Strategie czasu rzeczywistego i konsole pasują do siebie jak pięść do nosa. Jest to niezwykle powszechne przekonanie, które podziela bardzo wiele osób. Mimo to twórcy od zawsze próbują przenieść popularne produkcje RTS na systemy podpinane pod telewizor. Efekty są różne, ale chyba nie było jeszcze produkcji z tego gatunku, w którą grałoby się lepiej na konsoli niż na komputerze. Czy nadejdzie dzień gdy to się zmieni? Czy Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin jest właśnie tym tytułem, który sprawi, że ludzie zaczną mówić o RTS jako konsolowym gatunku? Odpowiedź na oba pytania jest raczej oczywista, ale… zapraszam na recenzje. Startujemy
Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin to strategia czasu rzeczywistego osadzona w uniwersum Warhammer Age of Sigmar, czyli następcy kultowego Warhammera. Produkcja bazuje na grze bitewnej z użyciem różnorakich figurek, a za jej produkcją stoi studio Frontier Developments. Tytuł trafił na komputery osobiste, PlayStation 5 i Xbox Series, na którym miałem okazję grać.
Pokonać chaos
Realms of Ruin osadzone jest w fantastycznym świecie pełnym przeróżnych stworów i potworów. Siły chaosu walczą z armiami Sigmara, który chce przywrócić porządek po kataklizmach. My mamy okazję obserwować misję grupki wojowników mających zadbać o budowę osad na terenie pewnych mokradeł. Miejsce to jest pełne wrogów, ale skrywa też wiele sekretów z dawnych czasów.
Kampania w trybie dla pojedynczego gracza prezentuje przebieg misji bohaterów, a także ukazuje inne wydarzenia jakie działy się na terenie, o który toczy się obecnie walka. Całość zaprezentowana jest w całkiem porządnie zrobionych scenkach przerywnikowych, których też jest całkiem sporo. Nakreślają one historię całkiem dobrze i znajomość lore Age of Sigmar nie jest niezbędna do zrozumienia tego, co dzieje się w kampanii.
Musi złapać wszystkie punkty
Rozgrywka w Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin czerpie inspiracje z pozycji osadzonych w innym wariancie Warhammera. Chodzi o cykl Dawn of War, a zwłaszcza jego drugą część. Tam w przeciwieństwie do wielu innych gier RTS na pierwszym miejscu były taktyczne potyczki, a rozbudowę bazy ograniczono do minimum. Podobnie było z gromadzeniem surowców. Realms of Ruin naśladuje ten model unikalnego podejścia do strategii.
Gameplay koncentruje się na walce, zdobywaniu i utrzymywaniu specjalnych punktów, które dają nam surowce do produkcji jednostek lub inne bonusy, dzięki którym uzyskujemy przewagę nad wrogiem. System ten nie jest zły i przy bardziej pomysłowych misjach daje naprawdę fajny efekt. Mamy na przykład misję, gdzie musimy zdobyć szybko punkty na trasie pewnego konwoju. Naszym celem jest wybudowanie dział, które pozwolą na stworzenie zasadzki i spowolnią przeciwnika.
Niestety nawet w kampanii pojawia się sporo misji polegających w głównej mierze na utrzymaniu punktów kontrolnych przez określony czas. Poziomy te są najsłabsze, bo to takie naśladowanie rozgrywki z multiplayera z przeciwnikiem, który nie gra według tych samych reguł co my. Jak dla mnie w grze dla pojedynczego gracza jest za dużo misji tego typu i psują one wrażenie z całej kampanii.
Strategia na padzie
Od zawsze największym problemem gier typu RTS na konsolach jest sterowanie. Wynika to z tego, że w 99% przypadków mamy próbę przeniesienia sterowania z komputerowej wersji, gdzie korzysta się z myszki i klawiatury. Czasem wychodzi to lepiej a czasem gorzej, ale nigdy nie jest idealnie. Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin wpisuje się do listy gier, gdzie próbowano zrobić coś, by sterowanie kontrolerem było wygodniejsze. W grze zaimplementowano system nazwany DirectStep. Polega on na tym, że kamera jest bliżej jednostek i wyznaczamy serię punktów, do których mają wędrować nasze oodziały. W połączeniu z szybkim przełączaniem się pomiędzy ludkami i grupowaniem wojowników ma to ułatwić zarządzanie armią. DirectStep wypada całkiem znośnie, ale niestety nie ma to nawet startu do myszki, której i tak mi po prostu mi brakowało trakcie gry.
Gra pod online
Kampania w Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin to taki drobny dodatek do głównej części zabawy, którą ma być rozgrywka online. W nasze ręce oddano cztery armie reprezentujące różne frakcje ze świata gry. Pojawiają się Stormcast Eternals, czyli bohaterowie kampanii walczący z siłami chaosu. Orruk Kruleboyz orkowie i ich kompani zjednoczeni przez sprytnego wodza. Nighthaunt, czyli duchy widma i wszelkiej maści stworki tego typu. Ostatnią armią jest Disciples of Tzeentch, czyli władający magią wojownicy oddani bóstwu chaosu i anarchii.
Po wyborze naszej frakcji i jej kolorków lądujemy na mapie, gdzie mamy masę punktów kontrolnych do przejęcia. Część z nich służy do zdobywania surowców, które wykorzystujemy do zakupu jednostek i ulepszeń. Najważniejsze są jednak trzy specjalne punkty. Po zdobyciu i przetrzymywaniu ich zbijamy pulę punktów wroga. Wygrywamy gdy zbijemy je do zera. W skrócie jest to wersja popularnego trybu Control Point, który pojawia się w bardzo wielu grach skupionych na rozgrywce wieloosobowej.
Mamy więc do czynienia z tym samym rodzajem rozgrywki, który przewija się w sporej części kampanii. Z tym że zabawa z żywym przeciwnikiem jest znacznie ciekawsza i pozwala w pełni wykorzystać potencjał tytułu. Wybór odpowiednich jednostek ma większe znaczenie, bo gra korzysta z systemu w stylu kamień, papier, nożyce, gdzie dany typ jednostek ma przewagę nad innym, ale przegrywa w starciu z tym trzecim. Umiejętne korzystanie z bohaterów i ich zdolności też nabiera na znaczeniu. Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin rozwija swoje skrzydła właśnie w multiplayerze.
Niestety problemem jest to, że w ten tytuł nie gra zbyt wiele osób. Trudno znaleźć przeciwnika bez umawiania się poza grą, co nie jest dobrą wróżbą na przyszłość. Zwłaszcza, zże multiplayer to jeden tryb, garstka map i opcja gry jeden na jeden lub dwóch na dwóch. Skromna ilość opcji rozgrywki może sprawić, że i garstka graczy katujących w Realms of Ruin szybko się wykruszy.
Więcej gry w pojedynkę
Dla tych, którzy nie chcą grać z innymi ludźmi, ale chcieliby spróbować namiastki gry online przygotowano tryb Conquest. Polega on na podboju mapy dowolną armią, gdzie każdy z poziomów to jakieś starcie z wrogiem wzbogacone o drobne modyfikacje. Jest to bardzo fajny pomysł, który od razu przywiódł mi na myśl dodatek Dark Crusade do Warhammer 40,000: Dawn of War. Wybór terenów, które chcemy podbić i misje z różnym stopniem trudności i potencjalnymi utrudnieniami, by powoli dotrzeć do celu i zapanować nad całą mapą. Dodatkowo wszystko jest generowane, więc ten tryb ma praktycznie nieskończoną żywotność.
Niestety w praktyce mamy do czynienia z serią bardzo podobnych do siebie pojedynków, które nudzą się zbyt szybko. Plansze mają zerową różnorodność i zabawa w kontrolowanie trzech punktów na mapie przez określony czas, szybko robi się monotonna. Zwłaszcza, że dokładnie to samo robimy przez połowę kampanii i w trybie multiplayer.
Twórz i maluj
Warhammer to przede wszystkim figurkowa gra bitewna i sporą częścią zabawy jest malowanie naszych ludków. Dlatego też w Age of Sigmar: Realms of Ruin nie mogło zabraknąć opcji doboru koloru naszych armii. Mamy wybór z gotowych wzorów lub możemy pokusić się o własne kombinacje, wykorzystując dostępne barwy.
Dodatkowo zaimplementowano opcje tworzenia i udostępniania map. System kreowania plansz jest bardzo prosty i polega na układaniu klocków odpowiadających za ważne punkty na mapie i zabawie z ustawieniami wyglądu naszego otoczenia.
Nie dla mnie
Twórcy starali się z Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin zrobić coś na kształt Warhammer 40K Dawn of War w wersji fantasy. Jednak zamiast jednej z najlepszych gier RTS w historii udało się im stworzyć znacznie słabszą wersję Dawn of War II. Wynika to z tego, że element rozbudowy bazy i zdobywania surowców schodzi na dalszy plan i liczą się potyczki jednostek, których nie mamy zbyt dużo na raz. Dodatkowo rozgrywka opiera się na zdobywaniu i pilnowaniu punktów kontrolnych. Na papierze nie brzmiałoby to nawet źle. Zwłaszcza że pierwsze dwie części cyklu Dawn of War należą do moich ulubionych gier strategicznych.
Niestety w praniu jest gorzej, rozgrywka szybko staje się monotonna i nudna. Dodatkowo kampania jest kompletnie bez polotu, przez co jedynie rozgrywka online może przyciągać do tej produkcji. Niestety ona również szybko się nudzi poprzez swoją schematyczność, średnie sterowanie i ubogą zawartość. Może na komputerze Realms of Ruin wypada znacznie lepiej? Może tak być, ale po tym co zobaczyłem na konsoli, nie mam ochoty nawet tego sprawdzać. Nie chcę być przesadnie krytyczny, ale liczyłem po prostu na więcej i lepiej.
Mały sukces
Realms of Ruin nie jest złą produkcją. Tytuł jest znacznie lepszy, od jakich 90% tytułów powstających na licencji Warhammer. Mamy bowiem do czynienia z poprawną grą strategiczną bazującą na sprawdzonym pomyśle. Jest tutaj całkiem sporo dobrego, ale w zestawieniu z Dawn of War wypada blado.
I jak dla mnie największą zaletą Realms of Ruin jest to, że naszła mnie ochota, by ponownie zagrać w w produkcję z 2004 roku. Uznaje to za sukces, bo sporo czasu minęło od kiedy ostatni raz katowałem w ten cudowny tytuł. Samo Warhammer Age of Sigmar: Realms of Ruin nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, ale przyznaję, że tytuł ma potencjał i może przerodzić się w następcę tytułów takich jak Company of Heroes czy wspomniane już Dawn of War. Jednak na ten moment to produkcja raczej dla zapaleńców multiplayer, którzy mają cierpliwość do sterowania padem lub grają na PC.