Nieustająca popularność Mario Kart oraz niezwykle ciepłe przyjęcie remake’u Crash Team Racing udowadnia, że wyścigi gokartów to gatunek wciąż przez graczy pożądany. Nic zatem dziwnego, że i mniejsze firmy starają się uszczknąć sobie co nieco z tego tortu, wypuszczając na rynek produkcje tego typu o niższym budżecie, ale także niższej cenie. Ivanovich Games postanowiło jednak nie ograniczać się wyłącznie do redukcji kosztów, ale dorzucić do gry coś, co będzie ją wyróżniać na tle konkurencji. Touring Karts można bowiem w całości przejść w VR.
Będąc zupełnie szczerym to bez implementacji obsługi gogli wirtualnej rzeczywistości do gry, Touring Karts nie wyróżniałoby się absolutnie niczym. To bardzo standardowy kart racer kopiujący niemalże co do joty Crasha czy też Mario Karts, ale niestety nie potrafiący odtworzyć unikalnej atmosfery tamtych gier. Zdaję sobie też sprawę z tego, że na dobrą sprawę podobne słowa można powiedzieć o każdej gokartówce i nawet CTR-owi zarzucić kopiowanie Nintendo. Niemniej w moim odczuciu jedną z najważniejszych cech każdego kart racera jest jego atmosfera i plejada bliskich sercom graczy bohaterów. Mario Kart nadal byłoby świetne bez Mario i Luigiego, Crash bez Crasha, ale nie byłyby to wtedy tytuły tak unikatowe. Touring Karts nie dysponuje jednak plejadą gwiazd, która zachęciłaby graczy do spróbowania, a więc musi przekonać ich do tego rozgrywką. Robi to niestety nieudolnie i szczerze wątpię, że ktokolwiek widząc tę grę w ruchu postanowi z miejsca wydać na nią pieniądze.
Odstręczająca już na starcie jest oprawa graficzna przypominająca koszmar narkomana po kwasie. Zdecydowanie się na zastosowanie dziwacznego stylu graficznego potrafi sprawić, że dany tytuł zapadnie na dłużej w pamięci graczy zalewanych zewsząd podobnie wyglądającymi produkcjami. Jednak to, co serwuje nam Touring Karts nie jest ani przyjemne dla oczu, ani artystycznie ciekawe. Jaskrawe barwy i tła tras pełne matrioszek z małpimi twarzami, strzelających do nas myśliwców czy dziwnych małpokształtnych bóstw zupełnie ze sobą nie współgrają na każdym kroku wprawiając gracza w konsternację. Jeżeli tego byłoby mało, niektóre z dostępnych wyścigów odbywają się w dziwnych warunkach pogodowych i cała mapa potrafi być spowita różową bądź zieloną mgłą, co wygląda po prostu strasznie.
Może nie drażniłoby to tak mocno, gdyby sama rozgrywka stała na wysokim poziomie, ale również pod tym względem Touring Karts nie wypada najkorzystniej. Sporo elementów rozgrywki zaczerpnięto ze wspomnianych Mario Kart oraz Crash Team Racing. Zatem dodając gazu tuż przed rozpoczęciem wyścigu lub wchodząc w zakręt na ręcznym dostaniemy małego boosta do przyśpieszenia. Trasy usiane też są skrzynkami z przedmiotami, które pomogą nam w trakcie wyścigu. Znaleźć można w nich choćby kurczaka rozpłaszczającego oponentów czy też kubek z napojem dwukrotnie zwiększającym rozmiary naszego pojazdu. Dodatkowo, co jest unikatowe dla tej gry, przedmioty możemy ze sobą łączyć – kombinacja wspomnianego kurczaka i napoju poskutkuje wypuszczeniem na tor istnej kurczakzilli. Odkrywanie tych połączeń sprawia zaskakująco sporo radości, a i przepychanki gokartami potrafią dać nieco frajdy.
Zaprzeczam sobie, prawda? No, nie do końca, bo o ile w Touring Karts można się dobrze bawić i wcale nie uważam, że straciłem przy tej grze czas, o tyle już w trakcie pierwszego wyścigu czuć, że modelowi jazdy daleko jest do konkurencji. Mówiąc wprost, jest po prostu kiepski. Zupełnie nie czuć prędkości ani ciężaru prowadzonego pojazdu, a jakiekolwiek zahaczenie o bandę skutkuje zazwyczaj obróceniem się tyłem do kierunku jazdy. Momentami gokarty przypominają w tej grze kauczukowe piłeczki.
Dodatkowo przez całą grę musiałem walczyć ze sterowaniem, ponieważ Touring Karts wydaje się być pozbawione martwej strefy na analogach, co skutkowało samoczynnym skręcaniem autka nawet po puszczeniu gałki. Możliwe, że jest to spowodowane skupieniem się na rozgrywce w goglach VR, bo większość z opcji sterowania do wyboru przy uruchomieniu gry bierze je pod uwagę. Najciekawszym połączeniem wydają się być gogle oraz kierownica, ale jako, że tej drugiej nie posiadam, musiał wystarczyć mi PS Move. Zaufajcie mi tutaj i nie wybierajcie tej opcji, bo nie dość, że walczyć trzeba z chaosem rozgrywki (który w wirtualnej rzeczywistości zwiększa się kilkukrotnie) to kontrolery Move są nieco zbyt czułe i łatwo jest niechcący skręcić nie w tym momencie, w którym byśmy chcieli. To jednak naprawdę ciekawe doświadczenie i Touring Karts w VR nabiera rumieńców, choć nie zalecałbym go raczej graczom o słabszym żołądku. Gra prawie złamała mnie, a nigdy jak dotąd nie miałem większych problemów z błędnikiem w trakcie zabawy.
Warto też wspomnieć, że Touring Karts poza pojedynczymi wyścigami oferuje także tryb mistrzostw dla jednego oraz wielu graczy, w trakcie których weźmiemy udział w wyścigach na trasach wybudowanych w krajach z całego świata (choć poza nazwą raczej nic nie łączy ich z realnymi odpowiednikami). Zarobione w ten sposób pieniądze można wydać na nowe samochody oraz ulepszenia do nich, ale niestety mija się to z celem, bo by awansować do kolejnych etapów mistrzostw musimy kolejne trasy odblokować. Za 1200 dolarów każda. Jako, że za pierwsze miejsce otrzymujemy zaledwie trzy stówki, bywa iż te same trasy musimy powtarzać wielokrotnie. Na całe szczęście za odkryte kombinacje przedmiotów także dostajemy pieniężne bonusy, więc zbieranie potrzebnej kwoty posuwa się ociupinkę szybciej, choć nadal nie należy to do najprzyjemniejszych.
Żeby jednak nie było, od czasu do czasu dostęp do nowej lokacji możemy wylosować w specjalnej loterii dostępnej z poziomu menu gry oraz po każdym wyścigu. By jednak wziąć w niej udział musimy posiadać nie tylko specjalne, zdobywane za wykonywanie specjalnych zadań w trakcie wyścigów żetony, ale również odpowiednią ilość doświadczenia, którego przyznawana nam ilość zależy od poziomu trudności oraz zdobytego miejsca. Jest to więc jak najbardziej miły dodatek, chociaż zdecydowanie zbyt często musiałem pogodzić się z faktem, że wylosowałem bezużyteczne podniesienie poziomu kierowcy lub jakąś naklejkę na samochód.
Czy warto zagrać w Touring Karts?
Touring Karts to taki hamburger za 5 zł. Niby posiada on wszystko to samo, co bardziej „prestiżowe” odpowiedniki, ale zdecydowanie nie można nazwać go produktem dobrym, lecz co najwyżej zjadliwym. Takie właśnie jest Touring Karts – zjadliwe. Niestety nawet możliwość zabawy w wirtualnej rzeczywistości nie zmienia faktu, że jest to gra wyścigowa o kiepskim modelu jazdy i dyskusyjnej oprawie graficznej, a także, o czym nie wspomniałem wcześniej, kapryśnej stabilności. W ciągu godzinnej sesji gra zacięła się aż siedem razy, wymuszając zrestartowanie gry i szczerze powiedziawszy, gdybym nie dostał jej do recenzji, na tym momencie skończyłaby się moja przygoda z Touring Karts.