Recenzja Hell Architect. Licho przysypia…

Hell Architect
Hell Architect

Piekło w wizji wielu jest zaskakująco wygodne. Jasne, przez wieczność mamy się w nim smażyć na rozgrzanym do czerwoności ruszcie, będąc przy okazji dźganymi przez widełki wesoło hopsających dookoła diabełków. Poza tym jednak nie musimy się o nic martwić – mamy w końcu zapewnione lokum, a i o wyżywienie w piekle martwić się raczej nie trzeba. Polacy z Woodland Games twierdzą jednak, że potępieni wcale tak wygodnie mieć nie będą, bo wprawdzie diabeł zaprojektuje dla nich miejsce tortur, ale to oni sami bądą musieli sobie je wybudować. Tak przynajmniej ma się sprawa w Hell Architect – symulatorze zarządzania piekłem.

Diabeł pracuje w korpo

Pomysł jest naprawdę genialny i trudno mi uwierzyć, że nikt dotąd jeszcze na niego nie wpadł. W grze wcielamy się w tytułowego projektanta piekła, który dopiero co dostał się na to stanowisko. Cel jest prosty – rękoma potępionych wybudować jak najwydajniejsze miejsce wiecznych tortur. Jak się jednak okazuje, królestwo szatana jest miejscem niezwykle zbiurokratyzowanym. Piekło to po prostu kolejna korporacja, pełna dziwaków i bezwzględnych karierowiczów, biorących udział w niekończącym się wyścigu szczurów. Toteż nasza kariera zdecydowanie nie będzie należeć do nudnych, bo na naszej drodze staną między innymi zirytowany naszymi kolejnymi awansami demon-okularnik Frank, budząca postrach wśród szeregowych pracownikach przełożona Lilith, zadufany w sobie bubek o fantastycznych statystykach Samael, czy nawet sam Lucyfer ze swoimi świetnymi pomysłami i sposobami na zmotywowanie podwładnych. Nie mogło też zabraknąć typowego „Pana Władka”, czyli przaśnego, brzuchatego majstra, w którego tutaj wciela się Belial.

Recenzja Hell Architect (3)
Ich cierpienie to muzyka dla moich uszu

Korporacyjne przepychanki, tak dobrze znane wielu z własnych doświadczeń, obserwuje się tu naprawdę świetnie. Hell Architect błyszczy pod względem humoru scenariusza, choć należy mieć na uwadze, że fabuła jest tutaj raczej kwestią drugoplanową. Kolejne wątki poznajemy poprzez czytane dialogi wyskakujących z boków ekranu bohaterów, co zdecydowanie nie jest najciekawszą formą śledzenia historii. Niemniej, przaśne i odwołujące się do moich własnych doświadczeń żarty sprawiały, że chciało mi się do tego tytułu wracać, by odkryć, co tym razem znów wymyśli szefostwo. Problem w tym, że była to praktycznie jedyna rzecz, która jakkolwiek zachęcała mnie do dalszej gry, bo Hell Architect to niestety wydmuszka. Fabuła potrafi zainteresować, żarty rozśmieszyć, a i specyficzna oprawa graficzna całkiem przypadła mi do gustu, ale jednak próżno tu szukać jakiejkolwiek głębi.

Zagmatwana polityka firmy

Początkowo Hell Architect za sprawą dość niecodziennych surowców i metod ich pozyskiwania może się wydawać zdecydowanie bardziej skomplikowany niż jest w rzeczywistości – mamy tu ich bowiem aż siedem i wszystkie są niezbędne do prowadzenia jakichkolwiek działań. Podstawa to ziemia, węgiel i metal – zdobywa się je łatwo, bo wystarczy wysłać jednego z potępieńców do ich wykopania, ale zbudować z nich można wyłącznie najbardziej podstawowe budowle. Te bardziej zaawansowane wymagają już pozyskania z grzeszników ich cierpienia, posyłając ich na wszelkiego rodzaju tortury – od żelaznej dziewicy i kadzi z lawą, aż po mosiężnego byka. Potępionych możemy też z miejsca brutalnie zabić (wysyłających ich tym samym do limbo) poprzez chociażby nabicie na pal lub nasłanie na nich mięsożernych robaków, celem zdobycia esencji, czyli najbardziej wartościowego surowca, za który wzniesiemy najbardziej zaawansowane budowle albo na kilka minut wynajmiemy do pomocy lokalnych diabłów. Nie można też zapomnieć o zielonych i niebieskich kryształach – te pierwsze pozwolą nam na prowadzenie badań nad nowymi obiektami, te drugie z kolei wykorzystamy do uaktywnienia wydobywanych w ramach misji artefaktów.

Recenzja Hell Architect (1)
Nawet w piekle może cię zalać sąsiad z góry

Jeżeli macie teraz mętlik w głowie to bez obaw – czułem się tak samo po ukończeniu podzielonego na trzy części samouczka. A to tylko początek, bo w trakcie zabawy zadbać musimy nie tylko o wydobycie surowców i wznoszenie budowli, ale także, paradoksalnie, o dobre samopoczucie grzeszników. Im lepiej się czują, tym wydajniej pracują oraz generują więcej cierpienia i esencji. W tym celu należy zapewnić im miejsce do spania, wyżywienie oraz napitek. Początkowo wystarczy brudny karton, śmierdząca papka z przetworzonej w mięso ziemi, a także brudna woda pozyskiwana z latryn, w których wypróżniają się nasi podopieczni. Smakowicie. Wraz z rozwojem naszej małej, piekielnej społeczności, potrzeby rosną, więc teoretycznie warto zainwestować w nieco bardziej luksusowe, a tym samym wydajniejsze wyposażenie – kawę, oczyszczoną wodę, potrawki z grzybów, prawdziwe łóżka.  

Praca w młodym, dynamicznym zespole

Teoretycznie, bo w praktyce nic nie stoi na przeszkodzie, by jechać cały czas na kartonach i fekalnej wodzie. Ba, jest to wręcz jedyne sensowne rozwiązanie. Ilości pracy i surowców potrzebnych na odkrycie oraz wybudowanie nowej infrastruktury są bowiem tak duże, że zwyczajnie w świecie się to nie opłaca, bo oferowane przez twórców scenariusze szybciej da się ukończyć stawiając na najbardziej podstawowe budynki. Kilkukrotnie próbowałem zaoferować swoim grzesznikom nieco luksusu, przeprowadzałem badania nad specjalnymi kuchniami i maszynami do produkcji kawy, ale kiedy już chciałem takowe fantazyjne urządzenia postawić, okazywało się, iż musiałbym tylko na jeden element nowej infrastruktury (żywność trzeba bowiem wyprodukować, przetworzyć, a potem rozdzielić w specjalnym punkcie) przeznaczyć porównywalną lub bardzo często większą ilość cierpienia niż potrzebowałem do ukończenia misji.

Recenzja Hell Architect (2)
Pomnik Szatanowi wzniesiemy więcej niż raz

Mógłbym to w zasadzie zrobić dla zwykłej frajdy rozbudowy bazy, bo przecież samo to w tego typu grach zazwyczaj jest całkiem satysfakcjonujące. Mógłbym, gdyby nie fakt, że Hell Architect to gra w czekanie, bowiem pomimo implementacji siedmiu różnorodnych surowców, to właśnie cierpienie jest tym najważniejszym, gdyż używa się go do wznoszenia i ulepszania wszystkich innych niż bazowe budynków, a także do zaliczania fabularnych zadań, wymagających od nas zebrania konkretnej ilości cierpienia w celu spłaceniu długu lub wybudowania pomnika Lucyferowi. I wcale nie są to małe liczby, bo na nową konstrukcję należy wysupłać średnio od 1500 do 2500 jednostek cierpienia, podczas gdy jeden zadbany grzesznik generuje ich co kilka sekund siedem. Dodam, że na początku każdego scenariusza mamy do dyspozycji zaledwie czterech potępieńców, a kończąc ich liczba oscylowała zazwyczaj w okolicach dziesięciu, w tym kilku oddelegowanych do przetwarzania żywności oraz kopania.

Pozyskiwanie cierpienia idzie zatem na tyle wolno, że momentami zastanawiałem się, czy sam nie znajduję się właśnie w piekle. I jasne, są sposoby, by przychód tego surowca zwiększyć – pomaga ulepszanie narzędzi tortur, wieszanie w ich pobliżu piekielnych dekoracji, a i każdy nowo przybyły dostaje na start status świeżaka, dzięki czemu cierpi dwa razy mocniej. Każdy grzesznik posiada również charakterystyczne dla siebie modyfikatory, które w połączeniu z konkretnymi torturami sprawiają, że jego potrzeby spadają nieco wolniej, więc zamiast latać co chwila do toalety, spędzi on więcej czasu na przeżywaniu katuszy.  Wciąż jednak trwa to wszystko przeraźliwie długo, w czym nie pomaga fakt, iż często nie mamy zbyt wiele do roboty poza wytyczaniem kolejnych segmentów do wykopania. To gra, przy której autentycznie można czytać książkę nawet przy włączonym najszybszym przyspieszeniu czasu, co sprawia, że granie w nią niejako mija się z celem. Już lepiej rozsiąść się w spokoju z książką na wygodnym fotelu i nie musieć słuchać ciągłych pokwikiwań torturowanych grzeszników.

Recenzja Hell Architect (4)
Piekło potrafi być dość niekonwencjonalne

Mentoring „New Hiresów”

Zwłaszcza, że naszych podopiecznych musimy również nieustannie niańczyć, bo są to osobnicy o zatrważająco niskim ilorazie inteligencji. Niejednokrotnie gra zasypywała mnie komunikatami o tym, że jeden z tych cymbałów ma odciętą drogę do toalety, bo akurat wykopał tunel w taki sposób, że odciął sobie drogę powrotną i gdyby nie ja, padłby tam z wycieńczenia. Innym razem za nic w świecie nie mogłem doprosić się, by łaskawie wykopano kilka niezbędnych do ukończenia misji kryształów. Przypisać konkretnego grzesznika do kopania na danym polu nie można, zmiana priorytetów w kolejce zadań ani anulowanie wszystkich innych zadań również nie pomagało. Problemem nie był nawet brak wolnych podwładnych, bo tych bez celu stało kilku. Dopiero zwabienie ich podstępem pod pretekstem demontażu pobliskiej kryształom drabinki zachęciło ich do roboty, choć wciąż musiałem powtarzać ten proces kilkukrotnie. Na szczęście był to jedyny taki problem, więc większość pozostałych zadań spędziłem jedynie znużony, a nie sfrustrowany.

Czy warto kupić Hell Architect?

Największym grzechem Hell Architect jest zatem źle zaprojektowana mechanika rozgrywki. To gra, w której naprawdę chętnie spędziłbym dziesiątki godzin, rozbudowując piekło moich marzeń, bo pomysł na setting jest wręcz kapitalny. Przyjemna dla oka grafika, pełna przaśnych żartów fabuła, niecodzienne pomysły na elementy piekielnej infrastruktury, a nawet możliwość trafienia pod nasze skrzydła sław pokroju Pablo Escobara i Dalai Lamy – wszystko to jest naprawdę świetne, ale cały potencjał zmarnowany został przez fatalnie zaprojektowaną rozgrywkę, zamieniającą Hell Architect w symulator czekania. Do tego doliczyć trzeba kilka innych, pomniejszych problemów, jak chociażby polskie tłumaczenie rozjeżdżające się z angielskimi dialogami oraz średnio wygodny, a miejscami po prostu upierdliwy interfejs. Toteż Hell Architect pomimo olbrzymiego potencjału, stał się moim personalnym piekłem, w którym nudziłem się przez ponad dziesięć godzin.

Plusy
  • Pełna korpożartów fabuła
  • Kolorowi bohaterowie
  • Świetne pomysły związane z infrastrukturą piekła
  • Oprawa graficzna
Minusy
  • Gra w czekanie
  • Zbyt drogie zaawansowane budowle
  • Fatalna sztuczna inteligencja
  • Polskie tłumaczenie rozjeżdża się z angielskim dźwiękiem
  • Interfejs
5
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic