Glutki, szlamowe stworki lub też po prostu silime to jeden z najpopularniejszych potworów przewijających się w grach wideo. Trudno znaleźć jakiś tytuł RPG bez tego rodzaju przeciwników. Pojawiają się one także w całej masie innych produkcji. Nie ma jednak zbyt wielu gier, gdzie stworzenia tego typu odgrywają główną rolę. Jedną z nielicznych produkcji z glutkami w roli głównej jest That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles. Czy slime w roli głównej może zaowocować fajną grą?
That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles to gra na bazie popularnego w Japonii cyklu light novel, który obrodził także w popularną mangę i bardzo lubiane anime o perypetiach sympatycznego glutka żyjącego w świecie fantasy. Tytuł został wydany przez speców od gier na bazie anime, czyli Bandai Namco i trafił na praktycznie wszystkie obecne systemy od komputerów poprzez konsole Nintendo i Sony aż do maszyn z Xbox w nazwie. My graliśmy na PlayStation 5.
Isekai
Tytuł reprezentuje podgatunek historii znany jako iseakai, co jest ciekawe dla fanów gier. Większość współczesnych historii typu isekai opiera się na schemacie, gdzie ktoś z naszego świata trafia to miejsca wzorowanego na grach wideo i posiada super umiejętności pozwalające na pokonanie praktycznie wszystkich przeszkód, połączone z wiedzą wynikającą ze znajomości gier i fantasy. Mamy więc historie o fantazji wielu graczy, którzy chcieliby przenosić się do światów z ulubionych gier.
Głównym bohaterem gry jest niebieski glutek zdolny przybierać ludzką postać znany jako Rimuru Tempest. Można powiedzieć, ze Rimuru to trochę postać tragiczna. Wynika to z tego, że był on zwykłym Japończykiem, który zginął podczas ataku nożownika, ratując życie znajomych. Po śmierci mężczyzna otrzymał formę potężnego glutka i trafił do świata rodem z gier RPG, gdzie zaprzyjaźnił się z cudownym smokiem. That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles koncentruje się na perypetiach bohatera tworzącego gigantyczną osadę dla wszystkich wyrzutków społecznych fantastycznego świata.
Fabuła gry trzyma się tego, co pojawiło się w anime i mandze z akcją w głównej mierze po tym jak bohaterski glutek zdobył ludzką formę i wygląda jak niebieskowłose dziecko. Na początku zabawy otrzymujemy szybki skrót fabularny, po czym zostajemy rzuceni w wir akcji.
Sporo zabawnych scen i sytuacji z życia bohatera i jego ciągle rozrastającej się świty jest przeniesionych do tej wersji historii. Mamy więc całkiem udaną mieszankę akcji i humoru, która pewnie zostanie doceniona przez fanów That Time I Got Reincarnated as a Slime.
Dwie strony
Gra całkiem udanie przenosi główne obszary z materiału źródłowego. That Time I Got Reincarnated as a Slime to mieszanka humorystycznych sytuacji z życia bohaterów i rozrastającej się wioski, historia o rozbudowie wyjątkowego miasteczka i sporo akcji związanej z przeróżnymi walkami. W grze uświadczymy wszystko to z głównym naciskiem na akcję.
Znaczną częścią rozgrywki są bowiem wyprawy do różnych rejonów świata, by wykonywać questy i zbierać surowce. Na misje zabieramy do trzech aktywnych członków ekipy i dwie dodatkowe postacie, służące jako wsparcie.
Rozgrywka sprowadza się tutaj do poruszania się, otwierania skrzyń ze skarbami i walki niczym w klasycznych chodzonych bijatykach. Możemy się w dowolnej chwili przełączać pomiędzy trójką aktywnych postaci. Każdy posiada swój atak plus specjalne ataki i umiejętności zarządzane pulą energii. Dodatkowo po naładowaniu paska do specjalnych ataków możemy je wykorzystać także, by przywołać akcję kogoś z naszego wsparcia.
System walki jest stosunkowo prosty i trochę brak mu głębie, ale dosyć pokaźna liczba postaci i frajda płynąca z walki i jugglowania wrogów sprawia, że nie jest źle.
Każda z postaci ma swoje drzewko umiejętności rozbudowując ich skille i statystyki. Niestety wszystkie drzewka są praktycznie identyczne, przez co zanika różnorodność wojowników i cały system rozwoju nie jest zbyt interesujący.
Zarządzanie
Obok walki mamy jeszcze element rozbudowy naszej bazy. Surowce wykorzystujemy do stawiania budynków, które poprawiają statystyki naszej ekipy i mogą służyć do wzmacniania postaci czy zdobywania dodatkowych punktów rozwoju postaci. Niestety system zarządzania naszą wioską jest zrobiony trochę na odczep.
Pomysł ze stawianiem budowli, rozbudową wszystkiego i dbaniem o rozwój wioski jest bardzo fajny. Można by z tego zrobić jakąś małą strategię czy city builder. Niestety całość sprowadza się do prymitywnego menu i przypisywania działek pod daną budowlę. Najgorsze jest chyba to, że kolejne rodzaje budynków i funkcje zostają odblokowywane bardzo powoli i cały system zarządzania schodzi na dalszy plan.
W kółko to samo
Cały schemat zabawy sprowadza się do oglądania czasem trochę przydługich scenek i dialogów pomiędzy postaciami. Później dostajemy misję i wyruszamy na kilkuminutową bitkę niczym w chodzonej bijatyce. Po powrocie możemy ulepszać drzewko postaci i rozbudowywać naszą wioskę. Powtarzamy ten cykl przez wszystkie rozdziały gry przypominając sobie różne wydarzenia z anime. W krótkich partyjkach czy jako gra do podcastu sprawdza się to całkiem dobrze. Nie wyobrażam sobie jednak żeby That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles było typem gry na długie, wielogodzinne sesje.
Było blisko
That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles to tytuł z naprawdę sporym potencjałem. Bawiłem się przy nim nieźle i fajnie było wrócić do sytuacji ze znanego mi anime. Do tego całość fajnie oddaje pogodny i zabawny klimat serii. Niestety jest tutaj też trochę problemów. Poza wspomnianymi już niedopracowanymi i niedopieszczonymi elementami rozgrywki, które zostawiają sporo do życzenia, jest jeszcze kilka innych rzeczy, do których można się przyczepić. Po pierwsze questy i misje w znacznym stopniu są nudne i sprowadzają się do zbierania surowców. Kilka z pobocznych jest ciekawszych i pozwala przybliżyć interakcje pomiędzy postaciami, ale stosunek słabych misji do tych fajnych jest bardzo zaburzony. Bo drugie That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles jest zdecydowanie zbyt łatwe. Przeciwnicy nigdy nie stanowią wyzwania i praktycznie całą grę można przejść, spamując jeden atak specjalny. Przydałoby się trochę więcej wyzwań, tak by w pełni wykorzystać system walki.
Jest klimat
Strona audiowizualna wypada tutaj nieźle. Klimat z anime i mangi jest oddany i twórcy trochę się napracowali. Mamy nawet scenki przerywnikowe na silniku gry, które występują obok obrazków z anime. Jest to spory postęp względem gier, które jedną tylko na ilustracjach z animowanych seriali. Niestety lokacje, które zwiedzimy, nie są zbyt ciekawe, a różnorodność przeciwników jest raczej niewielka. To sprawia, że That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles sprawia wrażenie produkcji z bardzo skromnym budżetem. Muzyka i voice acting wypadają spoko i trudno się tutaj do czegoś specjalnie przyczepić. Nie jest to najwyższa półka, ale twórcy postarali się dać coś z siebie i nie poszli po najmniejszej linii oporu.
O mały włos
Już kilka razy miałem okazję wspominać o tym, że wiele gier na bazie anime jest robionych na jedno kopyto. To twory istniejące po to tylko by zarobić na fanach danej popularnej serii. Istnieje zaledwie garstka tytułów, które są na tyle ciekawe i mocne, że mogą zainteresować szersze grono graczy. That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles prawie ociera się o ten status. Jest tutaj sporo fajnych pomysłów, walki są przyjemne, chociaż mogą stać się dosyć monotonne i schematyczność rozgrywki może się dłużyć. Mamy tutaj jednak szkielet naprawdę solidnej pozycji. Przy odrobinie szlifu wyszłaby z tego naprawdę wyborna pozycja, która mogłaby powalczyć o serce wszystkich graczy. Niestety koniec końców to raczej produkcja dla fanów serii i miłośników anime. Nie jest źle, ale mogło być znacznie lepiej. Osobiście bawiłem się naprawdę dobrze i jak dla mnie That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles to czołówka gier na podstawie anime wydanych w ostatnich latach.