Recenzja Moving Out

Moving Out
Moving Out

Każdy, kto miał kiedykolwiek okazję wziąć udział w przeprowadzce wie, że nie jest to najprzyjemniejszy proces. Transport mebli oraz reszty nazbieranych przez lata bambetli oraz ich późniejsze ustawianie to koszmar. Ale co jeśli dałoby się tę mordęgę zamienić w źródło świetnej zabawy? Czy jest to w ogóle możliwe? Tandem SMG Studio i DEVM Games stwierdził, że jak najbardziej i w swojej najnowszej produkcji Moving Out pozwolił graczom samodzielnie przetestować tę tezę zatrudniając się w firmie przeprowadzkowej Smooth Moves. Czy mieli rację?

Moving Out

Skojarzenia z Overcooked oraz Tools Up! nasuwają się same nie bez powodu, bo Moving Out pod wieloma względami mocno te gry przypomina. To w końcu także zwariowany „symulator” niezbyt ekscytującej profesji, w tym wypadku pracownika firmy przeprowadzkowej, zaprojektowany głównie z myślą o kooperacji. Cel rozgrywki jest prosty – przenieść wszystkie oznaczone przedmioty do ciężarówki świetnie się przy tym bawiąc i nie bacząc na wszechobecny chaos.

Moving Out nie jest trudną grą i choć wymaga od graczy pewnego zgrania ze sobą, weterani Overcooked nie znajdą tutaj większego wyzwania. Co prawda, na większości map czekać na nas będą różnego rodzaju przeszkody, ale rzadko kiedy stwarzają dla graczy prawdziwe zagrożenie, pozostając raczej w kategorii „denerwowaczy”. Ot, należy pamiętać tylko by od czasu do czasu trzasnąć rozochoconemu duchowi z plaskacza oraz o tym, że będący jedyna drogą do celu pomost co jakiś czas zanurza się pod lawę, więc warto byłoby poczekać.

Moving Out 2

Paradoksalnie dużo łatwiej gra się samemu. W momencie dołączenia do zabawy drugiego gracza nie tylko zwiększa się ilość przedmiotów do przeniesienia, ale dodatkowo część z nich może być przeniesiona wyłącznie w dwie osoby, choć w trakcie singlowej zabawy jesteśmy w stanie podnieść je w pojedynkę. Podobnie jak w prawdziwym życiu, przenoszenie łóżka po wąskim mostku nad kałużą lawy rewiduje nasze relacje z partnerem, bo wystarczy jeden, nieopatrzny krok, by musieć zacząć wszystko od początku. Żeby nieco złagodzić nasz ból twórcy oferują w zamian możliwość rzucania większymi przedmiotami, co często przyśpiesza transport, a także ułatwia pakowanie wszystkiego do ciężarówki.

Najważniejsze jest jednak to, że we dwójkę (lub nawet czwórkę) gra się po prostu lepiej. Sporadyczną frustrację niekompetencją drugiego gracza (bo przecież nie naszą) skutecznie wynagradza masa śmiechu i radości wynikająca z grania w kooperacji. Widok partnera wdającego się w nieskończoną walkę z duchami oraz dyskusje na temat zasadności zanoszenia do ciężarówki szwędającego się w okolicy, Bogu ducha winnego żółwia nieustannie bawią. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by przelecieć całość w pojedynkę, ale przecież nie o to tutaj chodzi. W Moving Out należy grać z drugą osobą.

Moving Out 3

Sprawę tę ułatwia fakt, że twórcy najwidoczniej postawili sobie za cel zaprojektowanie swojej gry w taki sposób, by pada do ręki mógł wziąć każdy bez względu na wiek, doświadczenie oraz umiejętności. W Moving Out grałem ze swoją tylko sporadycznie grającą w cokolwiek dziewczyną i raczej nie mieliśmy większych problemów z ukończeniem któregokolwiek poziomu, choć zdarzył się pewien nagły skok poziomu trudności związany ze wspominanymi już kilkukrotnie zbiornikami lawy, wąskimi pomostami i kanapami. Z pomocą słabszym graczom przychodzi tryb wspomagany, który pozwala na takie dostosowanie rozgrywki, by przyjemnie grało się każdemu. Umożliwia on bowiem wydłużenie limitu czasu na ukończenie poziomu, usunięcie niektórych przeszkód, możliwość noszenia cięższych przedmiotów w pojedynkę oraz kilka innych opcji, za pomocą których możemy odpowiednio skorygować poziom trudności by uniknąć zbędnej frustracji. Tryb ten włączyć i wyłączyć można w dowolnym momencie z poziomu menu gry, więc wszystko przebiega niezwykle płynnie.

Gracze nie muszą się też martwić o zdobywanie złotych medali na każdej z plansz, by móc popchnąć kampanię do przodu. Chętni wciąż mogą śrubować swoje czasy, ale nie będzie to miało najmniejszego wpływu na progresję. Nie oznacza to jednak, że zdobywanie medali nagradza nas wyłącznie satysfakcją, bowiem te wymieniać można na „kasety z lat świetności firmy”, czyli w praktyce dodatkowe poziomy, w których nasz szef opowiada nam historie z dawnych lat, wspominając na przykład jak raz przypadkowo wysłali walizki na zły biegun i musieli je ratować z lecącego samolotu. Podobną funkcję pełnią też specjalne żetony zdobywane za zaliczanie dodatkowych wytycznych w trakcie rozgrywki, np. niestłuczenia żadnego z okien lub pozwolenia żółwiowi się ugryźć. Dodatkowe poziomy odblokowywane żetonami przybierają formę gier automatowych, dając graczom możliwość sprawdzenia się na wymagających zręczności i wyczucia mapach przywodzących na myśl oprawą Trona.

Moving Out 4

Moving Out piecze w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu. Młodsi i mniej wprawni gracze zrażą się koniecznością bycia mistrzowskiego opanowania mechanik gry, a bardziej hardkorowi „gejmerzy” nadal zostaną nagrodzeni za swój trud. Chociaż, będąc zupełnie szczerym, złoty medal zdobyty w trybie wspomaganym ma taką samą wartość, co ten zdobyty w tradycyjny sposób, więc niektórzy mogą się poczuć trochę oszukani. Niemniej należy pamiętać, że to nie z myślą o nich projektowany był ten tytuł.

Familijny charakter Moving Out podkreślany jest na każdym kroku przez absolutny brak powagi. Bohaterowie, których do pewnego stopnia możemy spersonalizować, to humanoidalne m.in. koty z gołębiami na głowie, a także świadome rośliny doniczkowe, które dokonują przeprowadzek w nawiedzonych domach, bazach wojskowych, a w końcu niczym w odcinku Magicznego Autobusu ich ciężarówka zamienia się w statek kosmiczny, by ci dość niespodziewanie mogli wyruszyć w pościg za złodziejami mebli. Moving Out to najbardziej uroczy chaos, w który dane mi było w ostatnim czasie zagrać.

Moving Out 5

I jasne, tu i ówdzie wkradło się kilka niedoskonałości. Celowanie przy typowym dla kurierów rzucaniu paczkami jest średnio wygodne i łatwo jest majtnąć paczkę w zupełnie niechcianym kierunku. Nie polecam też grania w Moving Out używając JoyConów. Proponowany przez twórców układ klawiszy nie należy do najwygodniejszych, doprowadzając do sytuacji, w których kilka razy pod rząd upuszczamy ten sam mebel, bo palec przesunął nam się o pół milimetra. Problem ten całkowicie wyeliminowało kupno Pro Controllera, ale, umówmy się, rzucanie pieniędzmi w nasze problemy nie jest najbardziej pożądaną metodą ich rozwiązywania.

Pomimo tego nieprzewidzianego uszczuplenia się mojego portfela przy jednoczesnym zwiększeniu się zagracenia ławy w salonie, tych kilka godzin spędzonych z Moving Out wspominam z olbrzymią przyjemnością. Może i nie będzie to tytuł idealny dla poszukujących wyzwania (choć późniejsze etapy zapewniają i to), ale fenomenalnie sprawdzi się on w przypadku wyczekiwanej wizyty młodszego kuzynostwa, próby wciągnięcia w świat gier swojego partnera bądź partnerki, a nawet na zakrapianych napojami wyskokowymi imprezach. Moving Out dzięki swojemu niskiemu progowi wejścia, szerokim możliwościom dostosowania poziomu trudności oraz uroczo absurdalnej oprawie powinien przypaść do gustu szerokiemu gronu graczy.

Plusy
  • Daje masę frajdy
  • Śliczna
  • Uroczo absurdalna
  • Przystępna dla młodszych i początkujących graczy
  • Różnorodne poziomy
  • Brak sztucznego blokowania postępu
Minusy
  • Momentami sterowanie
  • Zdarzają się nagłe skoki poziomu trudności
9
Ocenił Konrad Noga
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic