Recenzja Liberated. Nie ocenia się książki po okładce

Liberated
Liberated

Nie ocenia się książki po okładce, chyba każdy zna to powiedzenie. Idealnie sprawdzi się ono w przypadku Liberated – ambitnej produkcji od rodzimego studia Atomic Wolf. Jeszcze przed premierą tytuł zgarnął garstkę pomniejszych branżowych nagród, a udostępnione graczom demo spotkało się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Odsetek pozytywnych recenzji na Steam wynosił aż 90%. Wszystko wskazywało więc na to, że Liberated to pewniak, który z hukiem wejdzie na rynek indie. Gra przyciąga uwagę głównie za sprawą unikalnej oprawy graficznej oraz oryginalnego pomysłu na umieszczenie rozgrywki na kartach komiksu. Mamy więc piękną okładkę, mogącą oczarować niejedną sklepową wystawę. Niestety, po przebrnięciu przez kilka pierwszy stron zauważymy, że klimatyczna oprawa nie doczekała się solidnej treści, a całość przypomina nieco marketingową wydmuszkę.

Zniewolenie na własne życzenie

Pomysł ekipy z Atomic Wolf z pewnością zasługuje na wyróżnienie. Akcja Liberated  rozgrywa się bowiem na kartach komiksu. Przeglądając kolejne zeszyty, śledzimy historię, a w kluczowych dla fabuły momentach komiks staje się interaktywny, oddając graczowi pole do zabawy. Fabuła opowiada historię ludzkości, która na własne życzenie dała zniewolić się systemowi zapewniającemu „bezpieczeństwo”. Obywatele inwigilowani są na każdym kroku, a za swoje poczynania się karani lub nagradzani. Nieświadomie stają się więc narzędziem w rękach władzy, która bez skrupułów manipuluje ich codziennym życiem. Wszystko w imię postępu i bezpieczeństwa. Tytułowa organizacja Liberated jest ostatnim bastionem ludzi ceniących wolność i niezależność. Stając w opozycji do systemu prowadzą z nim bezkompromisową walkę. Gracz będzie miał okazję wcielić się w postaci z obu stron barykady.

Liberated Screen1

Kto się na to zgodził?

Komiksową historię śledzi się przyjemnie, nawet pomimo jej dość skromnej długości. Ukończenie czterorozdziałowej historii zajmie nam około trzy godziny, co może wydawać się dość ubogim wynikiem jak na poruszany przez fabułę temat. Nie stanowi to jednak aż tak dużego problemu jak warstwa gameplayowa. Naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić, że pomysł na rozgrywkę wyszedł z tego samego źródła, co cała otoczka Liberated. Dlaczego przez cały proces produkcji nikt nie zauważył, że pasują one do siebie jak szampan do bigosu? Ze świetnie wyglądającego komiksu zostajemy przeniesieni do rozgrywki przypominającej budżetowe gry mobilne z ubiegłej dekady. Fatalna mechanika strzelania i jeszcze gorszy system skradania obdzierają tę grę z resztek sensu. Większość etapów polega na bezmyślnym przemieszczaniu się w kierunku krawędzi ekranu. Znacznie lepiej sprawdzają się już okazjonalne quick time eventy czy proste zagadki logiczne. O ile śledzenie kolejnych kartek komiksu wciąga, tak sekwencje „akcji” są niczym innym niż bezwartościowym zapychaczem.

Liberated Screen3

Nie ma co się martwić, jakoś to będzie

Moje wyobrażenie o pracach nad Liberated przybiera postać popularnego mema, w którym gość z najlepszym pomysłem zostaje wyrzucony przez okno. Postaram się nieco przybliżyć wam schemat rozgrywki, żeby nie być gołosłownym. Jesteśmy wyposażeni w jedną broń, ale mamy nieograniczony zapas amunicji, dlatego bez skrupułów i limitów możemy używać naszej spluwy. Przeciwnicy chętnie sami wychodzą nam przed lufę, więc na ogół wystarczy tylko poczekać. Walka staje się nieco bardziej wymagająca wraz z liczniejsza grupą przeciwników, głównie za sprawą mało precyzyjnego systemu celowania. Skradanie polega na zejściu i obezwładnieniu od tyłu niezbyt bystrych oponentów. Chcąc uniknąć wrogów możemy schować się za prowizorycznymi osłonami, a ci beztrosko przejdą obok nas. Ochoczo podejdą do nas wtedy, gdy za osłoną schowamy się w trakcie walki. Wówczas możemy pokonać ich przy użyciu jednego przycisku. Gdy przeciwników będzie trzech, to kolejno, z uśmiechem na twarzy, będą wchodzić w nasze sidła. Wystarczyło kilka niemalże kosmetycznych zabiegów, by wyciągnąć z gameplayu więcej. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że twórcy skupili się głównie na oprawie, zapominając tym samym, o tym, co w grach najważniejsze.

Liberated Screen4

Pierwsze koty za płoty

Liberated w pierwszej kolejności zadebiutowało na Nintendo Switch, więc wszystko wskazuje na to, że właśnie ta platforma była głównym celem twórców. Niestety produkcja kompletnie nie radzi sobie od strony technicznej. Spadki płynności są dosłownie naszym cieniem. Do tego dochodzi bardzo kiepska fizyka postaci i obiektów. Pomiędzy warstwą komiksową, a gameplayową spadek jakości oprawy jest przerażająco wielki, a w sekwencjach akcji Liberated jest po prostu brzydkie. Pecetowa premiera tuż za rogiem. Na blaszakach gra z pewnością poradzi sobie lepiej, jednak ciągle największą bolączką produkcji od Atomic Wolf pozostanie niesprawiająca najmniejszej frajdy rozgrywka.

Liberated Screen5
Liberated Screen5

Czy warto zagrać w Liberated?

Mogłaby to być świetna gra przygodowa z elementami zręcznościowymi lub logicznymi. Twórcy zdecydowali się jednak pójść w akcję i finalnie wyszło to okropnie. Potencjał ciekawego pomysłu na fabułę oraz unikatowa oprawa kompletnie nie zostały wykorzystane. Najchętniej zobaczyłbym Liberated wyłącznie w bardziej rozbudowanej wersji komiksowej, w której historia zostałaby przedstawiona obszerniej, z większa ilością wątków i detali. Jeśli mimo wszelakich niedoróbek chcecie zagrać w produkcję studia Atomic Wolf, to zalecam wstrzymać się z zakupem do czasu sporej promocji.

Plusy
  • Pomysł i wykonanie oprawy
Minusy
  • Przestarzały gameplay
  • Systemy strzelania i skradania
  • Brak ciekawych elementów rozgrywki
  • Długość
  • Niedoróbki techniczne
4
Ocenił Jakub Smolak
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic