Recenzja Shenmue III

Shenmue III
Shenmue III

Nostalgia to olbrzymi problem. W szczególności dla graczy. Wykrzywione przez pryzmat czasu wspomnienia z gier sprzed lat sprawiają, że postrzegamy je jako znacznie lepsze, niż są w rzeczywistości. Konsekwencje tego są dwie. Pierwsza: syndrom „kiedyś to było” zdaje się uruchamiać samoczynnie, kiedy tylko w zasięgu chorego znajdzie się jakaś nowsza produkcja. Druga: można sobie boleśnie zdruzgotać piękne wspomnienia. Na całe szczęście niedawno spod ręki Yu Suzukiego wyszło fantastyczne remedium na tę przypadłość – Shenmue III, czyli gra z 1999 roku wydana w 2019 roku. Warto było czekać te dwadzieścia lat?

Shenmue Iii 20191119231904

Na to pytanie mogę odpowiedzieć wyłącznie z punktu widzenia nowicjusza w serii, bo z poprzedniczkami łączy mnie tylko tyle, że obie znajdują się na mojej wirtualnej półce na Steamie i grzecznie czekają na swoją kolej. Na starcie muszę więc już powiedzieć, że rozpoczynanie przygody z Shenmue od części trzeciej to absolutnie najgorszy możliwy sposób by to zrobić. Co prawda można, jak najbardziej, w końcu sam to zrobiłem, ale bardzo łatwo jest poczuć się na początku kompletnie zagubionym w świecie. Shenmue III to bowiem swego rodzaju trzeci rozdział większej opowieści, a więc rozpoczynając przygodę twórcy zakładają, że znamy wydarzenia, które doprowadziły bohaterów do tego momentu. Jako, że od premiery dwójki minęło prawie dwadzieścia lat, w grze zawarto krótki filmik mający za zadanie wyjaśnić meandry fabuły Shenmue, ale po jego sensie miałem jeszcze większy mętlik w głowie niż przed. I to pomimo, że wcześniej obejrzałem streszczenie na YouTube.

Jeżeli zatem macie taką możliwość to zróbcie sobie przysługę i zacznijcie przygodę z tą serią tak, jak pan Yu przykazał. Jest to o tyle ważne, że fabuła to jeden z najważniejszych elementów serii. Trójka rozpoczyna się zatem dokładnie tam, gdzie zakończyła się część druga – w jaskini niedaleko wioski Bailu, gdzie dopiero co napotkana Shenhua przytoczyła Ryo Hazukiemu słowa przepowiedni zwiastujące jego przybycie. Całość nabiera zatem swego rodzaju mistycznego wymiaru, a my czujemy, że próbując pomścić śmierć naszego ojca uwikłaliśmy się w znacznie poważniejszą, trwającą od dziesięcioleci historię. Niestety moją olbrzymią chęć odkrycia tajemnicy antycznych luster (smoka i feniksa, kluczowych elementów historii) za każdym razem hamował scenariusz zmuszający mnie do robienia kompletnie nieinteresujących mnie rzeczy. Żeby nie być gołosłownym, przez pierwsze dziesięć godzin biegamy po wsi szukając trójki zbirów atakujących lokalnych kamieniarzy.

Shenmue Iii 20191120233732

Z resztą ta swoista przyziemność jest tym, co zarówno trapi Shenmue III, jak i nadaje mu tego wyjątkowego dla serii klimatu. Jasne, kolejnych napisanych bez większego polotu dialogów wysłuchujemy ze znużeniem, ale nie można nie odnieść wrażenia, że jest to gra o życiu. I tak, zdaję sobie sprawę, że brzmię tu jak własna matka broniącą Barw Szczęścia, ale przyrzekam, że tak właśnie jest. To gra o zwykłym chłopaku z małego miasteczka próbującym się odnaleźć w dość niecodziennej sytuacji. Zatem jego relacje ze światem i jego bohaterami śledzi się z poczuciem, że to mógłby być w sumie każdy z nas, w czym pomaga niestety fakt, że Ryo Hazuki to postać pozbawiona głębi To z resztą problem większości bohaterów świata gry. Żadna z napotykanych postaci nie sprawia wrażenia wielowymiarowej, a więc ich zachowania przez lwią część czasu są okropnie przewidywalne, przez co nasze kolejne interakcje z nimi określiłbym raczej jako monotonne.

Monotonia i rutyna to z resztą dwa słowa idealnie podsumowujące Shenmue III. Zdecydowaną większość czasu gry pochłania nam trenowanie i wypytywanie ludzi o cokolwiek, czego akurat Ryo nie wie (a wie on bardzo mało). Za ten stan rzeczy odpowiada nie tylko scenariusz, ale przede wszystkim system rozwoju postaci. Ryo, jako adept kung fu, rozwija swoje atrybuty wyłącznie poprzez regularny trening. Ćwiczenia na manekinach zwiększają jego wytrzymałość, a doskonalenie nowo poznanych technik walki sprawi, że jego ciosy zyskają na sile. Trening jest jednak dość czasochłonny i wymaga powtarzania tych samych czynności wielokrotnie by zwiększyć poziom naszych umiejętności. Toteż każdy poranek rozpoczynałem od wyprawy do lokalnego dojo, gdzie maltretowałem drewniane manekiny i brałem udział w przyjacielskich sparingach na arenie. Nie było to jednak moje „widzimisię”, ale raczej konieczność, bo nie trenując mocno utrudniamy sobie dalszą grę, o ile nie skazujemy siebie na porażkę.

Shenmue Iii 20191121225014

No, ale to nie wszystko. Po tak wyczerpującym treningu trzeba coś w końcu zjeść, bo biedny Ryo padnie na twarz z braku energii. Żeby jeść, trzeba mieć za co. Nie jesteśmy przecież żadnym zbirem, a zatem musimy znaleźć źródło zarobku. Jasne, możemy wziąć udział w różnego rodzaju grach hazardowych lub zająć się zbieractwem, a wszystko co ugramy lub znajdziemy możemy sprzedać, ale na dłuższą metę nie jest to zbyt pewny pieniądz. Najlepszym wyjście jest zatem zatrudnienie się dorywczo u lokalnego sklepikarza przy rąbaniu drewna lub w późniejszych etapach gry, jeżdżenie kultowym wśród społeczności fanów widlakiem. Za zarobioną dniówkę możemy wtedy nakupić czosnku (który stał się już memem w tej grze) lub innych potraw i nareszcie kontynuować śledztwo. O ile akurat pijany mistrz nie każe nam przynieść sobie kosztującego 2000 juanów pięćdziesięcioletniego wina, co wymusiło na mnie rąbanie przez godzinę pniaków o drugiej w nocy.

Zdaję sobie sprawę, że brzmi to okropnie, ale jest coś pięknego w wykonywaniu tych wszystkich czynności systematycznie każdego dnia. Świetnie współgra to z obecnością kung fu w grze oraz powtarzanymi tu i ówdzie mądrościami o konieczności zachowania dyscypliny. Rozwój postaci jest zatem całkiem satysfakcjonujący, choć może on nie być zauważalny od razu. Dodatkowo trzeba się nieco nabiegać w poszukiwaniu nowych ciosów by zwiększać swoje obrażenia. Te kupić możemy u handlarzy lub wymienić za uzbierane kolekcje losowych przedmiotów w lombardzie. Pozwolę sobie zaznaczyć, że to ta druga opcja jest sensowniejsza. Uzbieraniu wymagane zestawu niebieskich butów, parasola i dzbanka jest w moim odczuciu sensowniejsze niż rąbanie drzewa przez tydzień by kupić podręcznik sztuk walki opisujący nową technikę. Ceny potrafią być bowiem zabójcze.

Shenmue Iii 20191126011928

Siedem akapitów za nami, a nawet nie poruszyłem zdawałoby się najważniejszego elementu rozgrywki. Cały czas piszę o jakimś rąbaniu drewna, wypytywaniu ludzi i innych głupotach, ale czemu nie powiedziałem dotąd nic o walce. Cóż… Mimo, że jest to gra, w której kung fu i sztuki walki są bardzo ważne z punktu widzenia fabuły, to już w samej warstwie gameplayowej potyczek nie ma zbyt wiele. Shenmue III to naprawdę nie jest beat ‘em up i choć może z pozoru przypominać grzeczniejszą wersję Yakuzy – wcale nią nie jest. Tutaj naprawdę głównie rąbie się drewno i gada z ludźmi, a do starć dochodzi sporadycznie, o ile nie liczymy przyjacielskich sparingów w ramach treningu. Kiedy już jednak dojdzie do walki, okazuje się, że cały ten system nie jest ani trochę skomplikowany. W zasadzie przypomina to uproszczoną bijatykę. Brak tu jakichkolwiek udziwnień. Wszystko co dostajemy do lista kombinacji klawiszy potrzebnych do wykonania danego ciosu, przycisk bloku i przeciwnik. Tutaj nawet nie ma czego opisywać, bo rdzeniem gry jest nie walka, a przygotowywanie się do niej. Można by to uznać za spory minus, ale paradoksalnie jest coś odświeżającego w tym, że wynik starcia zależy przede wszystkim od wcześniejszego dążenia do zdobycia umiejętności i poświęcenia w trakcie treningu.

Kiedy mówiłem, że Shenmue III gra dwudziestoletnia już w dniu premiery nie przesadzałem ani trochę. Warstwa techniczna gry oraz większość jej mechanik sprawiają wrażenie, jakby Yu Suzuki trzymał je zahibernowane u siebie w lodówce przez ostatnie dwie dekady. Na miłość boską, rok dzieli nas od premiery dziewiątej generacji konsol, a Shenmue III wydaje się być tworem projektowanym jeszcze z myślą o Dreamcaście. Tytuł ten usiany jest masą upierdliwości, które wspólnie skutecznie czynią z każdej kolejnej sesji konieczność mierzenia się z własną wytrzymałością. Już pomijam kompletnie niezrozumiałą dla mnie klawiszologię i umieszczenie menu pod R1 czy też zdecydowanie za krótki czas na reakcję w trakcie QTE, bo Shenmue III ma dużo poważniejsze grzechy.

Shenmue Iii 20191126020111

Przede wszystkim już samo poruszanie się bohaterem potrafi być mordęgą. W otwartych przestrzeniach nie jest jeszcze źle, ale kiedy tylko musimy wejść do jakiegokolwiek budynku, prędko okazuje się, że Ryo cierpi na jakąś dziwną fobię i panicznie boi się mebli. Kiedy tylko znajdziemy się w odległości metra od stolika, krzesła czy innej szafki, Ryo zatrzymuje się na sekundę by ochłonąć i dopiero wtedy wznawia próbę ominięcia „przeciwnika”. To samo tyczy się postaci niezależnych. Do szału doprowadzał mnie pilnowany przez dwójkę strażników most, po którym musiałem przejść każdego dnia, co utrudniał fakt, że miejsca pomiędzy „bramkarzami” było na tyle bym zmieścił się na styk. W efekcie musiałem zatrzymywać się przy nich zdecydowanie częściej niż bym tego chciał.

Mam też nadzieję, że lubicie słuchać w kółko tych samych dialogów o niczym, bo gra nie przewiduje ich skipowania. To znaczy jest taka opcja, ale by się odblokowała, musimy najpierw choć raz pogadać z danym NPC-em. Problem w tym, że każdego dnia liczone jest to od początku. Zatem zanim będę mógł znów porąbać pniaki dla chłopa, muszę wysłuchać niepomijalnej paplaniny o tym, czy Ryo chce coś kupić czy może by popracować nie wolał. I tak w kółko, każdego, kurde, dnia. Jeżeli już przy dialogach jesteśmy to warto wspomnieć, że Yu Suzuki nadal nie przyjmuje do wiadomości, że dwie postaci mogą podróżować ze sobą i rozmawiać jednocześnie bez odbierania kontroli graczowi. Przecież to coś, co istnieje w grach od ponad dwudziestu lat, a w Shenmue nadal, kiedy Shenhua postanowi towarzyszyć nam w przechadzce do miasta, co kilka kroków będziemy mogli sobie obejrzeć serię cutscenek, w których bohaterowie rozmawiają ze sobą naprzemiennie statycznie stojąc bądź idąc. Dodam, że nie ma tutaj płynnych przejść. Każda zmiana animacji i ujęcia poprzedzona jest czarnym ekranem.

Shenmue Iii 20191127105709

Z innych ułomności mogę wymienić chociażby, pozostając jeszcze przez chwilę przy dialogach, konieczność wciskania przycisku mowy, kiedy tylko Ryo ma coś odpowiedzieć. Nie ma to żadnego uzasadnienia. Shenmue nie oferuje bowiem ani wyborów moralny, ani różnych linijek tekstu do powiedzenia. Ot, bohaterowie będą sobie tak stać i milczeć do momentu, kiedy nie naciśniemy przycisku. Czemu? Bo tak. Mam też nadzieję, że lubicie otwierać szuflady i szafki, bo Shenmue III zawiera mnóstwo sekwencji otwierania szuflad i szafek.

Chcę jednak skończyć na pozytywnej nucie i z tego miejsca pragnę pochwalić grafikę gry. Nie mam tutaj na myśli szkaradnych wręcz modeli postaci (staruszek z gałkami oczami poruszającymi się za skamieniałymi powiekami do teraz straszy mnie w koszmarach), bo to absolutna tragedia. Jednak kiedy pospacerujemy nieco polnymi dróżkami dookoła Bailu, czy też przejdziemy się wśród pełnej sklepików promenady w portowym miasteczku Niaowu – łatwo jest się zachwycić. Shenmue III nie oferuje może najwybitniejszej oprawy graficznej, ale jednak dobór kolorów w zestawieniu z dość tradycyjnie wyglądającą chińską zabudową wypada naprawdę świetnie.

Shenmue Iii 20191127113843

Jestem więc jak widać nieco rozdarty, bo w Shenmue III koniec końców bawiłem się całkiem nieźle, a konieczność ciągłego klepania drewnianych manekinów i rąbania pniaków pozwoliła mi na nadrobienie podcastowych zaległości. Myślę, że fani cyklu będą zadowoleni z tego, co dostali. Ja jednak niestety do tej grupy nie należę i z przykrością muszę zawiadomić, że jest to tytuł w wielu aspektach przestarzały i niekiedy po prostu słaby, co znów nie oznacza, że jest to gra zła. Shenmue III ma kilka dobrych elementów, ale niestety w ogólnym rozrachunku jest to raczej średniak. Co prawda z tych lepszych, bo ma swój charakter i parę unikalnych pomysłów, ale jednak średniak.

Plusy
  • Śliczna, kolorowa grafika
  • Interesujące tło fabularne
  • System walki nagradzający dyscyplinę gracz
  • Satysfakcjonujący model rozwoju postaci
  • Zaskakująco przyjemna rutyna porannych ćwiczeń...
Minusy
  • ...z czasem przeobrażającą się w mączącą powtarzalności rozgrywki
  • Bohaterowie bez charakteru
  • Szkaradne modele postaci
  • Drewniane animacje
  • Przestarzałe mechaniki na każdym kroku
  • Nawigacja postacią w pomieszczeniach
  • Niepomijalne dialogi
6
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic