Recenzja Growing Up. Kaszojadem być

Recenzja Growing Up

Gry pomagają nam w spełnianiu marzeń, niekiedy nawet tych najbardziej skrytych. Każdy z nas może stać się genialnym dowódcą armii krwiożerczych orków, piękną panią archeolog walczącą z efektami coraz to nowszych klątw wypuszczanych przez chciwych zbirów, a także wybranym na prezydenta gangsterem-celebrytą, który stara się zapobiec zniszczeniu Ziemi przez obcych. Nie inaczej jest w przypadku Growing Up, które to i mi pozwoliło dokonać tego, co dawno powinienem był już zrobić – dorosnąć.

Cud życia

I wcale nie mam tu na myśli metaforycznego dorastania, czyli stawania się lepszym człowiekiem w wyniku przeżytych doświadczeń, bo zdecydowanie nie jest to produkcja w jakikolwiek sposób do tego zdolna. Nie, dorastanie w Growing Up należy rozumieć dosłownie, jako okres między narodzinami a dorosłością. W grze wcielamy się bowiem w uroczego berbecia, którego w kolejnych godzinach rozgrywki poprowadzimy ku dorosłości, pomagając mu w mierzeniu się z trudami dojrzewania. Zrozumiałe jest więc to, że najciekawiej robi się w późniejszych fazach gry, bo okres niemowlęcy to w zasadzie pozbawiony pazura samouczek.

Recenzja Growing Up (3)
Nowych znajomych poznajemy nie tylko w szkole, ale także na mieście.

Na tym etapie rozgrywka to niewiele więcej poza ciułaniem punktów podzielonych na kilka kategorii – inteligencję, wyobraźnię, sprawność, pamięć, empatię, a na późniejszych etapach rozgrywki również urok – oraz odblokowywanie odpowiadających im umiejętności za służące za swego rodzaju walutę punkty wiedzy. Rozgrywkę podzielono na tury – w ich trakcie zajmujemy się pozyskaniem jak największej liczby wspomnianych punktów na mapie mózgu oraz przyswajaniem nowych zdolności, by na ich końcu wybrać umiejętność, którą będziemy ćwiczyć, celem osiągnięcia mistrzostwa. Pamiętać tutaj należy, że dokonanie tego wymaga czasu, a my mamy jego ograniczoną ilość, więc często zajmie nam to więcej niż jedną turę.

Nie tylko nauka

Na każdym kolejnym etapie rozwoju mechanika ewoluuje. W przedszkolu uczymy się, że nauka nowych umiejętności potrafi być męcząca, więc od czasu do czasu warto jest odłożyć ją na bok i odpocząć, bawiąc się klockami, tudzież oglądając kreskówki. Pierwsze dni szkoły to z kolei jednocześnie koniec naszego beztroskiego życia, bo to właśnie wtedy rodzice zaczną od nas oczekiwać solidnych wyników w nauce, a nie ciągłego leniuchowania. Należy więc zachować balans między naszym szczęściem, a zadowoleniem rodziców – zaniedbanie któregokolwiek ze wskaźników będzie miało dla nas konsekwencje (np. uniemożliwiająca naukę nowych umiejętności depresja), wymaksowanie ich oznaczać będzie natomiast przyjemne bonusy (np. rodzice chętniej będą spełniali nasze zachcianki). Dodatkowo to właśnie w podstawówce zaczynają się przygotowania do egzaminów, więc warto przyłożyć się do nauki, bo każda „wymasterowana” umiejętność (z drobnymi wyjątkami) zwiększa nasze szanse na zdobycie dobrej oceny. Sam egzamin to z kolei proste, aczkolwiek ograniczone konkretną liczbą tur łączenie klocków tego samego koloru i wydawanie zdobytych w ten sposób punktów na poprawne odpowiedzi.

Recenzja Growing Up (2)
Niestety zabrakło możliwość stosowania sekretnych „handshake’ów”.

W gimnazjum dochodzi kieszonkowe, które wydawać możemy na nowe ubrania i oferujące różnego rodzaju bonusy potrawy oraz przedmioty. Co więcej, swój ograniczony czas dzielić będziemy musieli już nie tylko między pracę a odpoczynek, ale także pracę dorywczą, bo oferowane przez rodziców kieszonkowe starczy najwyżej na waciki. Fanów randkowania ucieszy natomiast fakt, że w liceum pojawi się też temat szkolnych miłości.

Życie jest visual novelą

Wszystko to wypada naprawdę nieźle, oferując masę możliwości i ścieżek do obrania, co początkowo dość skutecznie zachęca do ponownego przejścia gry i dokonania innych wyborów. W założeniu nasza historia potoczy się bowiem nieco inaczej, kiedy godzinami wkuwać będziemy matmę, a inaczej kiedy swój czas poświęcimy na sport lub pomoc lokalnej modowej celebrytce. Szkoda jedynie, że dowiemy się o tym dopiero w finale przygody, kiedy oglądać będziemy jedno z wielu możliwych zakończeń, bo na samą rozgrywkę poznane umiejętności czy stopień rozwinięcia poszczególnych kategorii nie ma absolutnie żadnego wpływu.

Recenzja Growing Up (1)
Potrzebne do nauki punkty uzyskujemy co turę na losowo generowanej mapie mózgu

Jest to o tyle przykre, że lwią część zabawy spędzamy tutaj na rozmowach z innymi bohaterami, co zaprezentowano w formie powieści wizualnej. Na swojej drodze spotkamy szereg różnorodnych bohaterów – rodziców, trójkę poznanych w szkole rówieśników, a także postaci poboczne służące jako autorytety, ot choćby wspomniana kreatorka mody lub lekko podstarzały entuzjasta komputerowy. Możecie jednak zapomnieć o bardziej zawiłych wątkach, bo większość odnóg tej opowieści jest zwyczajnie nijaka. Rodzice wpadają tylko co kilka tur, by wypalić życiową mądrość i wyznaczyć nam cel do osiągnięcia pokroju zwiększenia swojej inteligencji o 100 punktów, a autorytety leją wodę tak bardzo, że kompletnie nie jestem w stanie przypomnieć sobie niczego związanego z nimi, co byłoby warte zapamiętania.

Paczka z osiedla

Lepiej sytuacja wygląda z naszymi rówieśnikami, których gra losuje nam z puli kilku postaci w trakcie każdej nowej rozgrywki. To właśnie ich wątki rozwinięto najbardziej, dzięki czemu ich historię śledzi się z zainteresowaniem, choć wcale nie są to nadzwyczaj oryginalni bohaterowie. Na swojej drodze spotkałem między innymi z uzależnioną od rywalizacji Alex, typową „mean girl” z bogatego domu, czy też równie utalentowanego, co nieśmiałego pasjonata muzyki elektronicznej. Tak jak w życiu, tak i w Growing Up to, w jaki sposób się do nich odnosimy, będzie miało znaczenia na to jak długo i w jaki sposób będą oni obecni w naszym życiu. Bezustannie wyśmiewany muzyk w pewnym momencie zaczął mnie unikać, z kolei wspomniana „mean girl” pod moim wpływem zmieniła podejście do ludzi, a finalnie została moją żoną, z którą adoptowaliśmy chłopczyka (co ciekawe, po napisach końcowych otrzymujemy możliwość kontynuowania zabawy jako owoc miłości swojego poprzedniego bohatera). Wciąż jednak same opcje dialogowe i wybory są wręcz boleśnie proste i często bardzo zero jedynkowe – jesteś bucem albo nie. Na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których konsekwencje wybranego dialogu były trudne do przewidzenia.

Recenzja Growing Up (5)
Można powiedzieć, że to jest, jakby to powiedzieć, okrutnik.

To samo tyczy się romansów, bo każdy z trójki naszych przyjaciół jest jednocześnie naszym potencjalnym partnerem, o ile dobrze poprowadzimy taką znajomość. Brak tutaj jednak jakiejkolwiek głębi i takową znajomość wystarczy przeklikać do końca, by w finalnym spotkaniu mieć szansę na powiedzenie „kocham cię”. Wątki poszczególnych bohaterów nigdy się też nie łączą, więc bez najmniejszych konsekwencji możemy bajerować z nimi wszystkimi. Miałem nadzieję, że w finale dostanie mi się za to po tyłku, bo moja bohaterka jednocześnie weszła w związek z dwiema paniami, ale gra w nieznany mi sposób wybrała jedną z nich jako jej życiową partnerkę, nie zająkując się słowem o powodzie takiego stanu rzeczy.

Czy warto kupić Growing Up?

W efekcie Growing Up okazuje się być niczym więcej niż prostą i mało odkrywczą powieścią wizualną z dokooptowaną mechaniką rozwoju mało znaczących umiejętności. A mimo to ukończyłem ją za jednym posiedzeniem, spędzając przed monitorem ponad trzy godziny, co w moim przypadku jest ostatnio niemałym wyczynem. Nie jest to arcydzieło, ale Growing Up ma w sobie to coś, co przyciąga ekranu. Myślę, że spory wpływ ma na to uzależniająca mechanika rozwijania naszego bohatera, której prostota nie uwiera jeszcze tak bardzo w trakcie pierwszego przejścia, a która skutecznie wywołuje syndrom jeszcze jednej tury. Zwłaszcza, że twórcy co rusz dodają nowe, łatwe do przyswojenia mechaniki. Nie bez znaczenia są też naprawdę ślicznie narysowane tła oraz postacie, a także zaskakująco przyjemna muzyka, które pomagają w przeniesieniu gracza w fantastyczny klimat amerykańskiego przedmieścia z lat 90.

Recenzja Growing Up (4)
Growing Up dość wyraźnie promuje progresywne wartości.

Myślę, że Growing Up trafiło na dysk mojego komputera w odpowiednim momencie mojego życia. Kilka miesięcy temu stuknęło mi na karku dwadzieścia pięć lat, co dość skutecznie popchnęło mnie w „kryzys ćwierćwiecza”. Coraz częściej odbywam myślami nostalgiczne wędrówki do czasów dzieciństwa, kiedy to mogłem bezgranicznie cieszyć się z przyniesionej przez tatę płytki z wypalonym Vice City, a jedynym zmartwieniem był brak potrzebnego na jutro bloku rysunkowego, o którym przypomniałem sobie (i rodzicom) na chwilę przed pójściem spać. Growing Up pozwoliło mi choć na chwilę cofnąć się do tamtych czasów, więc choć jako recenzent uważam go za tytuł zaledwie przyzwoity, jako gracz przez te kilka godzin bawiłem się przy nim świetnie.

Plusy
  • Oprawa audiowizualna
  • Wiele różnych ścieżek rozwoju
  • Każde przejście wygląda nieco inaczej
  • Wciąga i relaksuje
Minusy
  • Powtarzalna rozgrywka
  • Zero-jedynkowe relacje z innymi bohaterami
  • Większość wątków pozbawiona jest polotu
  • Nabywane umiejętności nie mają wpływu na rozgrywkę
  • Etap niemowlaka i przedszkola
6.5
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic