Choć nie jest to rozgrywka dla każdego, bo wycinanie w pień tysięcy przeciwników na planszę przez kilkanaście godzin może wydawać się dość nużące – gry Musou zawsze mi się podobały. Studio Omega Force od lat tworzy swoje wyjątkowe produkcje, które w podstawowych założeniach nie zmieniają się nawet na chwilę. Przeciętny gracz mógł więc słyszeć o Dynasty Warriors, serii, która skupiała się na historii chińskich dynastii Wei, Wu i Shu. Jednym z prowadzonych równolegle projektów obok tej flagowej marki, jest Samurai Warriors i to właśnie piąta odsłona tego cyklu ukazała się niedawno na rynku.
Nie zdziwię Was, jeśli napiszę, że Samurai Warriors to gra o… samurajach. Tym razem, twórcy skupili się na walce Nobunagi Ody i Mitsuhide Akechiego. To postacie historyczne, które rywalizowały ze sobą w szesnastym wieku o miano szoguna. Do przebrnięcia są dwie kampanie, dla każdego z dowodców, z tym, że gra skonstruowana jest tak, że misje Akechiego odblokowane zostają dopiero po ukończeniu kilku rozdziałów z historii Ody. Ogólnie w trakcie gry możemy odblokować ponad 30 bohaterów, by później przechodzić nimi dowolne misje. Schemat misji jest ten sam – lądujemy na planszy w której rozmieszczeni są dowódcy i rzesza wojsk z danej strony konfliktu. Choć cele misji mogą się dynamicznie zmieniać w jej trakcie, zawsze misja kończy się albo zabiciem danego generała lub (to rzadziej) dojściem do jakiegoś punktu.
Jako, że w Samurai Warriors 5 możemy w trakcie rozgrywki przełączać się pomiędzy dwoma bohaterami, to niektórych z nich będziemy używać całkiem często i odblokujemy ich już we wczesnym etapie gry. Tak czy inaczej, jest to odmienny sposób kontroli bohaterów niż chociażby w Warriors Orochi 4, gdzie mogliśmy „żonglować” trójką wojowników niczym Pokemonami. Z drugiej strony przyjemniejsze rozwiązanie jest właśnie to w Samurajach. Gracz może wydawać drugiemu bohaterowi rozkazy, a poza tym rozgrywka nie traci na „tempie”. Zwykle w grach Omega Force, musiało się brać konia i przemierzać pustą planszę, by dojechać do kolejnej większej grupki wrogów i kolejnego generała do pokonania. Teraz można skupić się na jednym, wydać rozkaz swojemu bohaterowi i zaraz przenieść się do walki z drugim. Licznik kombosów, uwierzcie mi, nigdy nie był tak wysoki, bo liczba wrogów na mapie oscyluje zazwyczaj w okolicach dwóch tysięcy, a niekiedy nawet trzech lub czterech.
Jedną z ciekawszych zmian w nowym Samurai Warriors, jest system skilli. Wcześniejsze gry oferowały jedynie system znany i rozwijany wraz z upływem lat, polegający na łączenie w kombinacje słabych i silnych ataków, doprawiane oczywiście ostatecznym atakiem, który zmiatał z planszy kilkudziesięciu wrogów. System z Samurai Warriors 5, który pojawił się już w Dynasty Warriors 9 i jest on moim zdaniem jeszcze lepszy. Kolejną nowością są specjalne umiejętności (ultimate skills), których możemy użyć w walce. Są to mocne ataki, które odnawiają się co jakiś czas. Niektóre z nich są przypisane do bohatera, a niektóre do dzierżonego oręża. Znacznie wzbogaca to rozgrywkę, upłynnia akcję, a i uratować skórę potrafi na trudniejszych poziomach.
Z innych większych lub mniejszych zmian – Samurai Warriors 5 wyznacza, a przynajmniej na to wygląda, kurs, który Omega Force będzie chciał obrać dla tej serii. To musou zdecydowanie poważniejsze od poprzedników – niby kolejna gra z cyklu „jeden kontra tysiąc”, a jednak brak tu bardziej kolorowych postaci, nie jest to też aż tak wielka sieczka jak w Warriors Orochi 4. Dobrze, że nie kombinują już z otwartym światem, za to mamy kilka pobocznych misji na planszy, jakieś zadania czasowe z cyklu „zabij dwóch generałów w ciągu 2 minut”. Dla chcących czegoś więcej po treściwej kampanii, jest jeszcze pakiet misji dodatkowych zawierających skrawki z kampanii, tylko oczami naszych wcześniejszych wrogów. No i tryb Citadel, w którym to my jesteśmy na celowniku i zmuszeni jesteśmy bronić naszych włości. Są to jednak bitwy na zdecydowanie mniejszą skalę, w której przemierzamy wraz z partnerem mniejsze niż zazwyczaj pole bitwy, zatrzymując fale wrogów. Co więcej, zarówno tryb Citadel, jak i kampanię można przejść w kooperacji z drugim graczem.
Osobiście uważam, że Omega Force powinno podnieść domyślny poziom trudności. Na „normalu” poza kilkoma momentami, gra przechodzi się sama. Należy wspomnieć również o świetnej, wykorzystującej cel-shading oprawie graficznej, co nadaje grze świetny styl, pasujący do tego typu gier – do tego gra jest bardzo dobrze zoptymalizowana. Niespodzianką nie będzie też, że japoński dubbing wypada po prostu świetnie.
Samurai Warriors 5 to moim zdaniem najlepsze Musou ostanich lat, gra, która powinna przekonać tych niezaznajomionych z gatunkiem. Myślę, że po krótkiej sesyjce możecie zrozumieć fenomen tej serii, zachęcam więc do sprawdzenia darmowego triala. Nie pozostaje więc nic innego jak odprężyć się, podłączyć kontroler i siekać. Łowcy achievementów też mogą zacierać rączki, bo żeby wybić w pień 100 tysięcy wrogów, czy wymaksować jakąś postać, trzeba naprawdę sporo czasu poświęcić. Jest w tej części coś świeżego, co powinno trafić do weteranów serii… ale poniżej zostawiam Was jednak z trochę odmienną opinią naszego redakcyjnego kolegi Tomka, który również na grach Omega Force zjadł zęby.
Opinia Tomka:
Samurai Warriors 5 to bezpieczna kontynuacja znanej serii. Ekipa z Omega Force zdecydowała się na pójście po linii najmniejszego oporu i podrzucenie nam tego samego produktu w nowym opakowaniu. Poprawiona oprawa graficzna nie robi szału, ale spełnia swoje zadanie. Patrząc na zmiany z Dynasty Warriors 9 (nasza recenzja w tym miejscu) można się cieszyć, że nie zadecydowano się na rewolucje. Mamy tytuł na zasadzie więcej tego samego. Mnie osobiście to nie przeszkadza, ale nie ma co liczyć, by tym tytułem przekonać nieprzekonanych. Fani dostają spoko grę i solidne Musou. Szkoda tylko, że czuć pewną stagnację i nie jest to najlepsza wersja znanej dobrze formuły. Warriors Orochi 4 pozostaje lepszą grą i najlepszą opcją dla fanów Musou na PlayStation 4.