Recenzja RoboCop: Rogue City

Robocop Rogue City.jpg
Robocop Rogue City.jpg

Rodzime studio Teyon po dość ciepło przyjętej strzelance Terminator: Resistance z 2019 roku, postanowiło pójść za ciosem i wziąć się za kolejną kultową markę z lat 80. ubiegłego wieku. I choć RoboCop jest obecnie bohaterem nieco zapomnianym, to jednak sam pomysł stworzenia nowej gry na bazie filmowego cyklu, wydawał się bardzo interesujący.

Czy Rogue City wygrało stracie z Elektronicznym Mordercą?

Drogie dzieci, jeśli urodziłyście się najpóźniej w drugiej połowie lat 90. XX wieku kasety VHS są dla was reliktem starożytnej technologii, a Robocop kojarzy wam się głównie z kiepskim filmem z Joelem Kinnamanem z 2014 roku, to rozsiądźcie się wygodnie, bo papcio Kamil zabierze Was na krótką, aczkolwiek treściwą podróż do czasów, w których nie było PEGI. Tak, wówczas umysły nawet 7,8 czy 9 latków były bombardowane widokami tryskającej krwi, walających się flaków i brutalnie wyrywanych trzewi, a na pomoc terapeuty nie można było liczyć, bo nikt o niej nie słyszał. Musiało wystarczyć zasypianie przy zapalonym świetle. Wiem o czym mówię, bo dorastałem w tych mrocznych, pięknych czasach i jestem przekonany, że deweloperzy ze studia Teyon również.

Ich Terminator: Resistance, choć nie był grą wolną od wad, to jednak podbił serca fanów uniwersum dbałością o szczegóły i szacunkiem do oryginału. W przypadku RoboCopa twórcy postawili sobie poprzeczkę jeszcze wyżej, gdyż tym razem wcielamy się bezpośrednio w kultową postać. I choć pewnie dla wielu marka ta nie wydaje się tak elektryzująca, bo film Jamesa Camerona ostatecznie lepiej przetrwał próbę czasu, tak na przełomie lat 80 i 90 obie marki bezpośrednio ze sobą konkurowały. Mało tego, to Robocop z 1987 roku zarobił w USA więcej z Box Office i był też filmem dwukrotnie droższym niż debiutujący trzy lata wcześniej film z Arnoldem Schwarzeneggerem. Starcie maszyn do zabijania ostatecznie rozstrzygnął Terminator 2, który stał się produkcją ponadczasową, ale też jego budżet był na ówczesne czasy wręcz astronomiczny.

I tak też Robocop przetrwał jako ikona kina akcji głównie w świadomości pokolenia urodzonego mniej więcej 40 lat temu. Po dwóch niezłych filmach przyszedł czas na fatalną trzecią odsłonę i dalej już tylko równia pochyła. No dobra, ale dość już o tych filmach, co z grami. No i tu było podobnie, gdyż najlepszą grową adaptacją, przynajmniej do tej pory, jest produkcja z 1988 roku zatytułowana po prostu Robocop. Osoby, które zagrywały się na komputerach Commodore 64, Amigi czy konsoli Atari z pewnością ją pamiętają. W czasach nam bliższych każda próba przeniesienia tego uniwersum do świata elektronicznej rozrywki, okazywała się budżetowym crapem. godnym jedynie jak najszybszego zapomnienia.

Teyon już na wstępie mógł powiedzieć, że czego by nie zrobili, będzie to najlepsza współczesna gra o RoboGlinie. Ambicje na całe szczęście mieli jednak zdecydowanie większe.

Zacząłem od dość długiego wstępu o filmach, ale był on konieczny, ponieważ pewna wiedza na ich temat jest konieczna, by móc w pełni cieszyć się historią zaoferowaną przez RoboCop: Rogue City.

Akcja tytułu zdaje się rozgrywać po wydarzeniach z drugiej części filmu. Tak więc twórcy zupełnie wymazali z pamięci trzecią część Robocopa i skupili się jedynie na produkcjach, w których w Alexa J. Murphego wcielił się Peter Weller.

Fabuła gry została osadzona w Detroit, w mieście trawionym przez przestępczość i bezduszne, skorumpowane korporacje. Na ulicach pojawił się nowy narkotyk, za którego produkcję i rozprowadzanie odpowiedzialna jest grupa szaleńczych anarchistów. Jak się szybko okazuje, sprawa sięga dużo głębiej. Zaginął bowiem policjant, ze szpitala znikają zwłoki, a w sprawę wydaje się być zamieszany, jak zwykle korporacyjny gigant OCP. Głównym złolem jest jednak rodzina tego przystojniaka znanego z filmowego pierwowzoru. Spokojnie to nie są spojlery, wszystkiego mogliście się dowiedzieć ze zwiastunów, a ja już nic więcej nie zdradzę.

Sama historia jest naprawdę angażująca i sprawnie miesza brutalność, wątki dramatyczne i nieco humoru. Twórcy nie zapomnieli także o ludzkiej naturze Super policjanta, który przecież wciąż posiada mózg poległego na służbie Alexa Murphego. Przebłyski wspomnień oraz ludzka natura Robocopa są ważnymi elementami fabularnymi, dodającymi opowieści odrobinę głębi.

Twórcy jednak nie ustrzegli się błędów i kilka scen wypadło dość cringowo, nawet jak na produkcję bazującą na kinie akcji z lat 80. Całościowo jednak, ku mojemu zaskoczeniu, wątek główny jest mocną stroną Rogue City.

Podobnie jak w przypadku Terminatora, tak również i tym razem deweloperzy postanowili w wielu płaszczyznach precyzyjnie oddać świat znany z filmów. Już w tym momencie zaryzykuję stwierdzenie, że RoboCop: Rogue City to obok Alien Isoletion, najwierniejsza adaptacja filmowego uniwersum, jaka kiedykolwiek powstała.

W warstwie fabularnej odznacza się to tym, że w grze nie tylko występują postacie znane z kinowego hitu, ale także wykorzystano ich wizerunki. Tak więc partnerka Robocopa Anna Lewis wygląda jak aktorka Nancy Allen, sierżant Reed jak Robert DoQui, a sam protagonista oczywiście wzorowany jest na Peterze Weller.

Nie tylko aktorskie sylwetki zostały żywcem przeniesione do świata gry, lecz również lokacje, elementy otoczenia, czy takie szczegóły jak szafki w policyjnej szatni. Filmowe uniwersum z pieczołowitością przełożono na piksele, co z pewnością docenią fani Robocopa, ale też nie tylko. Takie lokacje jak posterunek, stara stalownia z miejscem śmierci Murphy’ego, salon z grami czy skąpane w blasku księżyca ulice Detroit to klimatyczne, zapadające w pamięć miejscówki.

W warstwie gampelayowej Rogue City jest pierwszoosobową strzelanką, z prostymi mechanikami detektywistycznymi. Rozgrywka jest brutalna, kończyny latają w powietrzu, głowy rozpoławiają się jak arbuzy, a każdy celny strzał to litry tryskającej krwi. Jest więc brutalnie, ale też satysfakcjonująco. Gunplay jest miodny, a samo feeling podczas strzelania daje to uczucie dysponowania potężną giwerą.

Twórcy nie mieli łatwego zdania, by odpowiednio zbalansować poziom trudności podczas wymiany ognia. Z jednej strony sterujemy Super Gliną ze stali o potężnej sile rażenia, z drugiej strony gracz nie może przecież czuć się nieśmiertelnym. Po pierwszych akcjach, w których wchodzimy w przeciwników jak w masło, z czasem starcia stają się coraz bardziej wymagające, a nam zaczyna dokuczać kiepska mobilność stalowego policjanta, który nie potrafi kucać, podskoczyć, czy też chować się za osłonami. Po kilku godzinach gdy galeria przeciwników staje się bardziej różnorodna i musimy zmagać się z mobilnymi motocyklistami, snajperami czy oponentami wyposażonymi w granatnik, warto zacząć nieco strategicznie podchodzić do starć i nie wpadać metodą na Rambo w tłum atakujących nas ze wszystkich stron oprychów. Musimy mieć na uwadze, że Robocop choć góruje nad ludźmi pod wieloma względami, jest ociężałą i niezbyt zwrotną maszyną, co automatycznie przekłada się na styl rozgrywki. Czasami więc warto się wycofać, by zregenerować nasze zdrowie…ale tylko do 20%. Jeśli chcemy kompletnie stanąć na nogi, musimy się rozglądać za ogniwami regeneracyjnymi lub w późniejszych etapach dostać się do sieci elektrycznej.

A skoro już wspominaliśmy o oprychach, to jedną z największych bolączek podczas potyczek w Rogue City, jest kiepskie AI przeciwników. Ich zachowanie podczas wymiany ognia pozostawia trochę do życzenia. Ci bowiem tłumnie wbijają się pod lufę naszego Auto 9, okazując totalny brak instynktu samozachowawczego i dosłownie prosząc się o utratę głowy. Podczas potyczek otoczenie w dużej mierze ulega zniszczeniu, co sprawia, że część elementów, za którymi mogą się kryć wrogowie po prostu przestaje istnieć…no ale nie dla nich. Dochodzi więc do zabawnych sytuacji, w których przeciwnicy kryją się za niewidzialnymi osłonami.

Jeśli chodzi o arsenał, Rogue City nie jest typową strzelanką, w której posiadamy trzy rodzaje broni. Naszym głównym orężem jest Auto 9 z nieograniczoną liczbą amunicji. Kultowy pistolet możemy wzbogacać o nowe funkcje i właściwości, dzięki zbieranym częściom ze skrzynek OCP. Istnieje także możliwość posiadania drugiej broni, którą nabywamy od poległych przeciwników. Jest to opcja bardzo przydatna, gdyż pozwala chociażby wyeliminować odległych snajperów, czy pozbyć się przy pomocy granatnika tłumu nadciągających wrogów. Broń opcjonalna nie jest jednak niezbędna i nie możemy jej upgradować.

Dodatkowym atutem Robocopa wykorzystywanym podczas starć jest jego siła. Przeciwnika możemy uderzyć z pięści lub chwycić i rzucić nim o ścianę, ziemię lub w jego kompanów. Jako broń możemy także wykorzystać elementy otoczenia, jak kanistry, butle z gazem, kosze na śmieci czy nawet motocykle. Podczas kasowania oponentów za pomocą rzucanych w nich przedmiotów, dość mocno daje się we znaki kulejąca fizyka. Siła uderzenia potrafi wyrzucić przeciwników nienaturalnie daleko, co daje niekiedy komiczny efekt. Trochę przeszkadza także to, że nieważne czym byśmy nie cisnęli we wrogów, skutek zazwyczaj jest taki sam, czyli padają martwi.

Rozgrywka w nowej grze studia Teyon nie samym strzelaniem stoi. Robocop podobnie jak w egzekucji, sprawdza się w łączeniu faktów. Podczas prowadzenia dochodzenia, często by ruszyć dalej, musimy na konkretnym obszarze odszukać i zeskanować wszystkie materiały powiązane ze sprawą. Ważnym elementem gamameplay są rozmowy z mieszkańcami Detroit, czy policjantami z posterunków. Niektóre z rozmów mają nawet wpływ na budowanie relacji i w niewielkim stopniu, ale zawsze, na przebieg historii.

Świat gry Rogue City charakteryzuje się quasi półotwartą strukturą. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Gra podzielona jest na większe etapy, w skład których zazwyczaj wchodzi duża misja w terenie oraz typowe policyjne obowiązki na posterunku. Jednak niezależnie czy działamy w mieście czy też mamy do wykonania papierkową robotę, wszędzie czeka na nas kilka opcjonalnych zadań do wypełnienia, jak konfiskowanie skradzionych przedmiotów, zbieranie dowodów zbrodni, uwalnianie zakładników, czy typowe koleżeńskie przysługi. Warto więc nie podążać ślepo za znacznikiem misji głównej, gdyż po jej ukończeniu tracimy bezpowrotnie dostęp do zadań opcjonalnych i misji pobocznych. Każdy etap poddany jest ewaluacji, na którą składają się wszystkie możliwe do zrealizowania w danym etapie czynności. Lepsza ocena oznacza więcej punktów doświadczenia, a te z kolei wykorzystujemy do rozwoju postaci.

Ten umożliwia poprawienie ośmiu atrybutów Robocopa, jak walka, obrona, inżynieria, dedukcja, czy skanowanie. Każdy z obszarów możemy wzmocnić do maksymalnie dziesiątego poziomu. Choć rozwój postaci nie jest zbyt skomplikowany, to istotnie wpływa na rozgrywkę, zwiększając maksymalny zapas ogniw regeneracyjnych, obronę pancerza, czy ułatwiając eksplorację.

Grafika w Rogue City to dość skomplikowany temat. Z jednaj strony gra zachwyca pieczołowitością z jaką został oddany klimatyczny świat znany z filmów z 1987 i 1990 roku, z drugiej ciężko doszukiwać się wizualnych wodotrysków i mocy nextgenowych doznań. Niektóre lokacje robią naprawdę niezłe wrażenie, ale też przy bliższym spojrzeniu kłują w oczy niskiej jakości tekstury czy dziwne artefakty. Twórcy przygotowali też całą masę cutscenek, które poza kilkoma wyjątkami, za sprawą bardzo przeciętnych modeli postaci i ich animacji przywołują wspomnienia o siódmej generacji. Oprawa jest więc nierówna, ale też brać należy pod uwagę, że nie jest to gra z segmentu AAA.

Podczas starć wrażenie robi destrukcja otoczenia. Z budynków odpada elewacja, samochody wybuchają, wszędzie wala się tłuczone szkło, meble zmieniają się w wióry, a ścianki działowe w gruz. No dzieje się, ale nie zawsze i wszędzie, tylko tam, gdzie ma się dziać. Jednak pod względem destrukcji otoczenia Rouge City bije na głowę takiego Cybrepunka 2077 w dniu premiery. Niezależnie, czy strzelamy w ziemię, w metalowy kontener czy w wodę, wystrzałowi towarzyszy odpowiednia animacja i dźwięk. Nawet opony można dziurawić w autach…co w Cybrepunku dodano dwa lata po premierze?

Dobra, dość już tych porównań, bo skala projektów jest nieporównywalna, ale warto podkreślić, iż bardzo dobrze świadczy o krakowskim studiu fakt, że zwracali uwagę na detale, które nie są oczywiste nawet w grach typu AAA.

Stan techniczny Rogue City jest…akceptowalny? No właśnie, to kolejny element gry, który powoduje u mnie ambiwalentne odczucia. Płynność animacji nie dawała mi się we znaki, mimo że grałem na XSX w trybie wizualnym, ekranów ładowania jest sporo, ale zazwyczaj znikaja po kilku sekundach z kolei drobnych bugów i glitchy jest trochę zbyt dużo. Czasami broń, którą zbieramy z podłogi, sama zaczyna strzelać, pomimo że nie nacisnęliśmy na spust, innym razem oponenci po śmiertelnym trafieniu dosłownie rozpływają się w powietrzu…a o dość kulawej fizyce już wspominałem. Gra z pewnością wymaga dopieszczenia, ale są to błędy, które można wyeliminować. Na początku gry zdarzył się mi się też jeden większy bug, który przez kilkanaście minut dość mocno napsuł mi krwi. Otóż po wypełnieniu jednego z zdań, czułość osi X i Y tak bardzo mi zmalała, że gra stała się praktycznie niegrywalna. W ustawieniach po podkręceniu czułości do 100% dało się się jakoś przemieszczać, ale o satysfakcjonującej wymianie ognie, nie mogło być mowy . Problem ustał i już nie powrócił po wejściu do jednego z budynków w celu wypełnienia kolejnej opcjonalnej misji.

RoboCop: Rogue City to tytuł, który oceniając można łatwo skrzywdzić. Są w nim błędy, animacje postaci i ich projekty to poziom Bethesdy na kacu a AI, cóż…wyszło i już nie wróciło. Z drugiej jednak strony, gra ta ma ta tak wiele fajnych elementów, że frajda z rozgrywki przysłania wszelkie niedociągnięcia. Zarówno w warstwie wizualnej, jak i gameplayowej widać z jak ogromnym sercem, pasją oraz szacunkiem, twórcy podeszli do materiału źródłowego. Strzelanie oraz ogólna rozwałka dają wiele radości, a historia spójnie spina się z filmowym uniwersum i wciąga na wiele godzin. Czy jest to tytuł dla boomerów i fanów Robocopa? Jak najbardziej. Choć zabrzmi to jak truzim, to jest to po prostu gra od fanów dla fanów, ale nie tylko. RoboCop: Rogue City jest na tyle udaną produkcją, że spokojnie może sprawić, że kolejne pokolenia będą chciały poznać losy niezgrabnego supergliny, będącego w połowie człowiekiem, w połowie maszyną.

A malkontenci niech na siebie uważają, bo Robo ich dopadnie i zrobi z nimi porządek.

Plusy
  • Świetnie odwzorowane uniwersum
  • Wiele smaczków dla fanów oryginału
  • Satysfakcjonująca rozwałka
  • Historia pozytywnie zaskakuje
Minusy
  • Sporo drobnych błędów
  • Problemy z fizyką
  • Oprawa jest nierówna
7.5
Ocenił Kamil Kościelniak
Recenzja gry na Xbox Series X

Recenzja powstała na podstawie rozgrywki z konsoli Xbox Series X

Recenzje gier OpenCritic