zwłaszcza że został przemyślany. W drodze przez pustkowia napotkamy różne zapasy surowców czy handlarzy. Na samym polu bitwy możemy również zebrać beczki z paliwem itd. Jednak nie to w Skyshine’s BEDLAM było dla mniej najważniejsze.
Walka…to coś na co najbardziej liczyłem i srogo się zawiodłem. Żeby była jasność – testowałem grę zarówno w wersji 1.0, jak i 1.5, czy 1.6 – dlatego warto nakreślić, że pierwsza wersja była wręcz fatalna, ale parę usprawnień już zdążono dodać. Niemniej jednak – mechanika walki została taka sama. Gracz wybiera swoich protagonistów i w każdej turze ma 2 ruchy, ale nie na każdą z postaci, tylko w ogóle. Przeciwnik również, z tym, że on po paru turach dostaje „blitz” – prezent, w którym wykonuje 3 ruchy. Łatwo jest sobie wyobrazić, że gra zmienia się w szachy. O ile nie mam nic do szachów, tak w Skyshine’s BEDLAM gra po prostu wygląda niezbyt ciekawie. Świadomość, że praktycznie w każdym pojedynku któryś z twoich protagonistów zginie – nie jest zbyt motywująca do dalszej gry. Klas żołnierzy jest cztery – snajper, rewolwerowiec, strzelec i frontliner. Każdy z nich ma swoje wady i zalety – snajper zadaje najwięcej obrażeń, ale też ma najmniej zdrowia itd. Nasi wojacy mogą stawać się potężniejsi – już 3 zabicia dają im rangę weterana, co procentuje większą ilością zdrowia i zadawaniem większej ilości obrażeń. Niestety, są tylko małymi pionkami dla tzw. elitarnych przeciwników. Dobrze, że pokonanie ich oznacza zwerbowanie ich do drużyny, a to w walce z głównym złym – staje się bardzo potrzebnym atutem. Szkoda, że twórcy nie dali możliwości zwerbowania nowych wojaków – zwłaszcza mając na uwadze to, że często służą za mięso armatnie.
To co z pewnością wyróżnia Skyshine’s BEDLAM to niezwykle klimatyczna oprawa graficzna i dźwiękowa. Jeśli tylko pod tym względem mielibyśmy rozpatrywać gry – to BEDLAM absolutnie znalazło by się w czołówce tego roku. Tytuł korzysta z silnika, na którym powstało bardzo dobre The Banner Saga. Dźwięki również trafiły w mój gust i nawet po kolejnych bezsensownych wyprawach w głąb Bedlam – nie frustrowały mnie, ani ich nie wyłączałem.
Niestety z Skyshine’s BEDLAM jest pewien problem. Walka absolutnie w stylu szachów, gdzie trzeba było często poświęcić byle pionka, to nie moja bajka. Widać jednak potencjał i chęć twórców do szybkiego reagowania i łatania błędów. Wersja 1.6 była już całkiem niezłą próbą turowego RPGa z elementami rougelike. Wersja 2.0 też już jest gotowa i wierzę, że po pierwszych średnich dla tej gry tygodniach, gracze zaufają raz jeszcze studiu Skyshine i wyruszą do Aztec City. Dla fanów tego typu gier, jasno mówię: warto.