Prowadzisz monotonne życie w zimnym mieście bez prawdziwego poczucia sensu. Dokładnie w ten sposób wygląda pierwsze zdanie, które zobaczycie podczas czytania opisu strony gry Mosaic na Steamie. Nie żartuję, wejdźcie i zobaczcie. Już? Dawno albo jeszcze nigdy nie spotkałem się z tym, by twórcy tak otwarcie mówili konsumentowi: nasza gra jest nudna. Nie wiem, czy taki był tego cel, ale cóż, jak w ten sposób to odebrałem. I było to odebranie jak najbardziej słuszne.
Ale od początku. Mosaic to gra osadzona w dystopijnej wizji przyszłości, ale to dystopia trochę inna od tej, do której przyzwyczaiło nas mnóstwo dzieł kultury. Pesymizm Mosaic to po prostu przejaskrawienie wad obecnego świata. To rzeczywistość, w której praca pochłania większość życia człowieka, do domu wraca on właściwie tylko po to, by się przespać, a jedyną formą rozrywki są dla niego głupie aplikacje na telefon. To świat, w którym indywidualizm nie istnieje.
O ile do klimatu nie mogę się przyczepić, bo został on przedstawiony naprawdę bardzo dobrze, w grze dominują ponure barwy, a pielgrzymka setek jednakowych obywateli do miejsc pracy robi wrażenie, to jestem zawiedziony fabułą. Z reguły nie spoileruję, ale tu inaczej nie da się tego przedstawić. Nie zgadniecie, na czym opiera się 80% wydarzeń Mosaic. Hmm, to dystopia, może na walce z systemem? Nie! Podróżach z domu do pracy…
I o ile sam koncept nie jest zły, bo celowo wywołuje to nudę, by pokazać monotonne życie bohatera i jego bezcelowość w tej ponurej rzeczywistości, tak… Kurde! To jest gra i to ja muszę łazić tym ludzikiem. Twórcy najwyraźniej minęli się z powołaniem. Przebitki w filmie, które to przedstawiają? Fajnie. Senna narracja w książce? Też fajnie. Ale fajnie już nie jest, gdy o podróżach z domu do pracy opiera się prawie cały gameplay.
Gameplay? Czy ja właśnie to napisałem? Rozgrywka w Mosaic sprowadza się do trzymania klawisza myszki, by postać szła do przodu i sporadycznego wyciągnięcia telefonu, by poklikać w klikera. To nie jest gameplay! Gdyby to była mobilka, którą rozdają za pół darmo, i którą mógłbym sobie przejść podczas jednej wyprawy pociągiem, byłbym bardziej pobłażliwy. Ale to „gra”, która jest sprzedawana na Steamie za 72 złote! Dołożycie złotówkę (tak, tylko złotówkę!) i macie na przykład Metal Gear Solid V, które zapewni wam świetną zabawę na kilkadziesiąt godzin…
Wróć! Jest tu rozgrywka pod postacią sekcji w pracy bohatera, które są małą i prostą grą logiczną trochę przypominającą w założeniu World of Goo, tyle że bez fizyki. Jakkolwiek proste by te fragmenty nie były, podobały mi się, bo przynajmniej wprowadzały coś do gry oprócz trzymania klawisza myszki. Poza klikerem na smartfonie obecne są jeszcze dwie aplikacje. Tinder i giełda kryptowalut. Obie nie są grami, a na domiar tego celowo stworzono je w sposób, który ma na celu oszukać gracza. Na Tinderze nigdy nie zdobędziemy pary, a giełda magicznie zmienia się w sposób, by użytkownik zawsze wyszedł na minus.
Żeby chociaż fabuła była ciekawa, bez problemu dałoby się to przełknąć, ale tak nie jest. Mosaic to gra przekombinowana, która na siłę stara się udowodnić, że jest mitycznym czymś więcej, dziełem sztuki i tak dalej, i tak dalej… W rezultacie jest nijaka, bo ani nie prezentuje czegoś dla zwykłego odbiorcy, który chce po prostu poznać ciekawe wydarzenia, ani nie zachwyci żadnego miłośnika sztuki. Wszystko dzieje się tu na niezwykle głupim poziomie abstrakcji. Przed zagraniem oczekujesz opowieści o życiu doomera, a otrzymujesz niezrozumiałą treść o gadających rybach i muzyce zmieniającej świat.
I to tyle. Opisałem wszystkie elementy tej gry. Aż sam się dziwię, że zajęło mi to ponad 500 słów. Wizja świata w Mosaic, gdzie jednostka nie istnieje, a bezcelowa praca to jedyna forma egzystencji, jest faktycznie interesująca. Sam styl graficzny i budowa świata również budzą niezłe odczucia. Do pewnego stopnia byłoby to ciekawe, gdyby nie sprowadzało się do chodzenia wytyczonym szlakiem. A cała reszta? Tu nie ma o czym pisać! To przekombinowane coś na 2,5 godziny, które w ogóle ciężko nazwać grą.