Jeśli ktoś zapytałby się mnie, jaką produkcję mogę polecić, która jest minimalistyczna, ma proste zasady, ale jednocześnie daje spore wyzwanie, odpowiedziałbym bez wahania: Mini Metro. Stworzona przez Dinosaur Polo Club gra, podbiła serca wielu graczy właśnie tą charakterystyką. Nie przecierajcie oczu, gdy spojrzycie na oceny na Steamie – aż 96% z prawie ośmiu tysięcy graczy oceniło ją pozytywnie. Mini Metro do dzisiaj zresztą posiadam na swoim telefonie i gram w nie, gdy akurat mam wolną chwilę.
Długo jednak musieliśmy czekać na kolejną grę Dinosaur Polo Club, zwłaszcza jeśli mówimy tu o posiadaczach komputerów. Dopiero pod koniec lipca ukazało się wreszcie ich kolejne dzieło, czyli Mini Motorways (wcześniej miała swoją premierę na iOS). Choć minęło ponad pięć lat, śmiało mogę napisać – warto było tyle czekać.
W Mini Motorways wcielamy się w człowieka odpowiadającego za planowanie i organizację ruchu drogowego w miastach. Każda plansza zaczyna się od domku i miejsca pracy – my musimy połączyć je drogami, w taki sposób aby pracownicy z każdego domku (które różnią się kolorami) trafili do przypadającego im zakładu pracy. Jeden udany przejazd z domu do pracy to jeden punkt. Im więcej ich zdobędziemy, tym oczywiście rośnie poziom skomplikowania, czy to w samej topografii miasta (rzeki, góry, wyspy), czy w losowym pojawianiu się nowych budynków. To z kolei, siłą rzeczy, przekłada się na coraz większą trudność w układaniu ruchu miasta bez bałaganu.
Gra podzielona jest na tygodnie, na których końcu zawsze otrzymujemy do wyboru dwie opcje zasobów, które pomogą nam w ogarnięciu ruchu drogowego i być przygotowanym na kolejne dni. Pomoce te to chociażby dodatkowe „kawałki” drogi, które są na wagę złota… bo chyba nie myśleliście, że mamy ich nielimitowaną ilość? Czasem trafi się też kolejny most, czy tunel, a z tych powszechniejszych środków – ronda, sygnalizacja świetlna i drogi ekspresowe, które pozwolą ominąć cały ścisk w centrum miasta. A kiedy rozgrywka się kończy? Pinezki, które prezentują zapotrzebowanie w miejscach pracy pojawiają się na ekranie i gdy jest ich za dużo, zaczyna się odliczanie. Jeśli w porę nie zareagujemy i pracownicy nie dojadą do pracy na czas – przegrywamy.
To co widzicie na ekranie, powinno się Wam spodobać. Bardzo minimalistyczna oprawa wizualna, ze świetnie dobraną gamą kolorów, co czyni Mini Motorways grą jednocześnie bardzo czytelną i przyjemną dla oka. Nawet jeśli czasem się zapomnimy, że w końcu jest to gra i walczymy o przetrwanie, to nic dziwnego – pomimo tego, znowu studio z Nowej Zelandii wysmażyło nam relaksującą grę.
Jeśli przebrniecie przez wszystkie 11 lokalizacji, co pewnie zajmie Wam z 2 godziny, to możecie jeszcze wziąć udział w wyzwaniach codziennych i tygodniowych. Autorzy starają się za każdym razem wrzucić tam jakiś ficzer, który wyróżni grę na danej mapie od tej w zwykłej kampanii, jak np. możliwość użycia tylko 1 ronda na rozgrywkę. Niby drobnostka, a wprowadza całkiem spore utrudnienie do zabawy.
Wiem, że mógłbym dawno skończyć tę recenzję pisząc, że Mini Motorways to Mini Metro, ale z samochodami i autostradami… jednak to by było za proste. W sumie prawdziwe, ale za proste. Z drugiej strony, to po prostu świetna zachęta do zagrania w Mini Motorways. To pewne, że będzie to jeden z lepszych indyków tego roku – gra minimalistyczna, ale oferująca całkiem sporo zabawy. Szkoda jedynie, że nie znalazło się w niej więcej plansz, zwłaszcza, że więcej miało ich już Mini Metro. Liczę jednak na jakąś darmową, dodatkową zawartość, żeby spędzić w Mini Motorways kolejnych kilka godzin.