Gdy ktoś zapyta nas o podanie gry, w której zbiera się „takie różne stworki”, to pierwszą i oczywistą myślą jest seria Pokemon. Cykl, który na stałe zapisał się złotymi głoskami w popkulturze, musiał mieć jednak swoich naśladowców. Na Steamie znajduje się kilkanaście pozycji, które mogą zostać sklasyfikowane jak wyrób pokemonopodobny, w tym całkiem popularne Temtem, czy bardziej oldskulowe Monster Crown. Tym razem skupimy się jednak na próbie studia VEWO Interactive – Nexomon: Extinction. To już druga odsłona serii, pierwsza ukazała się kilka lat temu na urządzeniach mobilnych i dopiero niedawno na PC. Nexomon: Extinction został za to wydany od razu na PC, Nintendo Switch, Xbox One i PlayStation 4.
Nexomon: Extinction zwiastun
Ciężko jest nie nawiązywać w tej recenzji do kultowej serii od Game Freak, ale twórcy wcale nie ułatwiają mi zadania. Sam początek historii Nexomon: Extinction wydaje się całkiem znajomy, nawet dla kogoś, kto tylko liznął historię Asha. W dużym skrócie – gracz wciela się w młodego dzieciaka, który staje się poskramiaczem Nexomonów. W trakcie polowania na dzikie stworki, spotyka tajemniczą postać, oferującą mu jednego z 9 podstawowych Nexomonów (resztę, w przeciwieństwie do Pokemonów, możemy i tak znaleźć i złapać w trakcie gry). Po tym zdarzeniu, losy głównego bohatera coraz bardziej się komplikują – będziemy przemierzać kolejne miasta i rozwiązywać zadania, stając się coraz lepszym poskramiaczem. Historia nie napędza rozgrywki, ale jednak też nie przeszkadza. Na wyróżnienie zasługują jednak momenty, które burzą „czwartą ścianę” i ogólnie dialogi wypadają również na plus. Twórcom nie brakuje poczucia humoru, a naszą wędrówkę urozmaica Coco – koci towarzysz, będący wsparciem, gawędziarzem i generalnie przyjemnym kolegą.
Pochwalić należy też oprawę graficzną Nexomon: Extinction. Na uwagę zasługuje bogata kolorystyka, Nexomon: Extinction jest grą żywą, świetnie animowaną z pięknymi rysowanymi tłami. Artystycznie to klasa sama w sobie, która zadowoli fanów Pokemon, a nawet myślę, że bardziej im przypadnie do gustu pomimo bycia grą 2D. Za tym poszła również świetna optymalizacja – żadnych spadków, chrupnięć, czy bugów. Nie wiem jak to wygląda na konsolach, ale sądząc po wersji pecetowej, śmiem twierdzić, że tam również nie ma żadnych problemów z technikaliami.
Nexomon: Extinction w warstwie rozgrywki nie różni się, na pierwszy rzut oka, za wiele od tego, co od kilkunastu lat serwują nam Pokemony. Gracz zbierając stworki musi zwracać uwagę na ich typ, zbieramy je szukając ich w wysokich trawach, a gdzieś pomiędzy miastami, znajdują się inni poskramiacze, chętni na zmierzenie się z nami. Autorzy podkręcili jednak znaną formułę, chyba nie zdając sobie sprawy, że momentami przekroczyli poziom trudności, dzięki czemu próg wejścia w Nexomon: Extinction jest całkiem wysoki. Tłumacząc po kolei – w teorii mamy do czynienia z open-worldem. Mamy całkiem sporą swobodę w swoich działaniach, może nie całkowitą, ale jednak chętnie rzucamy się w wir szukania nowych stworków. Wolność w działaniu skutkuje jednak skalowaniem poziomów. Pomimo porządnego grindowania, jakie zawsze nas czeka w tego typu grach w celu przygotowywania się na trudne walki, nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ stworki w trawach, jak również poskramiacze także stają się silniejsi poprzez skalowanie poziomów. Nie odczuwamy więc zyskiwania przewagi, a to oznacza, że nie da się zniwelować różnicy w typach Nexomonów. Przykładowo – ogniowy stworek praktycznie z góry jest skazywany na porażkę z wodnym, podczas gdy mógłby mieć kilka poziomów więcej i przetrwać taką walkę. To również wyklucza podbijanie statystyk jednego Nexomona – sam potyczek po prostu nie wygra. Same walki zaś są cały czas wymagające i kosztowne pod względem kupowania przedmiotów leczniczych. Dodając do tego fakt, że kasy zwykle jest mało, bujamy się ciągle w okolicach miast żeby za darmo uleczyć całą naszą paczkę.
Sama walka w Nexomon: Extinction to też z początku kropla w kroplę gra GameFreak. Do dyspozycji w trakcie potyczki mamy 6 Nexomonów, każdy z nich ma 4 ataki do użycia, ważne jest dopasowanie żywiołów do danego stworka przeciwnika. Zmieniono jednak np. system „faworyzowania” jednego ataku. W Pokemonach mogłeś go użyć n-ilość razy, a tutaj wprowadzono system staminy. Czym mocniejszy ruch, tym szybciej Nexomon się męczy i będzie potrzebował eliksiru żeby odzyskać kondycję. System ten z początku wydawał mi się dobry i ciekawy, ale zostanę jednak tylko przy tej drugiej opcji. Na dłuższą metę jest on bardziej wyniszczający i podnoszący nam poprzeczkę. Stamina szybciej wyrzuca naszego Nexomona z placu boju, dzięki czemu bitwy trwają dłużej, bo co chwilę trzeba rotować stworkami i minimalizować straty. Ostatnią nowinką w zbieraniu dzikich Nexomonów, jest system karmienia ich w trakcie walki żeby zwiększyć swoje szanse na złapanie ich do „piramidek”, w których przebywają. Po stwierdzeniu, że to odpowiedni moment, rzucamy naszą pułapkę i w szybkim QTE zamykamy sprawę.
Nexomon: Extinction to całkiem przyjemna propozycja dla tych, którzy nie mają Nintendo Switch i chcieliby zagrać w wyrób „pokemonowopodobny”. Do zebrania jest wiele stworków, gra urzeka też swoim stylem artystycznym. Nie jest to gra bez wad, zdecydowanie za dużo w niej grindu, nawet jak na ten gatunek. Kontrowersyjne rozwiązania projektowe są do przełknięcia, jeśli jesteście fanami tego typu gier lub też wasz pogląd na rozgrywkę w Pokemonach zbiega się z tym, co wymyślili twórcy. Jeśli jednak szukacie po prostu czegoś nowego, to lepiej sobie odpuście. Zbyt wiele dobrych gier wychodzi ostatnimi czasy, że i tak omijamy czasem perełki, dzięki czemu kupka wstydu tylko rośnie. Ja jednak nie zaliczę produkcji VEWO Interactive do tego typu gier.