A gdyby tak II wojna światowa nigdy się nie skończyła? Wyobraźmy sobie, że Niemcy po 1945 roku wciąż okupują Polskę i szykują się do ataku bombowego, który na zawsze pozwoli uporać się z zajadle stawiającymi opór Rosjanami. Niestety nuklearny atak to broń obosieczna, dlatego naziści postanowili się na niego przygotować budując olbrzymi bunkier. Schron, będący w istocie podziemnym miastem, miał przez wiele lat chronić wybrańców przed skutkami szkodliwego promieniowania. Co z Polakami? Cóż, dla nich też się znalazło miejsce w nazistowskiej arce, w końcu ktoś na Niemca musiał pracować.
Niestety studio PolyAmorous w swoim debiutanckim projekcie zatytułowanym Paradise Lost, nie zabierze nas bezpośrednio do tej postapokaliptycznej rzeczywistości, ale pozwoli odkryć wiele jej tajemnic. Akcja gry rozgrywa się bowiem wiele lat później, kiedy to z niewiadomych powodów po ludziach z podziemnego świata, nie ma już śladu.
Głównym bohaterem jest 12 letni chłopiec o imieniu Szymon. Nie był on mieszkańcem bunkra, lecz wspólnie z matką zamieszkiwał stary schron, który dotąd stanowił dla niego cały świat. Stanowił, ponieważ po śmierci matki, postanawia go opuścić, by odkryć tożsamość mężczyzny ze starego zdjęcia. Nie zważając na promieniowanie, w milczeniu przedzieramy się przez opuszczoną w pośpiechu kolejową stację i docieramy do windy, która zabiera nas do rozległego podziemnego kompleksu, w którym ku naszemu zeskoczeniu, nie ma żywej duszy. Jedynym naszym kompanem okazuje się tajemnicza dziewczyna, z którą kontaktujemy się poprzez system monitoringu. I tak właśnie zaczyna się nasza przygoda, podczas której przez około 5 godzin będziemy chodzić, czytać notatki, otwierać drzwi, pociągać dźwignie i chodzić, czytać… Aż do momentu, kiedy nieświadomie odlecimy do krainy snu lub dobrniemy do finału rozgrywki.
Nie zrozumcie mnie źle, fabuła w Paradise Lost jest naprawę ciekawa i wciągająca, ale tempo gry oraz ubogość mechanik, potrafi szybko znużyć. Mimo że mamy do czynienia z eksploracyjną przygodówką, czyli gatunkiem nierozpieszczającym różnorodnością, to jednak minimalizm twórców w kontekście mobilności postaci, może się dla wielu graczy okazać sporym zaskoczeniem. Otóż Szymon potrafi chodzić. Dość ospale przebiera nogami i to w zasadzie wszystko, na co go stać. Nie podskoczy, bo po co? Nie pobiegnie, no bo wtedy byśmy grę ukończyli w 2 godziny. Tak więc eksplorujemy świetnie zaprojektowane lokacje, a miarowy stukot oficerek uderzających o nienagannie wypolerowaną posadzkę, działa kojąco i tępi nasze zmysły. Wolny chód bohatera zniechęca także do samej eksploracji, na której w końcu Paradise Lost bazuje. Po kilku sytuacjach, w których bezowocnie przemierzymy w żółwim tempie sporą lokację, zaczynamy się zastanawiać, czy może nie lepiej sobie darować wycieczkę, no bo w końcu, komu by się chciało wracać.
Żeby nie było, że twórcy nawet nie próbowali urozmaicić rozgrywki, to muszę podkreślić, że zaserwowali nam oryginalny i nic niewnoszący system otwierania drzwi. Otóż musimy kliknąć klamkę w celu zainicjowania interakcji, następnie wcisnąć spust i przechylić gałkę w górę. Jeśli mamy do czynienia z dźwignią, wtedy przechylamy gałkę w dół. Podczas rozgrywki napotykamy jeszcze kilka drobnych przeszkód, jak zamknięte drzwi, do których otwarcia potrzebujemy karty leżącej na wierzchu w pokoju obok.
No i jak już marudzę, to muszę również wspomnieć o błędach, których w Paradise Lost nie brakuje. Od dziwnych czarnych plam zasłaniających nam 1/3 obrazu, po braki w spolszczeniu, na wywalaniu do systemu konsoli kończąc. Zdecydowanie jest jeszcze nad czym pracować.
Produkcja PolyAmorous ma też kilka mocnych stron. Jedną z nich jest z pewnością oprawa graficzna oraz projekty lokacji. Te zostały stworzone z dbałością o najdrobniejsze szczegóły i robią fantastyczne wrażenie oraz budują klimat. Całość dopełnia klimatyczna, ale niezbyt nachalna oprawa dźwiękowa. Pod tym względem Paradise Lost ciężko cokolwiek narzucić. Można by się jedynie przyczepić do projektu postaci i ich animacji, te jednak podziwiamy tak rzadko, że nie mają istotnego wpływu na pozytywny odbiór gry od strony wizualnej.
Paradise Lost nie jest grą słabą, ale ciężko jej się wybić ponad przeciętność. Twórcy chcieli nam opowiedzieć ciekawą historię, i choć ta okazała się dość przewidywalna, to ostateczne im się to udało. Niestety nie potrafili całości odpowiednio doprawić, by efektem końcowym była dobra gra. Gameplay jest monotonny i tytuł poza mozolną eksploracją, nie ma nic ciekawego do zaoferowania. No może z wyjątkiem całkiem przystępnej ceny.